środa, 29 sierpnia 2012

K: "nie masz problemów? to idź zaszczep dziecko"

Od wczoraj przeżywamy nieplanowany dramat.
Nigdy jeszcze dziecko moje nie zareagowało tak na szczepionki.
Nienawidzę szczepić!
Nienawidzę przebywać w pokoju szczepień i rzygać mi się chce jak wiem, że ten dzień nadchodzi.
Jesteśmy przeciwni z K. szczepieniom.
I wiem, że gdybyśmy wszyscy nie szczepili to pewnie choroby by powróciły.
Ale jak byśmy nie zaszczepili tylko my, to nic by się nie stało.
Nie byliśmy tego świadomi przed urodzeniem dziecka i droga szczepień się zaczęła w sumie bez naszej wiedzy.
Trudno.
Jakoś to szło. Nie było żadnych reakcji po szczepieniach oprócz gorszego humoru.
Dzisiaj jesteśmy oboje na skraju wyczerpania fizycznego i nerwowego.
Nasze dziecko ogólnie nie wyje całe dnie, nie ma takich humorów co dwa dni, jest radosne i spokojne chyba, że się wkurzy.
Wczorja pojechałyśmy na kontrole i po cholere? bąknęłam coś ze Natasza ma już 16 miesięcy i chyba jest wtedy jakaś szczepionka.
Pani doktor stwierdziła, że sobie ją w takim razie zaszczepimy i pbierzemy krew do badania, bo zdeklarowałyśmy się z Jessi, że same zawieziemy ją do laboratorium.
Dziecko się zaszło.
Pieprzona pielęgniarka 7 razy wypomniała mi, że ONA O 15;30 KOŃCZY PLRACE A JEST 7 MIN DO KOŃCA, i była tak niedelikatna i niemiła, że myślałam, że ją po prostu tam zabije, ale bałam się, że pochrzani coś więc, zacisnęłam zęby i trwałąm w coraz to bardziej zawodzącym płaczu dziecka.
O plastry na 5 cieknących krwią miejsc musiałam się prosić sama, doprosiłam się 2, o inne już nie śmiałam prosić.
Dziecko padło od nadmiaru wrażeń.
Okazało się, że biedne 2 paluszki niepotrzebnie zostały po nakłuwane, bo laboratorium jak dojechała Jessi było zamknięte i krew była do wyrzucenia.
Przeżyje, pomyślałam.
Wyszłyśmy na dwór po obiedzie.
Chodzimy sobie wśród dzieci i dziecko nagle zaczyna wybuchać histerycznym płaczem.
Po 4 razach uspokajania, zaniosłam ją do domu, a ona całą drogę płakała,
Mierze temperaturę. 38 stopni.
Podałam ibum, padła o 19:03.
Pospała do 20:30, poharcowała, temp znów 38.
Nie dałam, nic położyłam spać i spała do 1;07
Wstała, temperatura 39,7
Podałam czopek, walczyliśmy z zaśnięciem do 3 w nocy.
Dziecko akceptuje tylko mnie, tylko moje ręce i tylko na nich usypia.
Jestem już połamana, powyciągana.
Pospała do 7;30 temperatura znów 39.
Znów czopek. Płacz 2 h. znów sen co 11;30.(dzieki bogu bo po spaniu 3 h w nocy chyba bym umarła resztę dnia na nogach. Chociaz te 1,5 h to zawsze coś.
Znów płacz(nieustający, zawodzący płacz). Temperatura 38,8.
Wsadziliśmy ją do wanny z wodą jak kazała pediatra, gdzie tam! jak polana kwasem!
wrzask, płacz, pisk taki, że nadal go słysze jak piszczy w uszach.
Godzina 13:07 znów temp 39 stopni, podałam syrop, żeby ciągle czopków nie pchać.
Śpi.
znalazłam informacje w necie:

"Większość NOP występuje w ciągu 48 godzin po szczepieniu, jednak niektóre pojawiają się nawet po upływie 7 dni. Do typowych NOP po szczepieniu przeciwko krztuścowi należą:
  • względnie łagodne objawy w miejscu wstrzyknięcia (zaczerwienienie, ból i obrzęk), które mogą wystąpić nawet u około 50% dzieci oraz niewysoka gorączka i senność – to najczęstsze reakcje
  • wysoka gorączka (1–3%; u ok. 0,3% >40,5°C) w ciągu 48 godzin po szczepieniu
  • trudny do uspokojenia płacz lub krzyk dziecka trwający co najmniej 3 godziny w ciągu 48 godzin po szczepieniu (ok. 1%)
  • znacznie zmniejszone napięcie mięśniowe (dziecko staje się wiotkie), utrudniony kontakt z dzieckiem i bladość skóry w ciągu 48 godzin po szczepieniu (rzadko – u ok. 1 /1750 szczepionych dzieci) – epizody te nie powodują trwałego uszczerbku na zdrowiu dziecka;
  • drgawki w ciągu 3 dni po szczepieniu (rzadko – u ok. 1/1750 szczepionych dzieci) – nie zwiększają one ryzyka rozwoju nawracających drgawek w przyszłości;
  • zaburzenia przytomności lub wyraźna, niepokojąca zmiana zachowania dziecka (apatia, brak kontaktu) w ciągu 7 dni po szczepieniu – niezwykle rzadko;
  • reakcja uczuleniowa – bardzo rzadko."
źródło:http://pediatria.mp.pl/szczepieniaochronne/show.html?id=59269

Super, że jesteśmy w 1-3% przypadków dzieci z taką gorączką:(

Pediatra mówi, że może być taka gorączka 1,2 dni.
Zobaczymy..
A miałyśy wyjeżdzać w piątek albo sobotę.
Nie wiem co robić.
Zbijam temperaturę, karmie cyckami tylko bo tylko to chce pic, co 3 h jestem tak głodna, jak bym byłą w obozie Auschwitz czy jak to się piszę, bo dziecko wszystko ze mnie wysysa.
Może chociaz kisiel zje jak wstanie. I niech już tak przeraźliwie nie płacze!
 Proszę, niech już to minie dzisiaj i jutro, niech już będzie normalnie:(
U nas jakieś 30 stpni na dworze, a to biedne dziecko będzie musiało kisić się w domu..
Masakra


poniedziałek, 27 sierpnia 2012

A w głowie tylko "nie chce..."

W głowie tylko "nie chce mi się"
pałęta się od ucha do ucha.
Słuchaj- mówi i zaśmiewa się,
bo wie, że ja ta głupia co się słucha.

.Już nawet gadać mi się nie chce.
Nie chce mi się gotować,
siedzieć,
myśleć,
patrzeć,
a robić cokolwiek!
O nieee

Niemoc.
Jakaś mocna niemoc na mnie usiadła.
Mówi do mnie "zakop się pod ziemię".

Nie wiem, czy to brak ulopu od świata.
Czy trwanie ciągle w tym samym miejscu.
Czy te same mordy cały czas.
Czy same negatywy na około.
Jakoś rzadziej się śmieję,
rzadziej mnie coś cieszy.
Wstaje wyspana, ale za chwile chce mi się spać i jestem zmęczona.

