poniedziałek, 30 lipca 2012

Czytamy na noc i kradniemy piłki:)

Czytamy książeczki.
Dostaliśmy od mojej mamy i zakupiliśmy nowe książeczki.
Mamy ich aż 4:P
puls 3 z za długim angielskim tekstem i dziecko wytrzymuje aż 2 strony;) więc te odłożone czekają na swoją kolej.
Codziennie po kąpieli, przed cycusiem, kładziemy się obie- Natasza kładzie głowę na moje przedramię i czytamy.
Praktykujemy od ponad tygodnia.
Codziennie coś co Natasza wybierze.
Od 4 dni czytamy "Przyjaciół z Afryki;)" codziennie:)(ale jeszcze nie znam na pamięć;))
O tym jak to zwierzątka są samolubne i nie potrafią się dzielić.
Natasza najbardziej lubi Zebrę i zawsze przy niej szybko wyciąga smoczek, pokazuje ją na obrazku i robi konika językiem.
Bo mama powiedziała, że zebra to taki "konik w paski":P
Kto mądry wie jak zebra robi niech pierwszy rzuci kamień:D!

Co do konika...
Przyprowadziłam przed przedszkolem Natkę do babci.
Siedzimy na kanapie.
Nagle dzidzia robi konika.
Eeee pytam :"Natasiu gdzie tu masz konika? tutaj nie ma"
Nataszanadalpatrzy gdzieś i robi konika.
Rozglądam się.
Nie widzę.
Patrze wzrokiem Nataszy i widzę!
Jest!
Balonik w kształcie konika, na patyku, sterczy z regału przy ścianie.
Hah.. no tam matka ślepa, nic nie poradzi.;]

Dziś przyjemnie zaskoczyliśmy też pradziadków.
Wróciłam z praktyk, dziecko stęsknione nie odstępowało moich ramion.
Siedzimy na przeciwko dziadków.
"Gdzie jest dzaidek Natasiu?"
Natasza wyciąga wszechmocny paluszek i pokazuje pradziadka.
Aplauz i zachwyt dziadkostwa.
"Natasiu gdzie jest babcia?"
Wszechmocny paluszek bez zastanowienia wędruje na postać babci:)
Babcia mało się nie popłakała, wycałowała nóżkę.
heheh
powiem, że pierwszy raz się Natki tak zapytałam.
Ale dziecko słuchane już tyle razy więc bez pomocy potrafiła wskazać właściwą osobę.


Dzisiaj pokazywałyśmy tatusiowi czego mama uczy dzidzie;]
Podchodzimy do każdego zaparkowanego samochodu i pokazujemy znaczki i mówię co to jest za marka:)
Dziecko zafascynowane!
Tata rozbawiony jak dziś zobaczył:D
Ale sposób na nudę i na naukę jest!
;)

Uskuteczniamy tyle spacerów ile się da.
Kreda jest mało interesująca, bo Nataszy nie podoba się brudna dłoń od kredy:D
więc na razie na to za wcześnie.
Za to piłki!
a w szczególności te "nie swoje" są największą atrakcją.
Oczywiście złapać jakieś sensowne zdjęcie z biegnącym za piłką, podnoszącym(właściwie próbującym podnosić) dwie piłki na raz dzieckiem, jest nadal niemożliwe;)


niedziela, 29 lipca 2012

Natasza na spidzie i pełna wigoru

Czaimy ze już koniec lipca?!
To prawda mam wakacje dopiero drugi tydzień, ale zajeć wcale nie mniej a więcej, wiec zachrzania to to!
Ludzie!
Najszybsze wakacje in my life!

Przyszła do nas (jak i do innych dziewczyn) Woda Mama i Ja.
Niedługo opiszemy nasze błyskawiczne wypijanie wody(idealnie w upały przyjechała).
Zbieram nasz zdania i najchetniej już bym ten wpis zrobiła, ale jeszcze dopijemy do końca co by nie było:P
W głowie póki co układam, jednak najwięcej powiedzieć mogłaby Natasza:D
ale jej ocenę ujmę w innej kategorii:)

Co robi mama jak Tatuś w ostatni dzień urlopu zabierze córkę na spacer?
Nie wie czego ma się chwycić.
A że blog najbardziej zaniedbany przez owy urlop, to ma priorytet.

ejjj!
zrobić Nataszy jakieś sensowne, ostre i ładne zdjęcie zakrawa o niemożliwość!
Tylko patrzy co spsocić!
Leciiiii!
Na łeb na szyje!
Śmiechu  u nas w domu jeszcze nigdy tyle nie było!
A przygonieniu i uciekaniu to już w ogóle!
Niestety zabawy domowe całkowicie przestały interesować moją córkę.
Dziś mama, która wczoraj wyszła do letniego kina i do koleżeńskiej restauracji pogadać i pośmiać się i wróciła o godzinie 2 a o 3 poszła z tatusiem spać, została brutalnie zbudzona o godzinie 5, bo tak dziecko codziennie wstaje od ponad tygodnia a o 6 dziecko było już tak znudzone łażeniem po chacie, że podeszło do drzwi i zaczęło walić w nie, co by dać do zrozumienia, że chce wyjść.
Uśpiłam to na 1,5h o 8 powtórka z rozrywki.
Dziecko podchodzi do wózka, próbuje wejść- pisk.
Próbuje usiąść na rowerek- boi się przełożyć nogę- pisk.
Tłumaczenie, że o 8 rano żaden z nieprzytomnych rodziców na spacer się nie wybiera- nic.
Płacz.
Łzy jak grochy...
Bożesz Ty moj!

Uprosiłam. Podeszła do krzesełka i podnosi nogę jak by chciała wejść.
Ja:" Chcesz jeść?"
Nata:widzę ,że nie czai i dalej podnosi nogę na krzesełko.
Ja:"Jesteś głodna? będzie jadła?"
To działa. Natasza o dziwo"potakuje głową"!
Ja zszokowana, że dziecko pierwszy raz świadomie chce jeść śniadanie.
Więc sadzam, włączam komputer, robie, podaje włączam elmo
I 40 min świętego spokoju, o ile święty spokój to powtarzające się po raz setny odcinki Elmo;)


Czy wam też się nie chce robić jedzenia dziecku??
Powiem wam, że śniadanie, to jeszcze, obiad jakoś idzie, ale kolacja...
O losie!
Jak mi się nie chce tych kasz i płatków robić!