Czyżby depresja?
Nie dopuszczam jej do siebie, ale wszystko zaczyna mi byc obojętne.
Mam ochotę usiąść na kamieniu i się rozpłakać.
Z półtrwania.
Z niemocy.
Z oczekiwań wobec mnie wystawianych nie do spełnienia.
Chyba przez wymagania jestem bezradne zagubiona.
Chyba moja bariera jednak nie działa tak ochronnie przed słowem jak powinna.
Chyba jednak biorę do siebie w podświadomości więcej niż myślę.
Nie wiem, po prostu przychodzi taki moment, kiedy nagle dostaje tym wszystkim w łeb i tylko widze jak się psychicznie staczam.
I tylko modle się o to, żeby nasz wyjazd w moje rodzinne strony się udał.
Żebym poczuła sens.
Żebym odpoczęła w innym wschodnim klimacie.
Żeby pies naładował mnie pozytywną energią.
Żeby zobaczyć się z tak dawno niewidzianymi ludźmi.
 Żeby oderwać się od przytłaczającej codziennie codzienności i ludzi tylko napadających na moją głowę.
Żeby się nabuzować.
I tak się boję, żeby to udało się zrobić.
Zawsze jak wracam z rodzinnych stron jestem bardziej zmęczona niż pojechałam.
Zawsze wracam nienacieszona, nie pocieszona, nie wyrodzinniona.
Chciałabym, żeby moja mama raz w życiu poświęciła czas tylko nam, a nie innym sprawom..

A tak btw. jak strasznie wkurwia mnie wtrącanie się ludzi w moje życia.
Jak uwielbiam słuchać kazań, które nic nie wnoszą oprócz mojej większej nienawiści do osoby.

wylałam to z siebie.
ale wcale nie jest mi lepiej.
Nie pocieszajcie.
Nie chce pocieszenia.
Ani kopów w dupę,

Chce wytchnienia, bo codzienność mnie zabija.
Ostatnio wspominałam siebie.
Teraz nie znam tej baby, która siedzi w moim ciele.
 Nie jestem sobą.
Nie wiem czy jeszcze potrafię to zmienić, żeby to wrócić.

Wiecie, że nigdy nie wyobrażałam sobie macierzyństwa jako braku jakichkolwiek ruchów?
hah.. jak mumia.
bez kitu, czuje się jak mumia, obwiązana bandarzem macierzyństwa i pod względem, finansowym, wolnściowym, rodzinnym, samodzielnym, cichym, przebojowym, spokojnym, swobodnym..i pod wieloma innymi kątami- nie mogę się ruszyć.

Myślałam, że to jednak będzie zupełnie inaczej wyglądało.

Nawet nie wiecie, jaką histerie na środku osiedla może wyczynić dziecko, kiedy zabierze mu się drąg od rowerka... Czegoś takiego jeszcze moje bębenki ani bębenki sąsiadów nigdy nie słyszały.
Dziecko aż się zaszło.
Rowerek został zaniesiony do garażu.
Dramat.
Po prostu sztuka dramatyczna pod scenariusz do spektaklu..

http://www.youtube.com/watch?v=zL3k-p7FrvQ

sobota, 25 sierpnia 2012

Znów o czytaniu będzie.
Przepraszam :D ale dziecko zafascynowane książeczkami i moją wyobraźnią i przekazem, mogłoby cały dzień oglądać je po kilka razy!
Dziś 2 razy leciałyśmy książeczkę którą można zdobyć w Candy o Beacie, która lubi ściemniać;)
Zostawiłam tekst i zaczełam opowiadać jej po swojemu.
Dziecko przy drugim oglądaniu już pokazywało wszystkie "bam" z gestykulacją - kiedy to piłka wybiła szybę, albo jak wyskoczył rozbójnik, albo jak Beatkę zabrała WIELKAAAAAAAAA fala! i inne.
I musiałam jej powiedzieć, że ma się iść kąpać i zrobić tak jak w książeczce zmyślone przez Beatę sło, który zrobił wielki chlup! :D i poszła robić wielkie chlapu chlapu:D
btw przy okazji zasłyszany tekst dziecka z ojcem podczas kąpieli:

K(przerażony):" Natasiu! chyba nie masz zamiaru wylać tu(na podłogę) tego wiadra wody?!"
:D
Wylała więc na siebie, jak zawsze, ale za to skorzystała z otwartej (w pojemniku półlitrowym) odżywki do włosów i kiedy tata nie patrzył patrzyło ona co to za dziwna maź:D


ale ja nie o tym chciałam.
Wzięłyśmy dziś do czytania przed snem Pierwsze urodziny prosiaczka jako, że dawno nie czytane ino pobieżnie przez dziecko przeglądane.

Czytam.
Dochodzę do strony o dziku. Dziecko wyciąga smoczek i mówi "Dziik" wkłada smoka i pokazuje na jabłka, a ja czytam ze je przyniósł.
Odwracam kartkę. Dziecko wyciąga smoka i mówi "bzziii" ja czytam ze pszczoly z kwiatami, tak!
O żuku nic nie wiemy wiec dziecko tylko patrzy i słucha.
Następna strona to kura i co słyszę(od wczoraj upragnione:))) "kokoko" tak! Kura przyniosła jajka! Tu dzidzia kiwa głową co znaczy ze jajka lubi bardzo jeść:)
Odwracam kartkę dziecko znów wyciąga smoka i mówi "BAM!" Bo cały czas pamięta i codziennie przezywa jak 2 tyg temu przebiłam balon, którego się bala. A widzimy dżdżownicę z balonem na obrazku.
Niedźwiedzia z miodkiem, susła i tort kasztankowy czytamy w ciszy, ale czuje jak cisnienie narasta.
Prosiaczek płacze-patrzy na mnie i sprawdza czy dobrze pokazuje smutek:D
i nagle wyskakuje borsuk..dzidzia podnosi raczki do góry, uśmiecha się przez smoka, odwracam stronę a ona śpiewa "ra ra, ra ra" .
Kończymy czytać ostatnie zdanie.
Odwraca się do cycusia i cycusiujemy.

Ogólnie znów stoimy z wagą. Łazienkowa pokazuje 10 kilo, przy wzroście 88cm.
Idziemy w przyszłym tyg do lekarza i zobaczymy co Pani doktor powie;/

Przypominam o:

A Tu Natasza na wiksie:D

czwartek, 23 sierpnia 2012

o córce

5:40 -codziennie.
Od 2 tygodni.
Pobudka.
Słysze jej kroki. Już nie śpię, ale udaję.
Podchodzi do łóżka. Czeka.
Nie ruszam się.
Wchodzi na łóżko.
Włazi na mnie.
Czeka.
Ja nic.
Nagle wydaje z siebie krzyk radości piszczącej i budzącej chyba pół bloku:D
Odwracam się z uśmiechem.
I wita mnie najpiękniejszy uśmiech na świecie.
Jak by krzyczała :"Witaj kochana mamo! Już jestem! Ani chwili spania dłużej!";)

Kradne sobie jeszcze 20 min, bo cycusiujemy..
Niezmiennie, nawet ostatnio częściej.
Od 16 miesięcy.

Wiecie jak bardzo Natasza zmieniła się przez ten miesiąc?!
Nie możliwe aż!
Wszystko robi BIEGIEM.
Cały czas mamy piski radości w domu.
Biega wte i wewte i piszczy, śpiewa, z rękami w górze.
Komiczne:)

Jest tak bardzo sprawna.
Zawsze jak przyjeżdżamy ze sklepy to nie leci do pokoju po wyjęciu jej z wózka, tylko rzuca sie do rozpakowywania zakupów.
Nosi kilogramową mąkę, wodę litrową, śmietane, warzywa itd. Uwielbia!

Sikamy na nocnik coraz lepiej, chcoiaz ostatnie przeprawy z kupą na panelach były dlam nei tak okropne, że powiedziałam dość!
Jednak dziś Natasza przychodzi sama do nocniczka jak jestesmy w domu i robi siusiu, wiec coś tam jednak sobie zakodowała.
Je widelcem (polecam krótkie sztućce z IKEA odkryłam u sąsiadki! muszę je mieć!).
Sprząta wszystkie papierki po sobie, wyrzuca do kosza.
Wybiera książeczki do czytania, odpowiada na pytania tak lub nie, chyba ze pytam o coś nowego.
Mówi i pokazuje "nie ma"
Tata
mama
Dzidzia
Dzik
ciocia(nowość z dzisiaj)
papa
brum
sik sik(psik)
aćsii(apsik)
bam
ban(balon)
daj dzidzi
Nie
tam
tu
ojoj
Chyba tyle, mało ale powoli zbieramy słowa.

Nazywa wszystkie zwierzątka jakie widzi tym jakie dzwięki wydają.
Wszystko co chce to pokazuje. Bardziej rozumiemy się na migi niż na słowa.
Zdecydowanie trzeb jej kupić wózek!porwałą dziś wózeczek córki sąśiadki i jeździła nim przez 30 min.

Oczywiście ucieczki przed ubieraniem, jedzeniem, kroplami, zmianą pieluszki na dwór.:)
Hipopotama niestety nadal nie ogarnęła:D
Ani kaczki, ani Kury:D
Nie wiem co jeszcze.
Ale dla mnie jak na nią patrze to fizycznie i manualnie jest o 50 % sprawniejsza niż w zeszłym miesiącu.
Cudowna.
Zjadłabym ją:D

Nadal mamy dwie drzemki. Krótsze o pół h już nie śpi po 2 a po 1,5h czasami 40 min tylko.
Nadal kładziemy ją o 21.
Nadal pijemy cycka.
Nadal czytamy książeczki przed snem.

Nie ma już takich pisków i histerii. Jakaś bardziej opanowana się zrobiła. Chyba, że dziś zabrałąm wózek.. to był dramat;) musiał zostać oddany.:D


środa, 22 sierpnia 2012

Pierwsze Candy.

Kochani!
Z okazji 16 miesiąca Nataszy.
Ponad 20 tys odwiedzin bloga.
Przekroczeniu 50 obserwatorów.
Bardzo Wam dziękuje, za wszystkie, słowa, czyny, to że trwacie i czytanie.
Moja wdzięczność jest preogromna.
A radość jeszcze większa.!:)

Nadszedł czas na moje pierwsze CANDY.

Strasznie się stresuję, bo nie wiem, czy wam te moje prezenty w ogóle przypadną do gustu.
Najwyżej nikt ich nie weźmie:D trudno.

Candy jest mocno czytające.

Do rozdania mam taki oto zestaw:




Zestaw dla mamy:
Książka: Nie zdradzaj żadnych tajemnic- jest moja, czytana raz. 
Sprawy serca- nowa 
Obie są w miękkich okładkach.
Dwie nowości kawowe Duo Latte.
I zestaw dla dziecka:



Książeczki:
Dla wielbicieli Elmo- Elmo czyta
Dla troszkę starszego dziecka, mam obie dla Nataszy, Elmo super! 
a Beatki jeszcze nie czytałysmy.-Nie kłam, Beato 
W kuchni- książeczka z mojej ulubionej serii książeczek pokazuje jakie sprzęty są w kuchni.
I na koniec Karty do nauki liter.
Zrobiłam je własnoręcznie. Jest cały alfabet małymi literami.
Ja będę oswajać Nataszę z literkami i będe wieszać po 5 dziennie na ścianie i pokazywać jej, az zrobi nam się ścieżka liter.
Litery mają wysokość 8-10 cm.
 
Dorzucę jeszcze jakieś słodkości do paczki.


Zasady rozdawajki:
1. Konkurs tylko dla obserwatorów, żeby było sprawiedliwie, w końcu to dla aktualnych czytających jest to candy.
2. Fajnie jak wstawicie podlinkowany banerek do tego posta u siebie na blogu.
3. Konkurs trwa od dzisiaj do 31 sierpnia do 00:00. 1września Natasza wylosuje zwycięzcę.
4. Zwycięzca zostanie wylosowany, jednak w komentarzu pod spodem należy jako zadanie napisać:

Podaj przepis na obiad bez cebuli:)
 5. Podajcie też adres e-mail.
Chyba o niczym nie zapomniałam.
Zapraszam do zabawy! 

Banerek do pobrania:







poniedziałek, 20 sierpnia 2012

A to mały nicpoń jeden.
Wiecie jak to piszczy?! radośnie czy nie ale bębenki w uszach przeczyszcza nieźle!
Nadejszla wiekopomna chwila...
Wstawania!
I włażenia na wszystko.
Dziś tylko rozłożyłam wózek(jednak go składamy, bo przecież co 30 sekund do niego właziła).
Dziecko pisnęło prze szczęśliwe!
I jak tylko postawiła i weszłam do łazienki, już słyszałam jak się gramoil!
Tylko wyszłam, ona oczywiście siedzi i szuka pasów pod sobą do zapinania;)

Pragne obwieścić, że do nosnika wparowało dzisiaj 1 i 1/4 kupy:D
Za pierwszym razem udało mi się przed, dlatego cala.
Za drugim prawie bym nie zdążyła.
A trzeci to nawet nie wiem kiedy nastąpił, tzn wiem, ale moje dziecko na pytanie "robisz kupę?"
odpowiedziało "nie"
No więc niepotrzebnie uwierzyłąm, bo przecież co do kupy to zawsze kłamie:D
Na pytanie: :robisz? lub masz? (kupę) odpowiedz zawsze jest "nie!" i ucieczka..
zawsze ma i zawsze robi;)


lodzik nasmarowany na suchy rożek z maminej gałki w taki upał musi wjechać!
A tu dziecko w swojej bazie :D robi goryla:D

niedziela, 19 sierpnia 2012

Przewrażliwona czy dbająca?

Chyba jednak jestem matka trochę przewrażliwioną.
Może jednak za bardzo się przejmuje?
Kurde, ale właściwie to ja pozwalam dziecku na bardzo wiele, tylko w granicach rozsądku, ale na palcach jednej reki zliczę razy, kiedy nie udało mi się dobiec w odpowiedniej chwili i uratować dziecka przed upadkiem/ zderzeniem/ kraksą/itp.i jeszcze zostaną ze dwa palce..