Dziś już nic twórczego nie wymyśle;)
Pochwale się tylko moją walką z gardłem od 3 dni, psikam tantum verde, pije rumianek, herbatki, płuczę - nic.
A wczoraj wypiłam 50ml tequili- wypaliło mi gardło tak, że hej! (ale ja masochistka i lubie jak mnie piecze:D)
I dziś koniec bólu gardła!
Nic nie boli, wszystko pięknie!

Ajjj! Że ja nie pomyślałam o tym wcześniej i się tak męczyłam:D






A pamiętacie nasze pomidorki i papryczki?:)

Pomidorki i papryczki 18 czerwiec:)


Teraz wyglądają tak:

środa, 25 lipca 2012

Małe zoo - złoo:D

Nie mam weny.
Byliśmy wczoraj w malym zoo..
i wiemy, że do dużego w ciągu roku na pewno się nie wybierzemy.
Dziecko tylko na nogi, tylko chodzić, gonić gołębie, uciekać w drugą stronę, wchodzić pod zakazy,
biegać po trawie, włazić na schody, krawężniki, rynienki w chodniku pokonywać..
a zwierzęta?!
pfff!
rzuci okiem i lecie dalej, bo chodnik taki ciekawy!
No i plac zabaw oczywiście musiał być zaliczony w zoo.
My oglądaliśmy zwierzęta.
Małp nie było- wiec mama się wkur..rzyła:P
Na szczęście jakoś dotrwaliśmy wszyscy, ale taki cyrk co robiła z wrzaskiem, piskiem o wszystko, chyba jakiś gorszy dzień, chociaż ona na co dzień tak zaczyna piszczeć jak jej się czegoś nie pozwala.
W każdym radzie dziecko moje do większej przestrzeni się nie nadaje, bo wózek wiezie mama a tata goni Natasze i uważa żeby se łba nie rozbiła..

Ale ogólnie kupa śmiechu była:)

Jeszcze jako anegdotę dodam:
Idziemy początkiem trasy w zoo.
K:"Śmietnik się pali. Śmietnik się pali i nikt z 20 osób siedzących tam tego nie widzi?!"
Ja:"Tutaj stoi ochroniarz, pójdę mu powiedzieć"
Ja:"Proszę, Pana, chciałam zgłosić, że śmietnik tam się pali, może ktoś by coś z tym zrobił?"
Ochroniarz:" Ja nie jestem od tego, proszę powiedzieć to pracownikowi zoo, niech oni się tym zajmą."
Ja: <wielkie oczyska!!> :"eee dobrze.. jak kogoś znajde to powiem.."
Odchodzę i słyszę :"dziękuję, że pani zgłosiła"
Pochodzę do K. i już mało nie duszę się ze śmiechu: "hahahah Pan ochroniarz nie będzie gasił śmietnika bo on tu nie pracuje:D"
K:"to gdzie pracuje?"
Ja:" w ochronie:D"
Padliśmy.. Jednak K. obejrzał się i zobaczył, że ochroniarzowi jednak korona z głowy spadła i zadzwonił po kogoś.

I za co się ludziom płaci?! przecież stał i się nudził!
Mógł się pobawić w strażaka i spełnić swoje marzenie z dzieciństwa:D


Mama jakaś nieogarnięta.
Przygaszona.
Nie przyjmą mnie na drugi kierunek, bo przyjmują tylko tych po pedagogice..
Zmęczona tym upałem i trochę przedszkolem, i trochę smutkiem.
Czuje, że skopałam sobie przyszłość moim wyborem studiów.
Nie wiem dlaczego każe się wybierać kierunki ludziom, którzy dopiero po skończeniu ich uświadamiają sobie, że pracy to w tym kraju w zawodzie takim nie znajdą.
Jakież to jest przykre:(
Jakież to straszne jak przeglądam czasem z ciekawości oferty i nie ma nic.
A jak już coś jest to życzą sobię gwiazdkę z nieba..
Kto po studiach ma 3 lata doświadczenia?!
I gdzie je zdobyć jak każdy tylko żąda nabytego już.
Chciałabym być kiedyś czyimś pracodawcą, mieliby u mnie raj na ziemi.
Żebym tylko mogła kiedyś spełnić marzenia.


poniedziałek, 23 lipca 2012

15


Wiecie, że już 15 miesięcy?
Że już mam taką starą babę w domu:D
Niedługo chłopów mi będzie spraszać:D

Nie będzie podsumowania.
Nie ogarnę tego wszystkiego co dziecko zrobiło w tym miesiącu.
Staram się pisać na bierząco nowości, żeby nie obudzić się z ręką w nocniku i nie wiedzieć od czego zacząć:)

Wbrew pozorom, im dziecko starsze, wcale nie uczy się mniej, jak mi się kiedyś wydawało.
Że 3 miesięczniak to jak ma 4 miesiące to już umie o niebo więcej a 5 miesięczniak o 2 nieba;)
Właśnie teraz jest ten etap rozwoju, kiedy dziecko robi codziennie coś nowego i rodzic codziennie szerzej otwiera oczy..(że też mu z orbit nie wylecą?!).

Natasza jest po prostu wspaniała- jak to mawia K.
Dla nas rodziców to święta prawda.
Więc i na niej zakończmy:D

ps. Bardzo cieszy mnie fakt, że K. poczuwa się bardziej do dzidzi.
Potrafi się z nią zająć. Zaczeli tworzyć większy team, niż wcześniej.
No i zmuszać go już nie muszę:)
Idzie dobrowolnie.





sobota, 21 lipca 2012

ah!

tyle postów psioczyłam i wypsioczyłam:D!
Natasza po kapieli o 21;50 (dzisiaj dłużej nam wszystko zeszło) siedzi na kolanach moich.
Ubieramy skarpety.
A Natasza nagle wypala:" Tata"(takie bardziej TiaTai:D)
My po sobie, dech zaparło na sekundę i w ryk szczęścia!
Pytam się jej "Gdzie jest tata?"
Ona pochyla się do K. i poklepuje go po nodze:D
Banan u nas na buzi i u niej też!
K. pyta:"A pokaż mamę, gdzie mama?"
Odwraca sie do mnie i klepie mnie po klacie ze śmiechem i mówi niewyraźne "mama"
Ależ nam się ryje śmiały!
A dziś sały dzień chodziła i "mamamama mama mama" i śnie podśmiewywała:)
Ja nie do końca jeszcze zadowolona czekam na większe postępy w słowie mama, ale Tata używa na dobre.
Czasami Tata to tylko "ta" ale już rzadko.
Popracujemy nas tym przez tydzień urlopu K. kiedy będzie mógł mówić, żeby mama została pokazana:D
A ja zrobiłam ciasto czekoladowe bez masła, jajka, mleka.
I calkiem smaczne, tylko mało zapychające:)


piątek, 20 lipca 2012

co u nas..