Na placach zabaw jestem świadkiem różnych rzeczy.
I wiem, że się różnie wychowuje dzieci, że się gada z koleżanką, a że się ma trójkę dzieci to już tak człowiek nie uważa..
Jednak dzisiaj mnie to trochę zasmuciło.
Szwendałyśmy się z Taszką po osiedlu i weszłyśmy na plac zabaw.
Widzę jakieś dwie kobiety siedzą z maluszkiem na kolanach i dwójka dzieci, jedno 14 miesięcy(jak się dowiedziałam) drugie starsze trochę może 3 lata? 4?
Myślę, fajnie, może się dzidzia zainteresuje.
Idziemy na ślizgawkę, przywitałam się, patrze leci ta mała dziewczynka. Biegnie prawie.
Tylko nie po chodniku a zbacza w trawnik, ktory nie jest ładny, wszędzie sterczą kujące niedobitki traw i reszta to ziemia.
Matka dziecka widzi.
Nic. Siedzi. Nawet nie krzyknie "uważaj".
I oczywiście tak jak myślałam dziecko się przewróciło w te kujące krzaczorki.
Ja "instynkt ratowania młodych" biegiem rzuciłam się do dziecka, podniosłam, wzięłam na ręce i jej tłumacze co się stało.
Dopiero w połowie drogi podałam ją zszokowanej matce, ale kurde, nie mogłam patrzeć jak to dziecko może jeszcze miało by się samo podnieść ? trochę to dla mnie nienaturalne wychowanie.. tym bardziej, że mała jeszcze kiepsko chodzi.
Podziękowała, za chwile mała latała już znowu.
Zostałąm obsypana komplementem za piękną córkę, i pani wróciły do dyskusji.
Nie mogły się jednak nadziwić, że moje takie grzeczne(tylko jak widzi inne szalejące dzieci), i że tak ciągle z nią i koło niej, i tłumacze...
Ok.
Może nie lubi gadać do dzieci.
Ogólnie to dziewczynka wywaliła się jeszcze 2 razy.
Zdarłą kolana na dobre, nie przeszkadzało jej to jednak(chyba weteranka) ojciec bardziej ogarnięty (przyszedł w międzyczasie) i chodził za dzieckiem tak jak ja.

Dziewczynka za to bardzo dużo mówiła, konkretne słowa, aż igła zazdrości mnie ukuła w żołądek:)


Dla mnie takie "nie ratowanie" dziecka jest nie zrozumiałe.
Ok
tez czasem nie zauważę, że pcha piasek do buzi(trudno), albo próbuje zjeść kwiatek(no trudno) ale w zyciu jeszcze mi się inaczej niż na pupę czy na rączki delikatnie nie wywaliła.
Zawsze widzę, zawsze wiem, że może się to zdarzyć, zawsze zdążę zareagować.
Ostatnio złapałam ją na milimetr przed wózkiem w króry za***ałaby (dosłownie ) tyłem głowy wypadając z piaskownicy.
Aż mi serce w gardle stanęło.
Ale czuwam, nawet jak daje jej wolną drogę to i tak jestem tuż za nią, bo wiem, że wszystko może się wydarzyć.
AAA jeszcze!
Dziewczynka dzisiaj dzięki mnie(ta sama co wyżej) nie spadła z ławki.
Odpowiednio krzyknęłam "uwaga na dziecko!" i matka zdążyłą ją złapać.

Każda matka powinna mieć taki refleks.

Nataszy bardzo podoba się stawanie w krzesełku do karmienia, albo dzisiaj opanowałą stawanie na siodełku rowerka.
Stanie i nawołuje nas żebyśmy zobaczyli i cieszy się i bije sobie brawo.
Oczywiście za każdym razem tłumaczyłam, że to nie jest dobre i brawo bić nie będziemy, ale ona dalej włazi;/
rowerek chyba zostanie wywieziony do garażu.

Moja mama była zawsze przewrażliwiona.
Zawsze przesadnie ostrożna.
Ja nie jestem przesadna.
Pozwalam się jej wywalić na ręce czy dupsko, niech wie co to jest "bam" naprawdę, ale na więcej.. to ja pozwolić nie mogę.
Mama nadzieję, że też jesteście takie ostrożne jak ja i nie wyjdę tu zaraz na wariata co nie pozwala dziecku kolana do krwi zedrzeć.



czwartek, 16 sierpnia 2012

Cała prawda o mnie:)

Wiecie jak ja nie lubię takich zabaw:D unikam jak ognia! ale ok:) jednoczmy się w tym życiu blogowym:)

Zostałam nominowana do zabawy przez Młodych Rodziców i Karlity mam nadzieje, że nie zapomnialam przeczytać siebie jeszcze u kogoś!

Szczerze? to nadal nie wiem co napisać. trudne to zadanie.

7 rzeczy, których możecie o mnie nie wiedzieć:

1) NIENAWIDZĘ CZEKAĆ- jestem niecierpliwa, jeżeli coś nie jest zrobione na już, jeżeli i coś proszę, a ktoś mnie zlewa albo słyszę "zaraz" to trafia mnie szlag i staje się niemiła. Trochę mniej rygorystycznie podchodzę do umówionej godziny spotkania.

2) Uwielbiam piwo- lubię usiąść i wieczorkiem wysączyć jedno do filmu czy do rozmowy.

3) Jestem strasznie leniwa- zanim się do czegoś zmotywuje, zabiorę, wezmę to muszę się sama do tego przekonywać:D Nic mi się nie chcę i wszystko co robię (np.porządki, spacery, dojazdy, zrobienie czegoś co chce K;)), robię wtedy kiedy już jest deadline;)

4) Uwielbiam gotować i piec:) żałuję, że nie zostałam kucharką:D

5) Jestem niedoszłą modelką, miałam kilka sesji.. ale byłam za leniwa i zbyt strachliwa, żeby wyjechać za granice. Żałuję bardzo.

6) Chciałam mieć dziecko w wieku 16 lat:) zawsze chciałam  być młodą mamą, ponieważ moja mama była jedną z najstarszych mam w mojej klasie i bardzo się tego wstydziłam(jakie dzieci są głupie), dlatego bardzo chciałam, żeby moje dziecko miało super cool młodą mamę:D

7) Witam, nazywam się Ola i jestem uzależniona od czekolady. Zjadam co najmniej tabliczkę dziennie(oczywiście(i oczy zawisły) jak nie ma to też żyje, ale rośnie we mnie głód taki jak u wampira na krew;))


uff

teraz łatwiejsze zadanie, nominowana zostałąm też przez Anne z bloga http://herbata-ze-szklanki.blogspot.com/  do odpowiedzi na 11 pytań.
Proszę bardzo:

1. Słońce czy deszcz? słońce (wybrałabym burzę jak byłaby zamiast deszczu:D)
2. Kawa czy herbata?
kawa
3. Adidasy czy czółenka/ szpilki? adidasy
4. Pomidory czy ogórki? pomidory moja miłość!
5. Śliwka czy gruszka? fuj.. z dwojga złego lepsza gruszka:p
6. Córka czy syn? córka
7. Młodszy partner czy starszy partner? starszy partner
8. Pieniądze czy sława? pieniądze (jak będą to będzie i sława:D)
9. Rodzinnie spędzony czas, czy dzień na bezludnej wyspie? aktualnie to dzień na bezludnej poproszę
10. Rower czy spacer? spacer
11. Co było pierwsze jajko czy kura?
Ja zawsze mówię, że Bóg stworzył zwierzęta i ludzi więc stawiam, że jednaj kura była pierwsza:)



Nie podaje dalej z lenistwa :)
Dziękuję za uwagę.


środa, 15 sierpnia 2012

Nasza opinia o wodzie Mama i Ja

Dołączam się do osób, które wypisały już swoją opinie na temat wody "Mama i ja".:)
Nie będę zanudzać jej składem, bo już kilka osób o tym wspominało.
Przejdę do konkretów, które nasuneły nam się z K. podczas uzupełniania zapasów naszych organizmów wodą Mama i ja podczas upałów.

Jeżeli ktoś twierdzi, tak jak moja teściowa, że "woda to woda i najlepsza jest Muszynianka" to niech nie czyta dalej.;]

Z K. jesteśmy smakoszami wielu rzeczy, jedną z nich jest woda.
Pijemy jej hektolitry, zaczęło się w ciąży 3 litry wody dziennie piłam tylko ja.
Zostało mi do dziś, chociaż pije jej już normalne ilości:)
1,5 litra dziennie jednak wjechać musi w mój żołądek jak i w żołądek K.
Dzidzia małpuje po nas i pije też ok litra płynów dziennie.

Szczerze, to opinie o wodzie powinna napisać Natasza, bo to ona wypiła prawie całą ilość:)
Dla nas zostało po dwie butelki.
Myślę jednak, że chęci i napomnienia jakie stosowała, żeby wodę jej podać oceniają producenta na 6.

Według nas:
Plusy:
- "Możesz napisać ode mnie, że jestem degustatorem wody i mam wyczulony smak, a Ta woda jest po prostu idealna, ma idealnie zbalansowany smak i składniki" - Opinia Kuby.
- woda jest bardzo smaczna, wbrew pozorom dla mnie każda woda jest inna, jedna cierpka na końcu, inna gorzkawa, jeszcze inna smakuje jak woda z kranu.
-woda jest delikatna, jeżeli mogę tak powiedzieć o wodzie. Nie lubię kiedy woda "gryzie" mnie w jezyk, lub pozostawia metaliczny posmak.(jest dla mnie jedna wybitnie tak smakująca, której nazwy nie wymienię, bo większość właśnie jej używa i nie będę nic sugerować).
- bardzo słusznie zauważyła Anieska i muszę powielić jej opinie - woda po gotowaniu nie zostawia osadu, jest taka jaka była nalana tylko wrząca;)
- szczerze? wytrąbiliśmy ją w 4 dni była taka dobra:D
Pamiętam jak K. mówił, "Zostawmy tą wodę dla dzidzi, a sami pijmy gorsza(czyt. tańszą)"
 - butelki są bardzo dobre, dziewczyny pisały o kształcie dobrym do złapania w dłoń, ja na to nie zwróciłam uwagi, naszą uwagę przykuła grubość plastiku i to, że się "nie łamie" przy piciu. Cały czas butelka jest sztywna, nie strzela tak jak inne, cieńsze. Bardzo nam się to podobało i zostawiliśmy sobie po kilka do przelewania napoi na spacer.
-butelki z ustnikiem wygrały u nas. Dziecko od razu jak zobaczyło zafoliowane jeszcze zgrzewki, od razu kazało sobie dać "tą z dzióbkiem" :)
Piła tylko z nich, ustnik jest super, bo można go przekręcać na inne butelki i pasuje do 1,5 l i mniejszej bez ustnika z nakrętką. Dla nas bomba, Natasza pije wodę tylko z tych butelek do dziś.:)
Natasza jest dzieckiem, które pije głównie wodę i mleko więc picie nowej wody sprawiło i jej dużo radości.

Minusy:
-fatalnie otwierany ustnik, dziecko samo otwierając nie ma szans, ja czasami siłowałam się z nim jak ze słoikiem ogórków, może i dobre zabezpieczenie, ale u nas to był powód do frustracji, na szczęście dziecko szybko załapało, że samo nie otworzy butelki i za każdym razem przynosiło ją, żebyśmy otwierali.
- dla K. minusem było to, że nie ma zatyczki na ustnik, która jest przyczepiona do nakrętki, dla mnie osobiście to był i jest plus, bo Natasza piła ostatnio z butelki z właśnie taką zatyczką i niestety zatyczke wkładała z dzióbkiem razem do buzi, co powodowało rozlewanie wody po całym ubraniu i moje i dziecka sfrustrowanie. Także ja uważam, że zatyczka nie na stałe jest jak najbardziej na miejscu. My nie zatykaliśmy jej, wystarczało zatkanie dzióbka.

Jesteśmy bardzo wdzięczni, że mogliśmy wodę, przetestować, bardzo ciekawe doświadczenie.:)
Nie wiedziałam, że można tyle o wodzie napisać:)

Polecamy Wodę Mama i Ja.
Jeżeli ktoś się jeszcze i wodą nie zapoznał odsyłam na stronę producenta: http://www.wodadladziecka.pl/
Dziękujemy!

I na koniec oczywiście naczelny żłopacz:)


wtorek, 14 sierpnia 2012

Zakupy z dzieckiem

Mama zapisana na egamin prawa jazdy.
Godzina zero wybije o 12:00, 17 września.
40 min stałąm w kolejce z dzieckiem biegającym między ludźmi, uciekającym, chowającym się...
ufff..
Przebrnęłyśmy.
Udałyśmy się później na misje "zakupy w Tesco".
O dziwo mało zniecierpliwienia, pozwoliła popatrzeć, powybierać.
Wszamała 2 kiełbaski i była uszczęśliwiona:)

W tesco mamy też CCC.
Weszłyśmy na misje "nowe butki"
Jezu.. nigdy więcej:(
30 czy 40 min...
Uciekała, zaczepiała dzieci, piszczała radośnie na cały sklep, goniłam ją między półkami..
Mierzyłam buty..
Masakra!
Kazałam jej wybierać.
Wybierała oczywiście te nie w swoim rozmiarze:D
Co jej coś założyłam na nogę, to krzywa mina i marudzenie, machanie nogą "TE NIE"
To kolejne.
Też nie.dobre?
 Kolejne.
Nie.
Kolejne.
Nie.
Zaczęła się już niecierpliwić, bo ileż można grzecznie siedzieć.
Zaczęła biegać.
Ja ją gonie.
Patrze.
Nagle staje.
Przy regale z butami w tych półkach koszykowych metalowych.
Bierze.
Wyciąga.
I widzę znak, którego widzieć nie chcę.
KIWA GŁOWĄ NA TAK.
Mierzymy więc.
Pytam:"Dobre?"
Kiwa, że TAK.
Pytam:"Chcesz te?"
Tak.

No i cóż miałam zrobić.
W końcu po biciu się z myślami wzięłam.
Wyprosiłam ją jeszcze o inny kolor chociaż.
Pozwoliła.

Dzwonie do Kuby.
Mówię, a on się śmieje i mówi, że to na pewno jest jego córka, bo on robił tak samo.
No cóż.
A co Natasza wybrała? Proszę bardzo!
Wybrała identyczne buty jak miała.
Pozwala sobie założyć tylko te różowe i tenisówki.
Wszystkie inne są Be.
Pozwoliła wziąć chociaż inny kolor;/
No i mamy rozmiar większe buty fioletowe.
Nawet nie chce myśleć co będzie na jesień i zimę;(

Buty ze zdrową stopą, CCC 24.99zl

Wylazłyśmy ze sklepu wreszcie!!
Przy tesco jest kiermasz książki, że niby taniej.
Weszłyśmy.
Wybrałam książkę dla Natki i dla Antosia:)
I żałuje teraz ze nie wzięłam pozostałych dwóch z tej serii, no ale może się nie zwinął jeszcze.