Uf.
Miną tydzień.
Zachrzaniam codziennie rano na 9 na praktyki do przedszkola.
Natasza zostaje z Babcią, prababcią i ciocia 5 letnią;)
Nie, tęskni, nie placze a przynejmniej ma inne środowisko na te 3,4 h.
A ja pracuje z dziećmi.
Powiem Wam, że lece tam codziennie z uśmiechem.
Nigdy nie miałam problemu z dogadaniem się z dziećmi, zawsze mnie lubiły i widzę, że tutaj nie jest inaczej.
Cieszą się jak wchodzę, od razu któreś do mnie podbiega i ciągnie pokazać co robi.
Bardzo mi się taka praca podoba.
Patrzyłam już nawet czy mogłabym samą magisterkę dorobić z Elementarnej, ale nie wiem czy po moim licencjacie mnie przyjmą, bo niby tylko po pedagogikach, ale popytam(w koncu jestem teraz na pdagogice może to coś pomoże).
To takie tylko sobie marzenia:)
(co do marzeń to polecam pomyśleć nad odpowiedzą w ROZDAWAJCE Z PUPCIEM u Ambiruous:) warto puścić wodzę fantazji:))

Przez to, że mam intensywniejszy dzień od rana, dzień wydaje się potwornie długi!
Dziś nawet udało mi się podczas drzemki Nataszy po powrocie do domu usnąć na godzinę! (musiałam być zmęczona jak zasnęłam po kawie i w dzień!)

a co u Nataszy?
humm:D
Pokazuje małpkę:D
jest kochana.. ale niestety ostatnio roszczeniowa;/
chce wszystko czego nie wolno.
wkurza mnie to niesamowicie, bo jak na chceniu by sie skonczylo.. to ok
ale ona wyje.leje się przez ręce i ni chu chu nie rozumie:(
i przykro mi jest, że muszę jej coś zabrać albo nie dać.
Ale muszę i koniec.
A ona wyje piskiem rozdzierającym bębenki uszne powodując niesmak wśród obserwatorów ewentualnego zdarzenia.
Chyba już wchodzimy w ten wiek, kiedy dziecko samo wie co jest dla niego dobre a mama ma spadać na drzewo:D
 No więc cierpimy z K.
ale nie przejmujemy się tym na dłużej niż sekundę płaczu, chociaż płacz co chwilę doprowadza nerwy do granic wytrzymałości i matka ma ochotę na dziecko zionąć ogniem!

Jednak żeby nie było tylko o czymś złym:D
Pochwale się, że już nawet ani razu nie wstaje po Nataszę o żadnej porze dnia:)
Dziecko dziś wstało o 5;30 przyszło do mnie do łóżka i dostało cycusia.
Bez mojego wielkiego wybudzania, bez płaczu, z uśmiechem.
I spałyśmy do 8 (oczywiście czas jakiś 40 min na cycusiowanie parokrotne każdego cycusia musiało być i na wiercenie się;))
ale tak fajnie, że nie trzeba wstawać, nawet palcem kiwnąć:D

Ach!
byłabym zapomniała!
Byliśmy dzisiaj z K i małą na dużym placu zabaw. Nie na tych wypirdkach  u nas miedzy blokami.
hahah oczywiście wzbudziliśmy gromkie obgadywanie:D
Najpierw dzieci:
"brzydka dzidzia!" Bo starszym dziewczynom podchodziła i psuła górę jaką usypywały z wykopanego piasku:D
Później Pani, kiedy Natka przechodziła przez najwyższy poziom piaskownicy na zewnątrz i oczywiście się zwaliła na kolana;):
"o boże! Ona nie płacze?! haha no co za dziewczynka!"
Ja: "nieee!! Mały kaskader nie płacze jak się wywali"

Natasza ze śmiechem stała i ucieła dalej:D

Zjeżdżalnia:
Tata chłopca pobladły widząc jak Natasza (o rok conajmniej młodsza od jego syna(no może o 8 miesięcy nie wiem dokładnie) zjeżdża nogami w dół tyłem na zjeżdżalni tylko przy mojej ręce asekuracyjnej niedotykającej jej:
"Synek, ale Ty...yyy normalnie na siedząco.. yyyy nóżkami do przodu zjeżdżaj"
hahahhahahah roześmiałam się i powiedziałam, że moja inaczej zjeżdżać nie chce i tak się sama nauczyła.

Przy wyjściu ta sama Pani z piaskownicy znów nie dowierzała, że Natka jak wywali się na ręce to otrzepuje je i idzie dalej:D
Pani ogólnie zawału nie dostała:D
Ja nie wiem, przecież mi to wszystko wydaje się normalne:D

A teraz krótki dowód na bieganie dziecka:D
Jakiś mam skrzekliwy głos tutaj:D nie słuchać:D
 Natasza roz..wala zabawki. Mam nadzieję, że u waz pokój w dzień też tak wygląda:];p


poniedziałek, 16 lipca 2012

Rok!!

Anieska dała mi do myślenia i ja tez sprawdziłam date pierwszego wpisu!
To był 15 lipiec 2011r.!
jestem tu już rok. niewyobrażalne :)
Niestety nie mam na razie kasy na candy, wiec może przy następnej okazji.
Bardzo się cieszę, że tyle już bawię z Wami kochani!:))

Właściwie bawimy z Nataszą.:)
no i z K.:)