Natasza uwielbia pojazdy.
Także jak zobaczyłam książeczkę o pojazdach!
Wiedziałam, że musi być nasza.
Szkoda tylko, że nie ma w niej zdjęcia motoru, ale tyle ich jeździ po lulicach a tak to tylko tą stronę musiałybyśmy oglądać.
Natasza kocha wszelkie pojazdy: autobusy, koparki, traktory, samoloty!(och! najbardziej zaraz po motorze!) karetki i inne.
W tej malutkiej książeczce wszystko jest.
I betoniarka i balon! Nataszy bardzo podoba się balon do latania:)
Jak tylko dostała książeczke do rączek..
Nie zasnęła tak jak chciałam.
Wracałyśmy i oglądała i wykrzykiwała zebym jej mówiła co to i pokazywała samolot na niebie:D(nie leciał akurat żaden;))
Bardzo polecam książeczki z tej serii.
Proste zdania, ale obrazki nie malowane tylko normalne zdjęcia prawdziwych pojazdów, owoców, były jeszcze naczynia kuchenne i coś jeszcze, ale właśnie tego nie wzięłam.

Bardzo edukacyjne jak chce sie rodzicowi pokazywać i co chwile mówić nazwę:)
Natasza książeczkę z owocami i warzywami zna na pamięć.
Umie pokazać wszystkie owoce i warzywa o jakie się ją zapyta.
Wyszukać jeszcze sama nie potrafi, bo czesto przerzuca po 2 kartki i nie znajduje, ale otwierając strone i pytając "gdzie jest śliwka?"
Pokazuje właściwie.
Na dowód.
Cena za owoce w smyku jest taka sama jak u nas na straganie:D ładna Ci promocja, chyba się tam przejde i powiem, że w smyku cena taka samo.
Obie są po 4.99zl.
A tu Natasza ogląda:

(uwalona od banana)

Na koniec powiem jeszcze coś co nas strasznie śmieszy:D
Nadmuchałam Nataszy balon.
Przestraszyła się przy dmuchaniu, wrzasnęła jak by zobaczyła ducha.. i rozpłakała.
Za cholerę nie chciała go dotknąć sama.
Bawić się nic a nic.
Jedynie dotykała go jak była u kogoś na rękach i ktoś się nim bawił.
Wczoraj nie chciała wejść do swojego pokoju bo leżał na zabawkach.
Tata musiał schować balon, który i  tak został odnaleziony, wypatrzony z łóżka z drugiego końca pokoju i nawoływany przez dziecko. 
Po 15 razie odpowiadania "Natasiu nie patrz tam, to tylko balon."
Wstała i o 8 rano zakończyłam żywot balona, co by nie nękał mojej córki swym wyglądem. Nawet oczy nie pomogły narysowane przez tatę i buzia. Nic.
Zgon balona został ogłoszony o 8;08.
I nastał święty spokój.:)
(Natasza zakłada kółka i ma "bransoletki";) a tu pokazuje tacie, że balon jest w jej pokoju)

Za to ten filmik pozostawię tylko pod hasłem:
"kaskader"


 





niedziela, 12 sierpnia 2012

Wyśnione dziecko i biblioteczka

Wiecie, że wyśniłam poniekąd Nataszę?
Może nie wygląda identycznie jak ze snu, który pamiętam bardzo dokładnie, ale ma cechy tego dziecka.
Ma piękne niebieske oczy- jak córka moja ze snu.
Ma jasną karnację- jak córka ze snu.
Ma lekko zadarty czubeczek noska-jak córka ze snu.
Ma blond włosy!- córka ze snu miała platynowe.
Sen śnił mi się jeszcze na dłuuugo przed ciążą i jeszcze nawet K. wtedy nie było w planie:)

I gdyby nie Basia z Młodych Rodziców w czwartek, to pewnie nawet o tym bym tak dosadnie nie pomyślała.

Basia wali pytanie: "Ciekawe po kim Natasza jest blondynką?"
Akurat Kuba był z nami w domu, popatrzyliśmy na siebie, raz, drugi.. troche nas przytkało,
zrobiło mi sie nawet głupio, bo ja odrost brązowy, Kuba całkiem czarny..
Pomyślałam:"no to se teraz jeszcze Baśka pomyśli, że Natka to nie nasza?! Albo nie Kubowa!"
I oświeciło mnie!
"Po dziadku!" Wypaliłam.

Poszperałam w necie.
Okazało się(co powinnam pamiętać z genetyki z biologicznej kasy, ale gdzieś na moment umknęło), że blond włosy mają geny recesywne.
Mój ojciec jest blondynem, ojciec K. też jest blondynem(i to prawdziwym o niebieskich oczach, mój tez ma niebieskie) stąd Natasza odziedziczyła blond po dziadkach!
I to prawdziwy, bo brwi ma blond też.
Jedynie na szczęście rzęsy ma brązowe, długaśne i widoczne:)
Jak parze na nią to widzę, że wizualnie, zabrała od nas wszystkie najlepsze cechy.
Może K. mało jest w Nataszy wizualnie, przynajmniej na razie, ale rzesy to ona na pewno ma po Tacie:D
Raczej takie szczegóły odziedziczyła po nim.

W każdym razie z czystym sumieniem możemy głosić, że Natka jest Nasza choć ino z włosów to ona nie nasza:D
Ogólnie to według tabelki Natka jest cała 'recesywna' tylko rzęsy ma 'dominujące'



Jako, że cierpiałam ostatnie 4 dni na "wyrastanie zęba mądrości i chwilowym zapaleniem ucha", to K. chodził na spacery z Natka sam w sobotę i niedzielę, żebym ja mogła nadrobić porządki domowe.
Dzisiaj stwierdziłam, że podzielę jeden kącik zabaw(który po rozwaleniu wszystkiego zajmował pół pokoju) na 3 części.
Jedną edukacyjną:
 Tutaj nasza mini biblioteczka sukcesywnie powiększana, bo teraz Natasza interesuje się głównie książeczkami i każe sobie czytać je do znudzenia non stop w każdej wolnej chwili.

Na część odpoczynku i zabawy:

I na część jak to na taką dużą dziewczynę przystało "swojopokojową"(czyli rozwalaj tutaj ile chcesz, jak ktos przyjdzie to w odwiedziny to najwyżej pokój się zamknie:D) Mieliśmy wielki problem z goścmi bo zawsze siedzieli w górze rozwalonych zabawek, teraz wszystkie takie zostały przeniesione do pokoiku.



Stąd dziecko nasze dzisiaj zachwycone, kursowało z jednego miejsca do drugiego rozwalając w każdym co się da:D

A ile miejsca się zrobiło nagle!:)

Zrobiłam też w przedpokoju kącik na zabawki na dwór, które wcześniej leżały razem z innymi.



Co do naszej ubogiej biblioteczki, doszły nowe 3 książeczki Dwie od Agnieszki i jedna o Kubusiu od Basi.
Książeczki męczone są od "zobaczenia je na oczy":)
Puchatek jest zamęczany od 6 rano, kiedy to dziecko przynosi mi go, a ja ledwowidząca musze z odpowiednią intonacją czytać i opowiadać obrazki i hukać jak sowa i skakać książką jak tygrysek i przytulać się jak Krzyś, no to moja wina, bo ja każe jej tak używać wyobraźni, żeby wydobyć więcej z obrazków, ale o 6 ranoo?! dziecko kochane..
Żeby to jeszcze raz jedną książeczkę..
kiedy Ona chce 3 razy tą samą pod rząd czytać!

i czytam, bo jak nie to pisk i płacz.

A na koniec:
Najlepiej je się prosto z garnka(dziecko nie chciało jeść ziemniaków, dopiero prosto z gara zjadało garściami:D)
















piątek, 10 sierpnia 2012

Spotkanie i niespodziewanki

Kilka dni siedziałam i nie wiedzialm co napisać.
Myślę sobie:" Kurde.. nic ciekawego się nie dzieje, w mojej glowie nie ma czasu na rozkminki i nie mam o czym napisać"
no takkkk!
Jak nie ma to pustynia wszędzie, ale jak jest o czym to tematow nagle narasta, czas się kurczy, a oczy się zamykają.
I siedzę i myślę co pierwsze pisać...

Poznałam druga blogową mamę:)
Jako że Młodzi-Rodzice mieszkają niedaleko mnie, Mama Antka- postanowiła się do nas przejechać.:)
Ludzie moi!
Jakie obce dzieci są cudowne:D
Anet został mi sprzedany mi i dumnie porwałam go w swe ramiona.
W trakcie przypomniałam sobie czyjś post, o tym, że nie lubicie jak się dotyka Wasze dzieci... no tak.. nie pomyślałam, o ja jestem jednak ta dotykająca, ale jak to Antkowa mama powiedziała_ona sobie odpocznie.
Antek więc może do nas przyjeżdżać codziennie:D
Cudowny chłopiec!
Grzeczny, śmieszek, zabawiacz, zaczepiacz!
A urok ma taki, że i K.wymiękł. Leżał z nim też chwile, i stwierdził, że silny chłop z Antka i silnym chłopem będzie w przyszłości.
Zleciało strasznie szybko. Obie gaduły, ale jednak zostałm przegadana i to z kretesem:D
Basiu zapraszam częściej:)
Natasza nie ogarnia jeszcze maluszków, nie była Antosiem za bardzo zainteresowana, a Antoś jej dał jeść owoce ze swojego słoiczka i serek.

Bardzo się cieszymy z odwiedzin i będziemy się częściej widywać mam nadzieję:)))! :***




PIĄTEK Dzień paczkowo-prezentowy!

Wczoraj przyszła książka o Pupciu od Ambiguity :) Lezy przygotowana do czytania.:)
Za to dzisiaj!
Przyszły do mnie aż 3 paczki!
Jedna z preparatem do paznokci od Kobieta30 ucieszona jestem tak bardzo, że mam nadzieję, że preparat podoła mojemu zachwyceniu :)
a że jest na czym sprawdzać działanie, mam nadzieję, że będę go mogła polecić dalej.





Drugą wyczekiwaną przesyłko były wywołane pierwszy raz zdjęcia..
Kurcze, na papierze to jednak zupelnie inaczej.. aż się poczułam jakies 15 lat młodsza patrząc na zdjęca z perspektywy realności ich..:)




Doszła do mnie też trzecia, niespodziewana niespodzianka:D
Natasza została za piękne oczy obdarowana kolejną partią ubranek od Agnieszki
Cudowne nowe książeczki, piękne ubranka!
Moja radość była dzisiaj niezmierzona!
Zrobiłaś mi bardzo miłą niespodziankę.
Nie sposób, CI zaś dziękować. :****
Prezentów na dziś nie był koniec.
Odwiedził nas dziadek Michał i  przywózł nam słodkości a Nataszy pingwina do kąpieli.
Śmieszny pingwin jest:D










Padam na Twarz.. o zasypiam nad klawiatura.

środa, 8 sierpnia 2012

O - odparzenia i odpieluchowywanie

Może komuś się przyda opis naszego przypadku i będzie mądrzejszy ode mnie i wcześniej włączy staropolskie myślenie..
do rzeczy..

Dziecko odparzyło sobie ciupunie od zwenątrz.
Czyli dwie zaognione wargi sromowe.
Masakra.
Płakać mi się chciało jak tylko ściągałam pieluszkę do zmiany.
Od tygodnia walczymy z odparzeniam.
Najpierw bylo kilka krosteczek- pomyślałam "potówki pewnie"
Posmarowałam kremem nivea na odparzenia.
Nie pomogło.
Na drugi dzień znów więcej kropek i bardziej czerwone.
Myślę:"z gorąca, pewnie znikną same niepotrzebnie smarowałam"
Zasypałam mąką ziemniaczaną.
Nadal wycierałam chusteczkami do pupy(!)
Na 5 dzień jak już był ogień w pieluszce i nic nie pomagało a właściwie tylko pogarszało sprawę,
doszło do mnie, że moje dziecko ma potworne odparzenie kobiecej części ciała i to nie żarty.
Nie piekło jej na szczęście. Nie płakała.
Moje oczy jednak katowane widokiem... dostawały biczowanie dosłownie..
Szybko włączyłam dr google i wyszukałam po obrazkach w internecie to co mnie interesowało.
Okazało się, że wszystko co robiliśmy niby było dobrze.
Dlaczego więc nie działało?
Miałam wczoraj wiztę u mojej ginekolog(na szczęście!)
Pojechaliśmy z małą i pokazaliśmy to co się tam działo przy okazji.
Pani doktor potwierdziła odparzenie typowe, powiedziała, że to przez upał i mamy robić to co robimy, bo na to trzeba czasu, na drugi dzień nie zniknie.

Opis jak sobie radzić przy poważnych odparzeniach:
1. Nie panikować. Dziecko od razu się zdenerwuje.
2. Po staropolsku :WIETRZYĆ- cały dzień ma latać bez pieluchy.
3. Zasuszać- broń Boże czymś tłustym- smarowaliśmy linomagiem- tragedia!- jak tylko trochę przygasło to po linomagu znów ogień!
4. Można posłużyć się clotrimazolum i smarować max 3 razy dziennie.(bardzo dobrze gasi czerowoność i łagodzi).
5. Przemywać wodą, piszą, że przegotowaną, ale Natasza to już nie noworodek i nie wierze, że porzegotowana woda zdziała coś więcej niż woda z kranu..
Po każdym siku jest myta pupa pod kranem wodą i mydłem "biały jeleń".
6. Pielucha tylko na spanie.
7. Zasypywanie na zmianę mąką ziemniaczaną i zasypką linomag(niestety jej nie kupiliśmy już, ale u nas sama mąka się sprawdza).
8. Kąpiel w nadmanganianie potasu.