Dziękujemy Wam za słowa!
i emocje!
:*

niedziela, 15 lipca 2012

Refleksyjnie

Cały dzień chciałam usiąść i napisać tego posta.
Cały dzień układałam w głowie początek, żeby nie zapomnieć.
Może nie jest jakiś ważny.
Refleksyjny za to.
Siedziałam na przystanku.
Czekałam 9 minut na kolejny autobus.
I przez 7 minut patrzyłam na akcję.
Akcję wron.
W zatoczce autobusowej leżała bułka.
4 wrony w różnym wieku.
Jedna wielka wrona(jeden(facet) WRON czy jak to się tam pisze)dziobała bułkę.
Nie podzieliła się.
Na około 3 inne wrony szukały okruszków.
Nie byłożadnych po chwili.
Najmłodsza wronka próbowała dostać się do bułki.
Wielka wrona kłapnęła na nią dziobem i odsunęła pożywienie.
Mała wronka w rozpaczy podeszła (podejrzewam, że do matki) i poskarżyła się.
Tamta zaczełą szukać czegokolwiek na ziemi.
Te okruszeczki jakie znalazła dawała do dzioba małej wronie.
A 4 wrona nieruchomo stała i czekała.
Tamte dwie podchodziły naokoło, " może coś skapnie" zdawały się myśleć.
Wielka wrona broniła jednak dostępu do bułki.
Poczułam jak łzy napływają mi do oczu.
Chciałam wstać i wyrwać wielkiej wronie to pieczywo i podać małej wronie- przecież młoda, może wygłodniała, tak prosi, tak skomle wręcz.
Serce mi sie rozdzierało w wewnętrznym krzyku milczenia.
Oczywiście nie zrobiłam nic.
Chciałam wiedzieć co będzie dalej.
Nagle wielka wrona nażarła się i odleciała.
Nie zdążyłam nawet mrugnąć zanim zobaczyłam jak wrocna 4, która stałą i czekała złapała bułkę w nanosekundę, poderwała się i zabrała ją na drzewo po drugiej stronie jezdni.
Jakiż żal mnie ogarną.
Jak bardzo pragnęłam mieć w torbie jakąś starą kanapkę.
Młoda wronka z matką oniemiały.
Straciły szansę jakąkolwiek na jedzenia.
Młoda wronka nie umiała jeszcze do końca latać więc przeszły przez jezdnię na piechotę.
I stały pod drzewem.
bez szans.
Poczułam się jak by ktoś skazał je na śmierć.
Słyszałam jak mała wronka niemal załi się matce i nie może zrozumieć dlaczego inne wrony nie chcą się dzielić.
I zrozumiałam dlaczego to mnie tak ruszyło.
Zrozumiałam, że my- ludzie- tak się zachowujemy.
Wszyscy starsi, mądrzejsi, wyżej postawieni- chcą się tylko nachapać jak najwięcej.
Po nich inni biją się o resztki.
Zdzieramy z siebie godność.
Jak te proszące się wrony.
Młodzi jak ta wrona, nie mają żadnego godziwego startu.
Nie mają prawa bytu.
Skazani jesteśmy na pognębienie i niedopuszczenie do koryta z pieniędzmi.
Nie ma dla nas szans.
Jak straszna była dla mnie ta scena.
Nigdy o tym nie myślałam, aż do dzisiaj.
Aż mi wrony nie odegrały spektaklu.
Poczułam się jak ta mała wronka, która walczy o przeżycie.
i łzy mi ciekną.
i patrze na swoje dziecko zastanawiając się..
w jakim ona świecie będzie żyła.
Nie przypuszczałam, że wrony mogą mi tak dać do myślenia.
Zagrały okrutny dramat jako aktorzy.
Grając ludzi.





Z przyjemniejszych rzeczy zaliczyliśmy pierwszy raz basen.
Natasza zamarznięta, ze szczękającą szczęką, nie była zainteresowana pływaniem, woda, ludzie przerazili ją.
Najlepiej czuła się w jacuzzi z ciepłą wodą.
Z upieraniem mamy jakiś dramat ostatnio.
Siła taka, że we dwoje nie dajemy rady, a dziecko niczym Pudzian się wyrywa.

Ale kochana jest. Mimo wody i ubierania:)
Wie, że jak jemy coś to trzeba włączyć laptopa i oglądać elma.
Podchodzi do lapka i próbuje otworzyć go, albo wali w niego.
A ja już od tygodnia nie podaje słoiczków, tylko gotuje sama.
Mamy zupa i drugie są najlepsze i wchodzą ze smakiem, oczywiście tylko z elmem;/
Na kolacje jemy coraz większe ilości kaszku kukurydzianej z malinkami lub truskawkami domowymi.
Wszystko co przetworzone firmowe wypadło z jadłospisu.

piątek, 13 lipca 2012

Rozprawa o nowych skilach.

Inteligencja dziecka jest wprost proporcjonalna do opadania szczeki rodzina na podłogę po wyczynie naśladowania przez dziecko:D
Jestem codziennie coraz bardziej oniemiała tym, ile mały mózg potrafi się nauczyć z dnia na dzień.
Ile nowych słów.
Ile słów zrozumie.
Z nowych zwierząt mamy:
 -sowę "uhuuuuuu"
-wilka "ałuuuu"
-małpkę- na razie bezdźwięczną, bo Nataszę bawi samo drapanie się obiema rękami po głowie:D

Pokazuje wszystkie zwierzęta na macie po moim pytaniu do wskazania poszczególnych.
zna prawie każdą stronę w każdej książeczce.
Wie gdzie piesek pije wodę i ma kość,
wie gdzie siedzi dziadek z kawą i okularami na nosie,
wie gdzie prosiaczek jest smutny bo nie ma jego przyjaciela borsuka(Natka też robi smutną minę, bo współodczuwa z prosiaczkiem:D),
wie gdzie borsuk wyskakuje i radośnie cieszy się razem z bohaterami,
wie gdzie trzeba "śpiewać" sto lat (i śpiewa po swojemu, swoimi slowami:D komiczne (hahah)).
wie gdzie na obrazku jest tata dzieci i pokazuje na siebie, a później na drzwi, co oznacza "mój tata poszedł do pracy"
a jak usłyszy skuter to wstaje, pokazuje paluszkiem i mówi "ta"! (bo tata jeździ na skuterze do pracy :))
Potrafi pokazać kto jest jej tatą, kto mamą.
Nauczyłam ją tak, że zawsze pokazuje na siebie najpierw, że to jest JEJ mama, czy tata:)
Ale nie mówi:(
Ciągle nie słysze spersonalizowanego mama.
Tata czasem jej się prześlizgnie, bo często mówię o tacie do niej, ale mama nadal jest nieużywane.
Wie, ale cholera nie powie;]

Dzisiaj nas zaskoczyła.
K. mówi żebym przyniosła kij do tukana bo wypadł i go wsadziła do otworu.
A mi się nie chciało wstawać:D
wiec mówię:" Nataszko, przynieś patyk od tukana, jest w łazience"
Dziecko spojrzało na mnie, pomyślało chwile i poszło do łazienki:)
Wróciła z kijkiem i podała mi go do włożenia.
Jest niesamowita.

Jak usłyszy jakieś słowa, które zna np jak rozmawiam przez telefon i mówię "macha"  to Natasza od razu macha:D
Jak chce coś jeść to staje przy krzesełku i zadziera nogę jak by chciała wejść.
Jak chce oglądać Elma to podchodzi do laptopa i otwiera, albo podchodzi do sprzetu grającego z drugim laptopem i wali w szafkę, żeby włączyć.

Jemy tylko z Elmem.
Pozwalam jej 20 do 30 min dziennie oglądać Elmo's world po angielsku, polskich jest strasznie malo na youtube, a przynajmniej ma jakiś inny język i powiem Wam, że i ja nauczyłam się kilku słówek, których nie znałam i też osłuchuję się z dawno nieużywanym językiem mówionym.
Jakiś kursik by się nam przydał angielskiego:)

aaaa jak widzi coś pysznego co lubiii!!
to łazi i cały czas powtarza "niam! niam niam, niam niam!!" xD

jest cudowna.
i ten codzienny buziak z Tata na dzień dobry!
No rozpływam się.

ps. Chciałam powiedzieć Wam, że po arbuzie jest tyle mleka w cyckach, że jedna pierś po nocy to aż mnie bolała była taka pełna:D

Oczywiście karmimy się cycem nadal nieustannie:)

Coś się ruszyło z Wagą Nataszy i mamy nareszcie 10 kg!

wtorek, 10 lipca 2012

Ojciec

Zostałam natchniona w sekundę na posta.
Jak ważny w życiu dziecka jest ojciec.
Jak wiele od niego dziecko wymaga i oczekuje.
Jak ogranioczone jest życie dziecka bez ojca.
Jak ciężko dziekcu zrozumieć, dlaczego go nie ma, albo dlaczego się nie udziela.

Ja nie zrozumiem nigdy.
Nigdy nie będę piotrafiła pojąć dlaczego mój ma mnie zawsze w dupie.
Przecież ma się czym pochwalić.
Ale nie chce.
Może nie dorósł?
Może nie chciał?
Nie wiem.
Nigdy też się nie dowiem.
Nigdy nie czułam od niego miłości.
PO prostu był przez jakiś czas.
Przez dwa tygodnie wymuszonych przez matkę wakacji.
Dopiero od kilku lat, chyba od 18 roku życia zaczełam rozumieć jak ważnej części życia zostałam pozbawiona.
Jak wiele nie wiem, bo matka wszystkiego nie przekaże.
Jak bardzo szukałam ojca w swoich wyborach facetów.
Chciałabym być przychoterapeutą kiedyś, może.
I strasznie już teraz boję się swojej terapii.
Tak bardzo skrywane emocje na temat ojca, czasami wypływają po jakimś niespodziewanym bodźcu.
Maleńkim.

Jak ważny jest ojciec.
Jak bardzo chciałam, żeby moje dziecko miało właściwego, kochającego ojca.
Żeby nas nigdy nie zostawiał.
Nie dla mnie.
Bo ja już to przeżyłam i mnie by to nie dotknęło aż tak.
Ale dziecko.
Wiecie, że dziecko wychowujące się bez ojca, ma skrzywioną psychikę i nigdy nie będzie traktować mężczyzn jak normalna córka z pełnej rodziny?
Będzie musiała przejść wiele barier.
Wydobyć z siebie masę zaufania.

Jak bardzo chciałabym, żeby mój ojciec to kiedyś przeczytał.
żeby poszło mu w pięty.
żeby poczuł chociaż część mojego bólu..
że też to nie działa w dwie strony.

wiem, że teraz żyje się w rozbitych rodzinach.
K. też z takiej jest.
ale nie róbmy z naszych dzieci półsierot.
Wybierajmy odpowiedzialnych, poczuwających się partnerów.
Wierzmy w to, że my możemy stworzyć piękną, trwałą rodzinę.
To  takie ważne dla przyszłości dzieci.

Myślę, że związki partnerskie stworzone zostały pod kątem ludzi, którzy wychowali się w rozbitych rodzinach.
Żeby było łatwiej odejść.
Podświadomie myśląc oczywiście.
Świadomie nikt, się do tego nie przyzna.

poniedziałek, 9 lipca 2012

Trochę z psychologii rozwoju

Uwielbiam studiować! Gdyby mnie było stać to studiowałabym do końca życia:D
Oczywiści najbardziej kocham te przedmioty, które wnoszą coś mega wielkiego do mojej głowy.
Psychologia rozwoju i osobowości.
To dla młodej matki jak wisienka na torcie, a nie jak katorga najgorszego egzaminu na pedagogice.
Wczorajsze calodzienne zajęcia..
coś pięknego.
Śpieszę Wam przekazać wiedzę zdobytą na ćwiczeniach.
Nie jest kompletna.
Nie będzie rozwinięcia na 3 kartki o jednym.
Będzie W pigułce o wszystkim co mnie fascynuje.
:)



To,  że dziecko potrzebuje matczynego bezpieczeństwa to każdy wie.
Ale już to, że dziecko potrzebuje miłości matki do swojego rozwoju wszystkich układów- już nie każdy.
Matka stoi wyżej niż pokarm.
Dzieci, które nie mają relacji z bliskimi(np, te z domu dziecka) nie rosną, nie rozwijają się- występuje u nich Niedorozwój Społeczny.
Jest to ogromny problem nadal na świecie. Nadal mamy sierocińce i domy opieki, gdzie dzieci, są niczyje.
Nie mają bliskiej im osoby, która stymuluje i bodźcuje  jego rozwój.
Nie zagłębiam się w ten temat, bo post nie ma Was doprowadzić do łez i szoku, ale do refleksji;)


Dziecko przychodząc na świat, samo daje sygnał swoimi hormonami do mózgu matki, że "już czas".
Wtedy to oksytocyna wydzielana przez ukł. hormonalny matki daje znać org do skurczy.
Bardzo nie dobre do prawidłowego rozwoju dziecka jest cesarskie cięcie robione matkom, którym nawet nie próbuje wywołać się porody środkami farmakologicznymi.
Dzieci takie i po cesarce, która poprzedzona była wywołaniem porodu, bądź porodem naturalnym, który nie postępował, mają bardzo często astmę, gdyż nie było ono na tyle dojrzałe, żeby wyjść.

Po urodzeniu dziecko tworzy z rodzicami, a głównie z matką głęboką więź biologiczną.
Więź ta jest na tyle silna, że osoby oddzielone od matki po porodzie lub bardzo wcześnie, spotkając matkę biologiczną w wieku 20 lat np. jako przechodnia na ulicy, potrafią ją rozpoznać (poczuć) jako własną.
Z matką dzieję się podobnie.
Mamy na sobie wielkią odpowiedzialność, moje drogie, ponieważ dzieci nie tylko uczą się od nas, rozpoznają nas nie widząc nas x lat, ale to my układamy ich życie od urodzenia, to my je rzeżbimy.
Rzeźbimy ich psychikę.
Dziecko widząc co robi matka lub ojciec, uczy się tych zachowań i przekłada je na relacje z innymi dziećmi czy dorosłymi.(ok, o tym wiedziałam)
Zaskoczyło mnie jednak to, że dziecko nie tylko patrzy na pojedynczych nas.
Patrzy też na swoich rodziców jak odnoszą się do siebie nawzajem i naśladuje ich w kontaktach z innymi.
Jest to bardzo niebezpieczne i dlatego u nas w domu panuje od wczoraj zasada "nic złego przy dziecku"
Prawdą jest też to, że wynosimy z życia rodzinnego pewne schematy zachowań.
Wiemy o tym i mówimy sobie np(wezme ten najbardziej kontrowersyjny temat ostatnio)
"Moi rodzice mnie bili, ale ja nie będę taki w stosunku do swojego dziecka"
Jak bardzo się niestety mylimy.
Wczoraj nawet zaobserwowałam u znajomych taką zależność.
Córka zachowała się jak matka.
Identycznie, nawet nieświadomie.
Jeżeli ktoś był bity w domu, to jak najbardziej prwdopodobne jest to, że swoje dzieci też bić będzie.
Jedyne co pomoże, to uświadomienie sobie tego i NAUKA innego reagowania(np. jeżeli chodzi o bicie)
Ile razy sama wypowiadając nawet jakieś słowa w złości do Nataszy mówię jak moja matka.
I nie chce tego,
Bie nie podobało mi się jak moja tak mówiła, ale ja jestem na etapie, że po prostu nie umiem inaczej.
Bo tak jestem nauczona.
To samo moja siostra.
Spójrzcie na siebie i powiedzcie, czy nie jesteście swoją mama? w dobrym i złym tonie.

Co do rozwoju dziecka.
Najlepszą wersją rozwoju jest kiedy dziecko może przebywać z matką i rozwijać się przy niej do 5 roku życia.
W 3 roku życia malec jest w stanie wytrzymać max. 5 godzin w przedszkolu.
Im wcześniej posyła się go do żłobka czy przedszkola, tym bardziej ingeruje się w jego rozwój.
Chodzi tutaj o to, że dziecko może i lubi spędzać czas z dziećmi.
Jednak potrzbuje też relacji z matką sam na sam i samodzielnej zabawy.
Po 10 h spędzonych w przedszkolu, odliczając czas na kąpanie, jedzenie i sen, dziecko właściwie wcale nie ma kontaktu z najbliższą mu osobą.
Przedszkole ma też to coś, że mimo iż nie może uczyć, uczy.
Uczy wykonywać polecenia, tak jak w szkole.
Nie ma tam czasu na samodzielną zabawę własną.
To samo dzieje się też w domu, kiedy dziecko jest tylko z matką.
Niektórym mamom wydaje się, że dziecko siedząc samotnie gdzieś, robiąc coś samodzielnie, nudzi się.
Nie, nic jak najbardziej mylnego.
Dziecko potrzebuje czasu wolnego od wszystkich.
Potrzebuje czaus na kreatywną, samodzielną zabawę.
Buduje wtedy swoją wyobraźnię, samodzielność, kreatywność.
Nie psujmy tego.
Ja widzę, że moje dziecko mnei czasem po prostu nie potrzebuje.
Ma swój plan w głowie i akurat teraz ma ochotę pobawić się sama nie wciągając mnie nawet w odzywanie się.
Siada i sama ogląda książeczki, przekłada z wiaderka nakrętki, gra na pianinku i tańczy sama z sobą.
Widzę, że też chce mieć swój czas na balkonie.
Gdzie jak coś ją zainteresuje to zawoła, ale wcale nie każe przy sobie siedzieć.
Sama się stymuluje, bodźcami tylko ją interesującymi.

Okazało się też, że bardzo łatwo intgerujemy w kreatywności i pomysł dziecka.
Sytuacja:
Tata wraca z pracy, dziecko ułożyło wierzę, woła tatę.
Tata podchodzi i mówi:" alee wieża, ale przecież to nie tak się buduje, trzeba te klocki tu, a te tu.."
Dz:"ale ja tak nie chce, chce tak"
T:"ale tak sie nie robi"

I tutaj wchdozimy z buciorami w głowe dziecka i narzucamy mu nasz pomysł, a dziecko uczymy, że to my mamy racje i ono musi słuchać innych.
Niszczymy w nim wtedy ten zapał, tą cudowną tak potrzebną naszej młodzieży wyobraźnie.
Obecnie nastolatkowie nie potrafią nic zrobić sami, dopóki im się nie powie co robić.
Dzieci nie potrafią się same bawić, bo nie wiedzą w co, bo zawsze mama mówiła w co się bawić a nagle mówić nie chce.
Tak samo pytałam panią dr. psycholog o metody uczenia malutkich dzieci.
Ona jest przeciwna.
Według niej dziecko powinno samo chcieć się uczyć, a nie znów dostać narzucony materiał do opanowania i znów robić coś co nie rozumie, że jest mu do czegokolwiek potrzebne.
Dziecki uczą się najlepiej wtedy, kiedy wiedzą, że im się to przyda, że będą mogły tą wiedzę wykorzystać.
Podała przykład, jak dziecko bawiące się w swoim pokoju, wbiega do mamy i krzyczy:" mamo! a jakie zwierzęta żyją w Afryce?"
I wtedy następuje największe wchłanianie wiedzy.
Dziecko pyta, chce wiedzieć.
Mówimy mu, a ono zapamiętuje to na całe życie.
Od kilku dni proszę K. żeby zwracał uwagę na podejścia dziecka.
Kiedy przynosi mu książeczkę, kedy pokazuje coś przez okno, kiedy coś usłyszy.
Ja mówi wszystko.
Opowiadam o tym.
Chcę, żeby wiedziała jak najwięcej jeżeli już zapytała.
Poswiadomi ją uczę.
Każda z nas na pewno tak robi.


Dowiedziałam się też, że każde dziecko mając swój temaperament potrzebuje innego podejścia.
Jeżeli dziecko o coś prosi to znaczy, że tego potrzebuje.
Jeżeli pragnei noszenia, to nie to, że znęca się nad rodzicem i się przyzwyczaiło (tutaj przypomina mi się Mama Okruszka, kiedy pisała, że Okruszek cały czas chce być noszony)
Monika, widocznie tego potrzebował, a ja zamiast radzić Ci, żebyś uczyła go bawić się samodzielnie, powinnam Ci mówić :"noście go, widocznie bardziej niż inne dzieci potrzebuje waszej bliskości".:)
 Jeżeli rodzic chce, żeby dziecko współpracowało z nim, to musi wziąć pod uwagę temperament dziecka.
Nie klasyfikujmy dzieci jako takie same.
Każdo jest inne i do każdego trzeba inaczej podejść.


Chciałabym podsumowując napisać, że prosze Was Matki:)
pozwólcie swoim dzieciom na odrobine samodzielności i prywatności.
Nie podkładajcie im co chcile nowej zabawki jak siedzi o coś robi samo.
Ono się nie nudzi.
Samo poprosi jak mu się znudzi samotność o towarzystwo.
Dzieci są bardzo inteligentne i maja swoje JA.
Wiedzą jak przeżyć.

:)
na koniec polecam książki.
Nie poradniki!
Książki psychologiczne o rozwoju dziecka.
Bardzo przystępne dla ludzi;)

Sue Gerhardt  "Znaczenie miłości"
TU

Jasper Juul "Twoja kompetentna rodzina"
TU

Jasper Juul "Twoje kompetentne dziecko"
TU
 
Bardzo dobre pozycje polecane przez psychologów.

:)

środa, 4 lipca 2012

Miś panda - two hand facepalm:D

Dzisiaj zostaliśmy sowicie wynagrodzeni za nasze rodzicielstwo!
Dziecko wreszcie(?!) pokazało w kąpieli, gdzie jest tata i gdzie jest mama!!
Powiedziało tez ta ta do taty, ale mamy nadal mówić do mnie nie chce, chociaż przecież wie, że ja jej mamą jestem.
;P

Najbardziej podoba mi sie miś panda ktory jest urwany na początku filmiku:)
Nie wiem skąd jej się tu utrwaliło, wcześniej robiła jedną ręką w czoło facepalm a teraz robi już dwoma:D
Tu


wtorek, 3 lipca 2012

Czyste szaleństwo:D

Natasza jest bardzo żywiołowym, kreatywnym i towarzyskim bobasem.:)
Zjednuje sobie serca nawet dzieci, które najpierw nie chciały jej dać zabawki.
Wczoraj wybyłyśmy nad jezioro z ciocią Jess.
Rozłożyłyśmy się.
Dziecko stało kolo naszech kocyków z 15 min i obczajało otoczenie.
Pewnie myślała : "WTF?! tyle ludzi? tyle piasku? tam woda? a wszystko świeci tak jak psu..na wiosnę";)
Po oswojeniu się, zapoznawała się z ludźmi, z piaskiem, trochę budowałyśmy, jednak największą atrakcją jak do tej pory było zbieranie, patyczków, kapsli, kamieni, pokazywanie nam i wyrzucanie do kosza:D




W końcu po 30 min zdecydowałam, że pokaże jej wodę.
Stwierdziłam :"eee tam! zimna pewnie, zamoczy paluszki i się rozpłacze i nie będzie chciała wejść"
O losie! jakież było moje rozczarowanie:D
Dziecko tylko poczuło miękki piasek pod stopami, dotknęło rączką dna i lampka szaleńca zapaliła się w głowie!
Naprzód!!!
Pognała w sukience, sama bez trzymania, ledwo zdążyłam złapać zdjąć sukienkę, a dziecko już chciało pływać wywalone na kolana do wody prawie po nos!
Cały czas ją prężnie trzymałam, co bardzo jej się nie podobało, ale biegałyśmy z wody i do wody, w te i we wte!
A że nie liałam wodoodpornej pieluchy:D
to sprawdziłyśmy chłonność Huggiesów:D
Na zdjęciu nie widać, ale po godzinie zabawy w sodzie pielucha przeważała dziecko i ważyła conajmniej 3 kg:)
Później dołączyła się do dzieci i razem z nimi budowała przepływalnie wody, siadając w pełne błoto tą napompowaną pieluchą!
Nie straszna była chłodna woda, do moczenia się po pas, bo na więcej nie pozwoliłam.
Nie straszne były chłopaki które rozbryzgiwały wodę na wszystkich skacząc na "rzycawka" do wody:)
dziecko było tak zaaferowane pomocą koleżance i jej bratu nosząc wodę w kubeczku(zaczaiła sama ,że oni noszą w wiaderkach i wzieła mały kubeczek i tez nosiła wodę i trudziła się wlewając po kilka kropelek tego co zostało nie rozlane do dziury :) przerozkoszny widok:D)

Dziecku nie straszne było nawet po wyjściu wreszcie z wody i osuszeniu, przejście na bosaka po kamyczkach na drodze i po deskowym mini molo.
Ani jedno skrzywienie na twarzy.
Natasza kocha wodę tak jak mama:)

Co to by było za szaleństwo gdyby udało nam sie pojechac nad morze!!!
Dziecko było by w 7 niebie:D
Wygłodniała zjadła cały przygotowany makaron, ciastko, troche gofra od Jess, troche loda ode mnie no i cały wafelek od loda oczywiście:D

Cudowny dzień!
:)
oby tylko pogoda była i na paliwo było!


---------------------------------------------------------------------------------------------------
A teraz z innej beczki.
Śpieszę donieść, że czytamy książeczki.
Od tygodnia Natasza codziennie rano przynosi kolejne i czytamy.
Najbardziej upodobała sobie "Pierwsze urodziny prosiaczka "
Dzisiaj ku mojej niedoli przeczytałam ją 8!! 8 razy pod rząd.
O losie!
I codziennie tak, po 3, po 2, po 4 razy.
Wertujemy codziennie wszystkie książeczki jakie mamy.
Mamy jedną "Kocham Cię"
Gdzie króliczek opowiada o tym co kocha.
I jest obrazek jak piesek pije wodę!
Ach upodobał się najbardziej.
Mówię tak :"Natasiu, tu piesek chlipie wodę" i ruszam językiem tak jak piesek, co przez kolczyk jest dość trudne:D
a Natasza podłapuje, pokazuje na pieska i robi chlip, chlip i pokazuje na cycusia, że ona pije mleczko:D

Zaczła dostrzegać też szczegóły, a nie tylko wielkie pierwszoplanowe postacie.
Pokazuje kwiaty, motylki miodek w słoiczku, małego żuczka.
I coraz więcej mówi po swojemu.
:)

niedziela, 1 lipca 2012

o jedzeniu i o książce-moja recenzja

Ależ mi się omlet udał!:D
Jak biszkopt!
K. powiedział, że minęłam się z powołaniem :)
Jedliśmy dziś niedzielne śniadanie na słodko.
Omlet z dżemem wiśniowym i bitą śmietaną.
Natasza zajadała najwięcej to śmietany i dżemu:D
ale omleta tez zjadła kawałek.
Popiła mlekiem krowim.
Jak zobaczyła co jej daje!
Ludzie!
Jak wygłodniały wilk.
Oczy jak 5 zł.
I jeden wypisany na twarzy, krzyczący wręcz wyraz: MLEKOOOOOO!
hahah
Podałam do wyciągniętych łapek.
Piła, piła, oddychała, piła i piła aż wypiła połowę niekapka! :D
Ależ była szczęsliwa.

A potem dossała dwa łyki mleka z cycka i odpłynęła w 3,5 h drzemkę!
Ani pralka, ani mop, ani zgrzytanie walizką z narzędziami po podłodze, ani kawa z ekspresu, ani wyjące przez godzinę dziecko przez otawarty balkon ani Nasze gadanie... NIC jej nie zbudziło!
Chodziłam po 2 h spania i zaglądałam co 15 min czy aby żyje.
 ;)

 Nie wiem co w tym jest, ale w ciąży jadłam tony mandarynek, bananów, pomarańczy.
Wypijałam hektolitry wody, coli, mleka.
Pochłaniałam wszystko co słodkie.
Tuńczyka jadam przez 3 miesiące na śniadanie i na kolacje.

Nie wiem co w tym jest, ale dziecko moje uwielbia te wszystkie rzeczy podwójnie.
Oprócz tuńczyka ;)
Jedyne co to truskawki ktore też uwielbia i arbuza które to jadam w mniejszych ilościach bo w zimie ich nie było.
Nie zapomnę jak w styczniu czy grudniu błagałam K. żeby gdzieś znalazła arbuza!!
Żeby zamówił w piotrze i pawle chociaż plasterek za 10zl za kilogram.
hahahah
zachcianki ciążowe były wybitnie śmieszne:D
Ach! nie wiem jeszcze czy Natasza lubi pączki!:D
Pączki pochłaniałam w ilościach conajmniej kartonowych:)

i cola..
prawie codziennie chociaż jedną puszeczkę..:)

Natasza jak poczuje smak coli na języczku to mało nie zabije za nią:D
Uwielbia to co ja pochłaniałam w ciąży..
Ciekawe. nie czytałam o tym, że to przechodzi do życia pozapłodowego:)

Chciałam też napisać dziś, że doczytałam ostatnie 4 kartki "Macierzyństwa  non-fiction".
Obale teraz wizję książki, że niby jest zaprzeczeniem piękna macierzyństwa, że pokazuje jakie jest straszne, i zniechęca do niego, albo innych niewłaściwych obelg na książkę.

Dla mnie autorka znalazła sposób na wyrwanie innych matek z niedoli potępienia.
Dla mnie autorka wylała swój żal, zmęczenie, przemyślenia na papier pod postacią żartu.
Och! ileż razy ja się śmiałam w autobusie i na przystanku- bo tylko tam ja miałam szanse przeczytać.
Ile razy ludzie patrzyli na mnie jak na zwariowana, kiedy ocierałam łzy wzruszenia i myślała :" no przecież pisze o mnie!"

Według mnie pisze o wypaleniu zawodowym- matkowieniu.
Pisze o rozdarciu i nie mocy odnalezienia się w nowej nieznanej sytuacji.
O wystawieniu swojej siły, emocji, cierpliwości na próbę.
O tym ciężkich chwilach kiedy to trzeba się komuś wygadać, bo inaczej się pęknie z nadmiaru wydarzeń.
O tym ile pracy wymaga macierzyństwo.
Z ilu rzeczy trzbea zrezygnować, przeorganizować życie.
O tym jak ciężko się do tej sytuacji przyzwyczaić i wżyć w nią.
O tym jak zmienia się patrzenie kobiety z pryzmatu kobiety na pryzmat matki.
O tym jak "tracimy dziewictwo" samotności kobiecej i zostajemy na długi okres czasu zjednoczone z dzieckiem.
O podejściu osób nie mających dzieci.
Pisze o tym tak lekko, tak śmiesznie, że w sumie człowiek się śmieje, że to było dla niego problemem.
Książka napisana żartem o prawdzie.
O ciężkości wyzwania jakiego podejmuje się kobieta.
Bo przecież dziecko to wielkie wyzwanie!
Nie każdy jest w stanie je podjąć.
Widać to po domach dziecka(nie przytaczajcie tu, ze domy dziecka mają pod swoją opieką też dzieci rodziców ginących w wypadkach, ja piszę tu tylko o porzuconych).

Do kogo skierowana jest książka?
Do kobiet-matek, które sobie nie radzą, myślą, że tylko one tak mają.
Do kobiet-matek, które chcą sobie poprawić humor.
Do kobiet, które chcą poznać inną stronę macierzyństwa, a nie słuchać kolejnych bezproblemowych opowieści od koleżanek.

Do kobiet, które nie boją się przyznać do prawdy, że macierzyństwo to nie tylko dziecko zdrowe, śpiące, patrzące.


I jeszcze jedno.
Czy to nie prawda, że z pojawieniem się dziecka człowiek traci wolność?
Jeżeli nie, to dlaczego z babki na matki przechodzi stare powiedzenie, które nawet moja mama mi mówiła:
"dziecko zawiąże ci świat"
Bo to prawda.
Dziecko już w brzuchu ogranicza naszą wolność, bo coś boli, bo nie dobrze, bo senność, bo sikać trzeba co pięć minut, bo skurcze, bo ciężko itd.
A po urodzeniu?
Absorbuje cały nasz czas.
I co najważniejsze: już zawsze będzie. Nawet jak sie je odda na tydzień do babci jak będzie miało 3 lata.
To ono i tak będzie siedzieć w naszej głowie.

A autorka, pisze o właśnie utraconej wolności.
Prawdę pisze.
Pisze o czasie, o laktacji, o śnie, o płaczu, o partnerstwie, o libido...
o wszystkim, bez ogródek.
Uważam, że książka zrobi furorę i była bardzo potrzebna.

Polecam gorąco!

Książka Tu