Jesteśmy 4 dzień po takich zabiegach i jest już duzooo lepiej. Zbladło, zasuszyło się, zmalało.
Kamień z serca.
I nie myślcie, że ja jakaś mata co o jednej pieluszcze dziecko trzyma..
Natasza tyle piła i tyle siku robiłą w te upały, że człowiek nie nadążał zmieniać pieluch, a wyjśc gdzieś, dojść, posiedzieć.
Jest mi potwornie przykro, że takie coś nam się przytrafiło, ale mogę tylko to naprawiać i mogę aapobiegać na przyszłość.

Sypcie w te upały dzieci zasypkami, albo mąką ziemniaczaną przy zmianie pieluszek.

Co zupełnie nam nie pomoglo i tylko pogorszyło srawę:
-Nivea na odparzenia
-niemiecki kremik nawilżający "bebe?" nie mogę go teraz znaleźć.
-tormentiol
-linomag
-sudokremem
Takie mieliśmy.
Nie stosować.
Na te odparzenia mogą tylko zaszkodzić.

Najlepiej coś suchego.
Ma być sucho tam na dole.

Mam nadzieję, że komuś ten opis się przyda i nie popełni mojego błędu.

A z racji tego, że Natasza chodzi bez pieluchy, musiałą na nowe zaznajomić się ze znienawidzonym nocnikiem.
Udało się załapać mniej więcej, że tam się robi siku, jak stała przy mnie w łazience i zaczeła sikać na podłogę.
Więc ja hop! do nocnika, który stał w wannie.
Dosikała, a że w wannie siedzieć uwielbia, to nie protestowała:)
Od tamtej pory po nocy wstaje z raz sikniętą pieluchą i po cycusiu "idziemy siusiu"
Idzie grzecznie, siadać sama jeszcze nie umie więc ją sadzam, ona się napręża i leci:)
Staram się wysadzać ją po 2,5 h bo tyle wytrzymuje.
Dwa dni nie zasikała nam nic, ale z kupą to trochę gorzej. Pracujemy nad tym:D
A tak się bałam jak odpieluchowac i kiedy jak wycie takie..
teraz dziecko grzecznie siedzi, a jak zrobi to wspólnie wylewamy do kibelka i Natka bije sobie brawo:)
Bilans pieluch łącznie z założoną teraz na noc to: 3!!
A normalnie jest 6,7.
(jedna z kupą, jedna 2 razy siknięta na placu zabaw i jedna założona na noc)
Jak dla mnie bomba:)
a dziecko jakie szczęśliwe bez:)

Także w sumie szczęście w nieszczęściu.

sobota, 4 sierpnia 2012

Narzekanie?nie do końca

Siedzę.
Gapie się w fejsa.
Otwarty balkon.
Śmiechy bawiących się sąsiadów.
Przecież sobota!
Patrze w fejsa.
Połowa na woodstoku.
Połowa na "pifku" na mieście.
Dobrze, żeby nie było kumpel chce przyjechać ze swoją lachą do nas.
Ale teraz? jak dziecko śpi;/
Trzeba uważać.
Burdel po całym dniu.
Nie mam ochoty już sprzątać.
Odmawiam.
Przykro mi, ale nie cierpię jak ktoś "wpada" niezapowiedziany.
Albo nagle będzie za "5 min"
Nie cierpię tego od urodzenia chyba.

Wracając do sedna.
Czuję się jak więzień.
Siedzę w domu i nie mogę wyjść.
To też takie głupie, bo skoro dziecko przesypia noc do ten 5,6 rano to przecież dlaczego nie moglibyśmy wyjść po uśpieniu dzidzi i wrócić o 3?
No nieeeeeeeeeeee! przecież to niedopuszczalne! Bo jak się obudzi to co?
To jajco..
Jakoś się nigdy nie budzi.
Dobra, rozpatrzam tylko tak wgłowie, oczywiście nigdy bym tak nie zrobiła, bo nitk tego nie praktykuje no i pewnie znając moje szczęście obudziłaby się akurat wtedy.
W każdym razie jestem więźniem i muszę siedzieć w domu..
Dobija mnie to czasem.
Kocham dziecko nad życie.
ALE czasem płakać mi się chce, że ja nigdzie nie wyjdę z K. bo przecież nikt nie przyjedzie posiedzieć z małą.
Płakać mi się chce, że nie mieszka w tym mieście moja mama, która musiałaby siedzieć z małą kiedy bym o to poprosiła, bo to przecież moja mama, która zrobi dla mnie wszystko, i babcia dzidzi, którą kocha nad życie.
Ale nie mam takiej opcji.
Nie ma mamy.
Możemy wyjść, ale osobno.
Wkurwia mnie też to, że znajomi.. zniknęli.
Nawet nie ma do kogo(oprócz Jess) zadzwonić.
Każdy zajęty sobą.
Telefon milczy.
Nikt mi nawet nie proponuje wyjścia na imprezę, do kina, do baru, do parku, do cholera czegokolwiek!
I wiecie co.. zawsze jak mam te myśli w głowie to między uszami lata mi zdanie mojej mamy, które kiedyś powtarzała jak mantre i mojej babci zarazem(bo chyba od niej się tego nauczyła):
"ZAWIĄŻESZ SOBIE ŻYCIE JAK URODZISZ DZIECKO"
No i se zawiązałam.
Nie żałuję tego, bo bardzo chciałam je mieć i jest idealne.
I gówno prawda, że jest jakaś pora na dziecko jak się wyszalejesz czy nie, i że to będzie jak będziesz miec 40 lat czy 60... pieprzenie takie.
Po prostu ograniczenie wolności jest tak wielkie, że każdemu rodzicowi wpłynie na psyche.
Mówię o takich rodzicach bez wsparcia wieczornego, albo których nie stać na 100zl za nockę opiekunki.

Mam 23 lata i jest mi masakrycznie ciężko zmagać się z niemocą.
Mam nadzieję, że nie zdziadzieję;]
i że jeszcze będzie mi dane poszaleć na imprezie..
I może będę teraz okropna, ale chce mi się napić.
Napić tak, że będzie mi się plątał język i będę krzywo szła po chodniku. ;)
i będę czekać na nocny autobus do domu godzinę bo przyjdę za późno i akurat na przerwę(jak to mi się zawsze udawało) .
Takie od dziecięce marzenie.
 Leżę przed snem czasami i przypominam sobie jak zwariowana byłam 2,5 roku temu.
Jakie cyrki wyprawiałam.
Jak czas biegł powoli.
Jak robiło się co chciało.
I zastanawiam się jak to się stało, że w tą dobę która czasami trwała ponad 24 h bo nie było czasu na wszystko, zmieściło się jeszcze dziecko i czas poświęcany mu.
No ale wtedy widzę z ilu rzeczy musiałam zrezygnować.
i koło się zamyka.


A to tak na poprawę humoru:)
ach! niezapomne jak to śpiewałyśmy!
Śpiewałyśmy jeszcze jedną, ale jest zbyt "niemamowo- idealna":D więc nie będę się pogrążać;)

http://www.youtube.com/watch?v=NgJ_FzG1vV4

http://www.youtube.com/watch?v=cW-f878dX5w

Ps. Agnieszka, jeżeli czytasz tego bloga to chciałabym Ci powiedzieć, że tęsknie wciąż.. i nikt nigdy nie zajmie już Twojego miejsca..nikt nie potrafi i nikt nie jest godzien, mimo wszystko.


a Tak dla kontrastu do tekstu:
Czytamy: