sobota, 29 grudnia 2012

Garść informacji.

Z domowym chlebkiem w łapie śpieszę wam donieść,
że święta rodzinne(teściowskie;)) i bardzo udane.
Najedzeni, wysmakowani.
Trochę połamana moja osoba, bo zapalenie korzonków mi się na święta przytrafiło to tez 2 dzień Świąt leżałam w łóżku sama w domu (mimo wszystko przyjemnie w tej samotności było poleżeć;) choćby z bólem)
i wygrzewałam co by wrócić do żyjących bez bólu.

Przepraszam za brak życzeń.
I ślę spóźnione, jakoby spłynęła na Was lawina złota, miłości i spokoju ducha:*

Nie mogłam znaleźć zdjęcia w necie, byłam bez aparatu na święta, to też nic nie pofociłam.


Dostałam od wydawnictwa MiND książkę.
Trafili jak nie wiem co.
Mamy ostatnio jakiś ciężki czas.
Ja ze swoimi nerwami.
Natasza ze swoimi.
Jestem na początku, bo czasu na czytanie niewiele,
ale szczerze?
Juz po kilku stronach uratowała mi głowe od szaleństwa.
I ja to mówię!
Nie-wyznawczynie rodzicielstwa bliskości- dosłownego!










Oznajmiłam też K., że za mało czasu sędzamy z Nataszą bawiąc się z nią fizycznie.
Oznajmia to w bardzo wyraźny sposób- swoją agresją i autoagresją kiedy nie zwrócimy nan ią uwagi w TYM! momencie.
Dzisiaj było o 80% pisków mniej.
Mimo roztrojenia się, żeby wszystko pogodzić podzieliliśmy się w działaniu i ogarneliśmy sytuacje tak, żeby wszyscy byli zadowoleni.

A co robiliśmy?
Wyciągnęliśmy tor wygrany jakieś pół roku temu.
Natasza teraz dopiero do niego dorosła i po 3 h zabawy dopiero odpusciła;)
A jaki był krzyk jak tata zaczął składać tor!
W każdym razie:
mama- zachrypła i rozbolało ją gardło od mówienia i komentowania sytuacji na torze, wykrzykiwania kolejnych kwestii za kolejne samochody;)
tacie- wysiały kolana od klęczenia i budowania, co chwile to nowych konstrukcji!(ależ ten nasz tata ma wyobraźnie! niestety tylko pierwsza uwieczniona jest na zdjęciach)
dziecko- wymęczone, zadowolone i uśmiechnięte, pokrzykujące na nas co byśmy się nie opierdzielali tylko alej bawili;)

Mama ukrywa się pod kapturem, bo anie make-upisty ani fryzjera dziś nie odwiedziła;)













Całujemy gorąco i pozdrawiamy Danusie:*** (ciocio-chrzestną mamę!)
I wszystkie inne blogowe Ciocie:*

czwartek, 27 grudnia 2012

Smoczek od MAM kontra inne smoczki-nasze testy

Wracam po świętach z testami:)

Testuję smoczek firmy MAM -tzn. nie ja tylko Natasza;], ale że ona nie jest zdolna się jeszcze klarownie wypowiedzieć zrobię to za nią.

Smoczek z innymi akcesoriami dostaliśmy dokładnie 29 listopada 2012r.
Od tego dnia smoczek zaaklimatyzował się w paszczy Nataszy:)
Zdobył jednak jej serce pozornie- bo tylko wyglądem.
Po pierwszym "konsumowaniu" został "porzucony" na pastwę losu.
Matka wkroczyła wtedy mówiąc: "Nie ma starego smoczka albo ten albo wcale."
Natasza wybrała opcję "ten".
I już smoczka nie oddała.
Żuje go stosunkowo częściej niż poprzednie smoki.
Widać więc, że kawaler z obrazka rozkochał ja w sobie i jeszcze obdarował koniczynką na szczęście
(no przecież nie mogła takiego szczęśliwca rzucić! no jak to tak!:))

Pierwsze spotkanie:)

A tu zespoleni na stałe:) z naszej wędrówki na Boże Narodzenie do teściów.





Teraz coś od mamy.

Szczerze?
Nie mogłam się doczekać kiedy wreszcie znajdę czas i siądę napisać opinie.
Czytając opinie czyjeś nie wierzy się we wszystko tak do końca dopóki samemu się tego nie spróbuje.
Poprzedni smoczek z jakim się męczyliśmy to smoczek marki Baby Ono...

Bardzo mi przykro, że robię anty reklamę, bo szczerze chciałam, żeby był super.
Okazało się, że jest najgorszy.
Od urodzenia Natasza miała smoczki firmy Lovi. bylismy zadowolenia, blakły jednak od wyparzania i gromadził się w sylikonie smoczka osad od wewnątrz.

Seria MAM Oryginal mnie totalnie zaskoczyła.
-Byłam sceptyczna to tego, że smoczek nie ma uchwytu- "Jak ja mam go wyjmować lub trzymać?"
Nie ma problemu, smoczek jest bardzo poręczny i normalnie można go złapać za wystającą część "brzuszka".

-Ze smoczkiem Baby Ono mieliśmy ciągłe problemy z brudem- myłam go co chwile, a on co chwile łapał brud. Nie usprawiedliwiało go to, że był biały, po prostu w rowkach gdzie smoczek wychodzi z plastiku, osadzał się brud(na prawdę nie mam pojęcia skąd się brał) tak samo było z przodem na łączeniu smoczka.
Tragedia. mieliśmy go na szczęście tylko 2 miesiące(a wyglądał jak by był używany co najmniej rok).
Smoczek MAM nie wiem jak to robi, ale od miesiąca w zadnym zakamarku nie zgromadził mu się brud.
Nic, kompletnie czysty, świeży, wygląda jak bym dopiero wyjęła go z opakowania. Jakaż wspaniała odmiana od tamtej katorgi. (myję go zdecydowanie o wiele mniej razy niż poprzedni).

- Nic się nie ściera. Kolor ten sam, jedno zadrapanie na rysunku. Rysunek chłopca, który podbiła serce Nataszy wciąż nieskazitelny. (nie muszę mówić chyba o wspaniałym dizajnie jaki nam serwuje MAM, nie wiadomo na co się zdecydować:))

- Bardzo ciekawą rzeczą jest, że do smoczka MAM nie dostaje się woda. Do każdego jakiego mieliśmy mogliśmy napompować wody (cały sylikon) a tutaj się nie da. Wyrwałam właśnie smoczek Nataszy z paszczy przez sen i próbowałam nalać. Nie udało się.

- Smoczek jest lekki.

-Bardzo ładnie pasuje do buzi dziecka i dopasowuje się do ust.

Testuję smoczek dla dzieci 16+ .
Jest to smoczek z serii do 3 roku życia.



Co producent mówi o smoczku:

MAM Original

Pierwszy w Polsce silikonowy smoczek do 3 roku życia



Opis pobrany z podlinkowanej nim strony producenta.

Smoczek posiada jedwabisty sylikon, o którym można poczytać TU
Jest wony od BPA jak większość smoczków na rynku.

Moniuś jest dla nas bardzo ważny.
Mimo, że Natasza jest już duża na razie nie wyobrażam sobie życia bez smoczka.
Następny smoczek na bank zakupimy znów z od MAM.

Wady- dla mnie wad brak.

Z czystym sercem polecam. Jest to nasz numer jeden.
:)


sobota, 22 grudnia 2012

Przepis na uszka.

Robiłam je potwornie dluuugo, bo latając do dziecka i do K. co chwile ciężko było zrobić to w szybszym czasie.

Grzyby: 10dag(ja miałam z 8)
Grzyby moczymy na noc w nieosolonej wodzie. Ja raz wypłukałam na sitku przed moczeniem.
W dzień gotujemy grzyby z małą cebulką w tej samej wodzie 1,5 h od zagotowania na małym ogniu.

Po tym czasie grzyby z cebula odcedzamy na sitku, wodę możemy zostawić na zupę grzybową lub sos.
Studzimy i w przepisie przekręcali przez maszynkę, ja maszynki nie mam więc przez pół godziny kroiłam nożem na drobniutko. Drugą cebulkę średnią kroimy też drobno.
Ja tą gotowaną cebulę wyrzuciłam.
Cebulką smażymy na oleju, dodajemy do zeszklonej grzyby i też smażymy. Ja już wtedy zaczęłam przyprawiać solą, pieprzem.
Zdejmujemy z ognia(smażymy na oko, ja smażyłam jakieś 5-7-10 min nie wiem, nie patrzyłam na zegarek;))
Przyprawiłam też w misce. Dodałam trochę ziarenek smaku (nie lubię samej soli), pieprzu(dużo pieprzu, bo muszą być pikantne) i ostrej papryki(my mamy taka domową piekielnie ostrą więc dodałam na czubeczku noża troszeczkę. Soli dużo chłoną grzybki, trzeba próbować, ja dosalałam po troszku 4 razy.
Dodajemy jedno żółtko na koniec i troszkę bułki tartek, żeby masa nie była za rzadka. (ja zapomniałam z tej gonitwy o jajku i 20 zrobiłam bez;) i cały czas się zastanawiałam dlaczego te grzyby w środku są takie mało zespolone;) więc żółtko polecam dodać:)


Ciasto:
Zmieszałam ze sobą 3 przepisy i swoje obserwacje.

2,5 do 3 szkl mąki
3/4 szkl wrzącej wody
szczypta soli
jajko
2 łyżeczki masła(tak, tak masła :))

Przesiewamy 2 szklanki mąki do wygodnego garnka.
Dodajemy szczypte soli, masło, jajko.
Wlewamy wodę i mieszamy drewnianą łyżką do połączenia składników.
Wszadzamy dłoń;) i miętosimy:)
Zapewne będzie glajda więc po trochu podsypujemy mąką. (tą 3 szklanką - nie koniecznie trzeba zużyć całą, ja podsypywałam na oko więc nie wiem dokładnie ile jej dodałam)
ciasto jest lekko klejąca na końcu, ale i tak odchodzi od ręki.
Można je od razu użyć, jeżeli  nie to możemy schować do lodówki zawinięte w folię aluminiową lub woreczek foliowy.

I teraz:)
wylewamy na stolnice, lub blat łyżeczkę oleju.
Zero mąki.
Smarujemy stolnice lub blat.
Na tym oleistym podłożu ciasto fenomenalnie się rozprowadza.
Wałkujemy ja bardzo cieniutko, na 2,3 mm.
Nie rozwali nam się:)
jest tak elastyczne, ze nie pęka tk jak to od mąki.
Mąka powoduje tarcie i dlatego trudno się na niej wałkuje.
Wałkujcie małe kawałki ciasta, jest bardzo wydajne, ja zrobiłam 56 uszek z polowy, więc spokojnie można zrobić 100 uszek, tylko ja robiłam takie nie malutkie i opchane farszem, więc farszu u mnie powinno być na 100 uszek dwa razy więcej

Ja robiłam placek, odcinałam części półokrągłe i wychodził mi prostokąt. Dzieliłam go na paski a te na kwadraty.
Farsz nakładałam na środek i zlepiałam trójkąt, a dwa końce trójkąta złączałam  tworząc "uszko".
Ciasto jest delikatne, cienkie. Nie gumowate. Pyszne:)
K. jak by mógł to połowę zjadłby na raz, ale musiał zadowolić się tylko 3ma;)

Mam nadzieję, że jasno i łatwo napisane do wykonania.
Polecam:)

Przepraszam, że dopiero teraz, ale ze smutku położyłam się z dzidzią na drzemkę a później robiłam obiad.
Mi wysiadł kręgosłup od stania i robienia i latania wczoraj:( także zdycham z bólu..


piątek, 21 grudnia 2012

Wesołe wieści i odpowiedzi na komentarze.

Szybka notka.


Nie mam kiedy Wam odpisać bo latam od dwóch dni na rozmowy i o pracę.
Gotuje, sprzątam, piorę.

 Co do mleka: Jest tyle, że na dwa wypicia w ciągu dnia spokojnie wystarcza i na jakieś jednorazowe dopieszczenie się cycusiem też;)

Nie wiem ile mleka powinno pic dziecko w ciągu dnia, ale wiem, że koleżance wystarcza jedna paczka na 3 dni. Więc  jak mam co 3 dni kupować mleko najtańsze Bebiko za 12 zl to w miesiącu musiałabym na nie wydać (12*3)*4= 144zl.
My na jedzenie wydajemy miesięcznie dla całej trójki max 500zl (a mamy tylko 300zl własnych na jedzenie, resztę daje rodzina moja i K.- jak by nie oni to byśmy zdechli z głodu)
Więc skąd miałabym wytrzasnąć dodatkowe 144zl na mleko?
Teraz karmie za darmo. Nic nie płace za cycki;)

Natasza nigdy nie miała problemów z białkiem- je wszystko co ma mleko w sobie.
Więc nie rozumiem dlaczego mam nie dawać jej od 2 roku życia mleka  krowiego tylko.
Ja uwielbiam mleko, K. uwielbia nabiał- po kimś musi je kochać.
Choćby było nie wiem jak szkodliwe to ja pić mleko muszę, bo jak nie pije 2 dni to dostaje ssania w organizmie jak narkoman z braku heroiny.
Czytałam, że mleko krowie można podawać już dziecku od 1 roku życia, tak jak pisze Basia.
Więc nie przesadzajcie.
Mleko piliśmy od zawsze i od mleka nie słyszałam żeby ktoś umarł, ani żeby zachorował.

Wiem, że tylko wydam niepotrzebnie kasę na coś, czego Natasza nie wypije, bo już kiedyś próbowaliśmy, wypiła łyk i później przez kilka dni nie chciała nawet dać sobie wmusić, wyprosić.

Kropka.
Dziękuję za troskę i za wsparcie:**


Teraz z dobrych informacji.
Dostałam pracę:)
od stycznia 3 dni w tygodniu po 5 h. dycha za godzinę.
Szukam drugiej, mam jeszcze kilka spotkań, co by dopełnić jeszcze do pełnego etatu.
Praca jest w rejestracji. Widzicie? nie trzeba iść sprzątać:P

a teraz moje kilka godzin w kuchni dzisiaj:
Uszka z grzybami. Jak by ktoś chciał mam wspaniały przepis na Ciasto. Delikatne, miękkie. Pycha!

I ja doczekałam się na swoją wymiankę gwiazdkową!
Ivett!!! jest niesamowita!
:)))


EDYCJA:
No niestety... zadzwonil Pan, że musiał przyjąć swoją kuzynke, która straciła prace i nie ma za co żyć i bardzo mnie przeprasza... no cóż.
:(
za szybko się pochwaliłam.

czwartek, 20 grudnia 2012

Jak nie urok to sraczka

Z tego miejsca chciałam "podziękować" stresowi, którego z dnia na dzień mam coraz więcej, który tak wdzięcznie zabrał mi mleko z piersi.

Tracę pokarm. Od 2 dni jest go tyle co nic.
Natasza się denerwuje.
Ja jestem zdezorientowana.
Sutki bola od jej gryzienia i ciagnięcia.
Podchodzi co chwile i ciagnie te kilka kropel co zostało.
Przez noc coś jeszcze jest w lewej piersi, ale w prawej nie ma już prawie nic.
Nakarmiłam ją mlekiem krowim z butelki...
I czułam sie idiotycznie:|
Nie mam nic do mam karmiących butelka, ale ja 20 miesięcy karmie piersią i pierwsze karmienie butelka bylo dla mnie... okropne. Sztuczne. Po prostu nienaturalne..
Może to i dobrze, bo jak by co od stycznia już by nie było problemu jak by się coś z jakąś pracą udało.
Nie wiem co teraz?
MM?
Natasza pije mleko krowie i modyfikowanego nie tknie.


Wiecie jak w tytule... jak nie urok to sraczka...

wtorek, 18 grudnia 2012

Apel do pracodawców-dajcie prace!


Wiecie jak człowiek czuje się poniżony i niedowartościowany jak wysyła sterty CV wszędzie,
a jego telefon milczy?
Sytuacja jaką mamy obecnie w naszym mieszkaniu jest bardzo nieciekawa.
Muszę szukać pracy na GWAŁT.
Wrócić na swoje stanowisko nie mogę ponieważ jest likwidowane od stycznia.
Nie idę na dalszy wychowawczy, bo nas na to nie stać.
Poszukuję pracy w zawodzie kosmetologa, ale i każdym innym godnym...no błagam sprzątać po 2 kierunach studiów nie pójdę, już wolę iść pod most.
Rok doświadczenia nie daje nic.
I tak się nikt nie odzywa.
Dlaczego do pracodawcy należy wysyłać CV  i list motywacyjny ściągnięty z netu i udokumentowane miliony kursów, które żeby zrobić musisz wyłożyć kilka ładnych tysięcy siana...a nie np LISTU, w którym wykazujesz wspaniałą chęć do pracy i wykazujesz niezbite pokłady sił do doszkolenia się.
Dlaczego pracodawcy nie chcą zmotywowanych pracowników.
Dlaczego liczy się doświadczenie 3 letnie, za które i tak zapłacą CI najniższą krajową, za którą na wynajętym mieszkaniu nie da się wyżyć?!


Pracodawco poszukujący pracownika!
Apeluję do Ciebie, abyś szukał ludzi godnych zaufania i chętnych do pracy.
Apeluję jednakże, żebyś płacił odpowiednio do wymagań stawianych przed pracownikiem.
Pamiętaj: DOBRY pracownik to STAŁY pracownik.
DOBRY pracownik to jest pracownik ODPOWIEDNIO MOTYWOWANY FINANSOWO i DOCENIANY.
Pracownik, któremu wystarczy pensji aby żyć godnie, będzie oddany, nie będzie kradł i będzie wielbił swojego szefa.
Pracodawco daj szanse mamom!
Daj szanse kobietom, które chcą się spełnić zawodowo, bo już swoje w domu zrobiły.
Teraz na pierwszym planie staje kariera, której one tak bardzo pragną!!


Pragnę pracować w zawodzie!
Pragnę sprawiać kobietom radości i sprawiać, że poczują się piękne i dowartościowane.
Kosmetyka to czysta psychologia.
Do kosmetologa jak do terapeuty i przyjaciółki zarazem.

Nawet nie wiecie jak bardzo chciałabym móc robić to co kocham.
Mam nadzieję, że uda mi się trafić do godnego pracodawcy, który pozwoli mi zdobywać doświadczenie i spełniać się zawodowo.

Mam nadzieję, że ten post trafi do nie jednego pracodawcy.
Nie wiem jak go wypozycjonować, ale mam nadzieję, że będzie on widoczny dla ludzi tak zmotywowanych i tak potrzebujących pracy jak ja i dla pracodawców, którzy mają serce i rozum.

Pozdrawiam,
Wspaniała, uśmiechnięta, zdolna bezrobotna kosmetolożko-pedagożka:)

poniedziałek, 17 grudnia 2012

czego nienawidze w świętach

Nigdy jakoś specjalnie nie przeżywałam świąt.
Zazdrościłam ludziom, że się cieszą,
 że są zabiegani,
 że jara ich pieczenie ciast,
lepienie pierogów,
robienie ozdób na choinkę,
ubieranie jej.

Na święta najbardziej nienawidziłam sprzątania.
Nie mogłam pojąć dlaczego to co powinno się robić na bieżąco robi się w kilka dni.
Zawsze spadały na mnie najgorsze prace w domu rodzinnym.
Mycie wszystkich drzwi(Po co?!)
Trzepanie dywanów(bo miałam zawsze chłopaka, który pomagał mi to zrobić)
Mycie okien(nie cierpię do tej pory)
Mycie "szczerup" (znienawidzone!!! szczerupy to takie gliniane malutkie garnuszki, które odziedziczyłam razem z pokojem po siostrze, szkło które stało u mamy w pokoju, komplet filiżanek do herbaty z dzbankiem, i kieliszki sztuk 24 co roku jednak ubywało kilka sztuk;))
Pranie dywanów.
Wycieranie kurzy i wszystkich mebli.
Mycie szafek w kuchni!

o tak.
nienawidziłam świąt właśnie za to sprzątanie.
Nooo i na koniec w dzień Wigilii (tak tak, dobrze czytacie, a jak nie była u nas to nawet po powrocie od babci) ubieranaie 2 metrowej choinki....

Świąt nie cierpię też przez wieczne spóźnialstwo mojej mamy.
Zawsze jemy ją dopiero o 18, czy 19 godzinie... aż wstyd się przyznać.
I wtedy cały czar pryska, bo nic nie jest gotowe, nie jest do konca posprzatane, wszyscy sie denerwują, są głodni...och! tragedia;/

Atmosfera rodzinna na święta nam nie sprzyja.
U nas zawsze na święta jest alkohol, bo inaczej nie da się rozluźnić atmosfery. (na wigilię nie ma, ale Boże Narodzenie to już obowiązkowo jest i czyni swoją powinność- Ja pochodzę ze Wschodu pamiętajcie;))


Od wieków, odkąd  pamiętam postanowiłam sobie, że u mnie w domu jak kiedyś założę rodzinę będzie zupełnie inaczej.

Przygotowania, sprzątanie0 ogarniam tak jak cywilizwani ludzi.
Po kawałku. Od wczoraj wysprzątana kuchnia, dzisiaj pokój i podłogi.
Jutro łazienka. Pokoik dzidzi. Szafy.

Choinka ubrana dziś przez nas też już stanęła w czystym pokoju.
Lampki wiszą już 3 dni.
Klimat jest.
Zaczynamy wszyscy czuć, że coś nadchodzi.
Jakiś magiczny czas.
Ostatnimi czasy ciężki dla nas, bo porobiło się problemów co nie miara, ale staramy się jakoś być dobrej myśli i żyć, nie załamywać się.

Klimat będzie i już!:)
Jeszcze jemiołę trzeba jakoś zanabyć:)


piątek, 14 grudnia 2012

Bo z Tatą...

Pisałam kiedyś o Tacie Nataszki.
Jaki dla niej jest i jak ona go odbiera.
Chyba nawet nie tak bardzo.
Widzę jednak, że następuje u nas ogromny skok rozwojowy.
Z małej Nataszki tworzy się dziewczynka.
Odkrywczyni!
Tata jest od teraz przewodnikiem.
Nauczycielem.
Bohaterem.
Łapskodziałaczem jak to pisze Zezuzula:)
Kimś bardzo ciekawym.
Zupełnia inna relacja jest między nimi, a między mną  i Natką.
Ja jestem od miłości, przytulania, kochania, całowania, cycusiowania, pocieszania,
zabaw intelektualnych, tłumaczenia zawiłości, rozwijaja manualności i innych.
Tatuś natomiast jest od zabawy fizycznej.
Ganianie, szukanie, chowanie, przebieranie, udawanie, ale też pokazywanie czegoś bardzo skomplikowanego, tłumaczenie czegoś bardzo skrupulatnie, ale ogólnikowo.
Tatuś nauczył Nataszę rozbierania się do kąpieli.
On już tego nie robi.
Dziecko zdejmuje samo wszystkie ubrania i tylko z majtkami ma problem. Coś niebywałego dla mnie!
Dziś tata był bohaterem jak zmieniał żarówkę, zdejmował klosz od lampy, ale było ekscytacji,
Ciemno-jasno.
Radość ogromna!
A jakaż była jak tata wieszał lampki na oknie!
Natasza weszła na drugie krzesło i stała razem z tata.
On na jednym.
Ona na drugim.
A najwspanialszy był tata, który za pomocą wstążki sprawił, że drewnianą ciuchcię z biedronki można teraz
ciągnąć!!
Jak na sznureczku!
Jaka radość!
a jaka złość jak trzeba było przy tacie nauczyć się samodzielnie nakładać klocek, za który ciągnęło się ciuchcię:)
Mała dziewczynka odkrywa nowe przygody ze swoim tatą.
A tata jest niezastąpiony.
Lepszego nie mogła sobie wyśnić.
A ja...
A ja patrze z boku i ocieram łzy szczęścia.....
i przeżywam ich przygody z Nataszą, bo mi nie było dane znać takiego Bohatera i odkrywcy...


Informacje dla domowych piekarzy i moje ozdoby świąteczne

Wypróbowałam przedwczoraj nowe drożdże do pieczenia chleba.
Drożdże Babuni do chleba są fatalne, może pierwszy dzień po kupieniu wychodzi jeszcze jako taki chleb, ale:
1. po zamrożeniu drożdże umierają, źle rosną i ciasto po położeniu na blaszce do wyrośnięcia rozłazi się na boki i wygląda jak zdechły placek.
2. drożdże trzymane w lodówce (bo date ważności mają np tydzień, przy drugim chlebie potwornie pachną winem!!chleb po upieczeniu (szczególnie już na 5 dzień od zakupu drożdży, wali tak winem, że nie da się go jeść.
Cena ich to 89gr.

Drożdże suche są najlepsze do pieczenia chleba, ciasto nie rozłazi się na boki, ładnie rośnie do góry i w ogóle nie pachnie drożdżami(może minimalnie).
Za to cena 1,35zl za jedną torebeczkę, powoduje, że chleba w ogóle nie opłaca piec się w domu, bo wychodzi po 6zl za bochenek z prądem licząc.

Jako, że piekę chleb już tylko ja od 3 miesięcy nie kupiłam ani jednego bochenka (czasem dostaniemy jakiś od babci,  którego nie jesteśmy w stanie zjeść jest tak niedobry), postanowiłam wziąć te drożdże na próbę:
Waga 42g
Cena 59gr
Typowe do pieczenia chleba, pizzy i ciast.
http://www.lesaffre.pl/produkty/drozdze/i-hirondelle-i-hirondelle-czerwona 
strona producenta, tych niebieskich nie ma na stronie.
Jest to producent drożdży Babuni:)

Nie wiedziałam co to za wynalazek, kilkakrotnie się przymierzałam, ale stwierdzałam, że to pewnie "chłyt materkintody";) to też i nie brałam.
Zdecydowałam się jednak przedwczoraj.
"Raz kozie śmierć! zaryzykuje"

Po pierwszym chlebie jestem zachwycona!!
Zero zapachu wina!
Chleb tak puszysty i miękki w środku, że aż K. mnie zapytał czy jakoś inaczej go piekłam.
Pięknie rósł, nie rozlewał się.
Drożdże mają dłuższą datę ważności, bo aż 2 czy 3 tygodnie co 25 grudnia mają moje.
Ciekawa jestem jaki będzie drugi chleb na nich, czekających w lodówce.
Czy będzie walić winem tak samo jak po Babuni?
Zdam relacje:)


A teraz mogę się pochwalić moimi ozdobami, bo osoba obdarowana dostała je już i nie są tajemnicą:)




* choinka made by Natasza:D

środa, 12 grudnia 2012

Przepis na moją sałatkę jarzynową:)

Macie ochotę?
Chodziła za mną tydzień!
Żaden przepis mi się nie podobał.
Chciałam zrobić taką jak moja mama zawsze robiła.
Zrobiłam!
Przepis jest mój wymyślony i nie jest znikąd kopiowany.
Zapraszam:)

Sałatka jest winna, nie nudna, chrupiąca:)

Składniki:
-2 duuże ziemniaki
-3 duże marchewki
-2 jajka
-5-6 srednich ogórków kwaszonych
-pół puszki kukurydzy
-pół puszki groszku
-jedno jabłko
-2 malutkie cebulki
-sól
-pieprz
-kilka kropel cutryny
-5-6 łyżek majonezu (jak kto lubi, ja lubię jak jest tylko muśnięte majonezem, nie lubię pływającej)

Nie daje ani selera ani pietruszki(nie znoszę ich smaku).

Wykonanie:
Marchew i ziemniaki gotujemy ok.. no właśnie, nie wiem:D bo gotowałam tak, że nie patrzyłam na zegarek ale 40 min na pewno, bo po 30 min były jeszcze twarde. Gotujemy do miękkości takiej, żeby się nie rozpadały a jeszcze były stałe.
Jajka gotujemy na twardo. (6minut i ja trzymałam jeszcze w tej gorącej wodzie żeby sobie doszły).
Ogórki kroimy w małą kosteczkę- ja część obrałam, ale K. jak zobaczył, że obieram, to powiedział, że zgłupiałam i 3 pokroiłam ze skórką.
Wszystko co jest miękkie kroje takim kółkiem do krojenia warzyw w kostkę, można to zapewne kupić w każdym sklepie gospodarstwa domowego. Nie trzeba bawić się w krojenie nożem i wszystko mamy równiutkie.(ziemniaki, marchewkę, jabłko, jajka).
Wrzucam wszystko po kolei do miski.Dodaję kukurydzę i groszek (groszek płuczę pod wodą na sitku, bo nie lubię tej wody w której stoi). Na koniec kroję cebulkę na drobniutką kosteczkę i dodaję do reszty składników.
Teraz mieszam.
Odstawiam na chwilkę bez przyprawiania, żeby sie wszystko połączony.
Dodaje soli i pieprzu do smaku. Skrapiam cytrynką.
I na koniec zaciągam majonezem.

Zjadam pierwszą porcję od razu, bom głodna;)
ale najlepiej jak postoi trochę w lodówce i się "przegryzie".


Smacznego:)


wtorek, 11 grudnia 2012

Prezentuje mikołajowe prezenty.
Tablica nie była takak jak myślałam, że będzie, ale jest codziennie zamalowywana,
więc wnioskuję, że podoba się jej użytkowniczce.


Puzzle Trefl są przegenialne.
Gruba tektura, bardzo grube, wytrzymałe, odporne na rzucanie, wywalanie i poniewieranie ich po ziemi;)
Natasza zachwycona była i jest. Codziennie kilka razy dziennie je przynosi i układamy:)
Trochę irytujące jest to, że trzeba poukładać je w pudełku tak jak należy bo każdy pojazd ma swoje miejsce odpowiednio wyprofilowane, także nie da się ich wrzucić na chama ;)


Książka o Zimie na ulicy Czereśniowej, zachwyciła chyba bardziej mamę niż Nataszę:D
Dla Nataszy jest za dużo jak na jedną stronę, dziecko biedne nie wie gdzie ma patrzeć.
Istny oczopląs:)
Oglądając z mamą wyłapuje jednak, sens opowiadania.
A opowiadać można! oj można!
Nawet siedzi tam żebrzący pan z pieskiem! i pani murzynka niesie za pazucha małe murzyniątko,
i para się całuje, i pan kopie w automat z piciem:D
Uśmiałam się jak nic!
Nataszę natomiast najbardziej interesował motocyklista, autobus i betoniarka:D


Mam nadzieję, że już jutro będę mogła się pochwalić jakie ozdoby wyczarowałam dla jednej z blogowych koleżanek:) aż mnie swędzą paluszki, ale wytrzymam:D

Byliśmy dziś podziwiać rzeźby lodowe.
Co roku w Poznaniu organizowany jest Międzynarodowy Festiwalu Rzeźby Lodowej
http://www.poznan.pl/mim/main/festiwal-rzezby-lodowej-2012,p,8460,24137.html


Ta ostatnia Królowa Śniegu wygrała:)

Czapa z Yo!

Natasza szalała, najgorzej, że nie tam gdzie powinna:D Nie dała nam pooglądać nic razem, bo dla niej najważniejsze było iść w zupełnie innym kierunku niż mama i tańczyć do kolęd granych z głośników przy jarmarku świątecznym:)






Muszę pochwalić Nataszę. Od kilku dni (może 5ciu?) nie używamy pieluchy.
Nie mamy już ani jednej w domu.
Wyobrażcie sobie byliśmy poza domem jakieś dobre 4 godziny, może 4,5.
Byliśmy w Starym Browarze i tam proponowałam jej skorzystanie z toalety.
Nie skorzystała.
Dotarła do domu, pobiegała chwilę i dopiero usiadła na nocnik.
Trochę jeszcze ze strachem w oczach wychodzimy na dwór bez pieluchy.
Bo zima,
bo stres,
bo co zrobić jak to się stanie..
Na szczęście nic się nie dzieje i jakoś nam się udaj;)
Tzn Natka ma dobre zwieracze:D i wie, że nie ma nocnika, nie ma sikania:D

Ja to jednak nie mam cierpliwości.
20skotkrotne jeźdżenie po ruchomych schodać w centrum handlowym w górę i w dół to nie jest zajęcie dla mnie....A to najbardziej dzisiaj fascynowało Natkę, która na konieć oczywiście musiała zrobić histerie:
"Taaaaammmm!!!" łeeeeeeee
;]
Okrutna jestem;]

Na swoje jutrzejsze (za 10 min;)) imieniny (12.12.12r;])
wygrałam książkę
To znam ze pisanie pracy czas zacząć:)


środa, 5 grudnia 2012

Prawa Autorskie w DU*IE!

Jak bardzo łakomi i skąpi są redaktorzy czy redakcje?
A no tak bardzo, ze biorą sobie cudze zdjęcia z internetu!
Np ooo taką Nataszkę z mojego bloga! a co!
Przecież i tak nikt tego nie znajdzie!
Noooo właśnie... okazuje się, że jednak znajdzie.
Ojciec K. ma cały internet pod kontrolą to też podesłał nam dziś linka...
Ze zdjęciem mojego autorstwa, z moja prywatną z pochwy wyciągniętą Nataszą!!!
Złodzieje! po prostu złodzieje...
Jeszcze pod jaki cudownym hasłem stoi?!

Pomóżmy dzieciom przetrwać zimę, bo rząd PO-PSL im nie pomoże!!  

No cudownie! po prostu cudownie.
Czytałam przez to, że adnotacje o zastrzezeniu praw autorskich oraz znaki wodne nie na wiele sie zdaja...

Cieszcie się, że to nie Wasze dziecko opublikowali... i teraz.. niestety, ale zdjęć twarzy Nataszy publikować nie będę.

A tu można się zapoznać ze stroną główną i zdjęciem póki jeszcze go nie zdjęli.
Dostali siarczystego maila i mam nadzieje, że się do niego zastosują.
 

http://www.nowyekran.pl/  

 

 Edycja o 16;55

zdjęcie zostało zmienione, Pan o rekompensacie nic nie napisał, udał chyba, że tego przeczytać nie umie, odpisał tylko tyle, że zmienili zdjęcie i przepraszają. 

Coś Śmiesznego po prostu!

niedziela, 2 grudnia 2012

Różnice między dziećmi

Wchodzimy wczoraj zziajane (tzn. ja zziajana;) ) do kawiarni.
Rozbieramy się, zapoznajemy się z otoczeniem.
Szukam łazienki.
Nie zabrałam ze sobą przecież nocnika.
Jest.
"Nataszko - mówię - tam jest ubikacja -pokazuje palcem- jak będziesz chciała siusiu to tam."
Zaakceptowała.
Oprócz nas była jeszcze 2 dzieci.
Dziewczynka w wieku 1,5 roku i chłopiec 14 mc.
Jak Oni wszyscy się różnili.
Chłopiec był przed nami, świetnie się bawił dostępnymi dla dzieci zabawkami.
Nic się nas nie bał.
Chwilę po nas dotarła dziewczynka. Od razu rzuciła się w wir zabawek.
A Natasza?
Stoi koło moich kolan. Wchodzi na nie. Schodzi. Znów wchodzi.
Czuję, że stres jest.
Namawiam ja, pokazuje.
Tylko mama.
MY nigdzie nie wychodzimy do ludzi, czasem jakiś ludź przyjdzie do nas do domu, ale chociaz podłoże dla Natki znane.
Tutaj wszystko obce.
Po 5 min zaczęła podchodzić do zabawek.
Szybko brała zabawkę i przybiegała do mnie, żeby ją pokazać.
Stała i patrzyła na dzieci, które podchodziły i chciały się z nią bawić.
Niepewność. Nieśmiałość. Wstyd.
Chodziła z rączkami skrzyżowanymi na pupie, z przekrzywiona na bok główką(wstydniś).
Po 15 min oswoiła się.
A po 25.. szalała jak opętana.

Natasza nadal mało mówi- doszło nam ostatnie tylko "ju"-już  i  "jes!" - jest.
Dziewczynka młodsza od niej miesiąc, mówiła tak, że ja wiedziałam wszystko.
TYyyyyle słów!!! Szok!
Nawet 2 słowne zdania mówiła!
Dla mnie to było ogromne przeżycie, bo ja nie znam tego z autopsji.
Pod względem mowy zdominowała Natasze 100 do 2.
Jednak, chyba dopiero zaczynała nocnikować, bo pielucha standardowo i mama pytająca "pojdziemy po nocniczek?". Więc myślę sobie "ufff chociaż mamy 1:1";)

Szybkość. Natasza jest jak mały tajfun jak się rozkręci.
Włazi na krzesło, na krzesełko dla dzieci, tańczy nan ich, nosi krzesło, wywala się z nim, podnosi, otrzepuje i śmieje się lecąc dalej.
Śmiać mi się chciało jak niosła krzesło i wywaliła się tak,... że mogło to wyglądać strasznie;)
Ja stałam jak kamień i czekałam aż się podniesie twarze rodziców w szoku zwrócone nam mnie i odwrócona na mnie twarz Nataszy czekająca na moją reakcje.
Ja w śmiech " i co bam było?:D nic się nie stało, wstawaj" Dziecko w śmiech, wstało, otrzepało ręce, krzyknęło "bam!" i pobiegło w drugą stronę;)
Miny rodziców - bezcenne.

Dziewczynka w wieku Natki nie była tak szybka, wydawało mi się, że jest bardzo spokojna, stateczna, wszystko analizuje.

Dziewczyny bardzo ładnie się bawiły. Natasza po odpowiendim naprowadzeniu dzieliła się zabawką, albo pokazywałam im obu. Nikt sobie nic nie wydzierał.

Nagle patrze, Natasza stoi przy drzwiach do łazienki. Podchodzę i pytam "chcesz siusiu?"
Kiwa głową. ZAPAMIĘTAŁA?!
Wchodzimy, jest nocnik (muszę zaopatrzyć się w chusteczki dezynfekujące koniecznie!!), jak już zobaczyła nocnik, jeszcze taki jak nasz w domu! To musiała na nim usiąść! Nie było innej opcji sikania;)

Sytuacja powtórzyła się jeszcze 2-krotnie.
Pieluszka nie została zoczona ani jedną kroplą.
Duma w moim sercu rosła i mało go nie rozsadziła.

Spotkanie super udane pod każdym względem.:)

Jakość zdjęć fatalna bo robione tel, no i dziecko nie chcące postać ani sekundy bez ruchu;)

sobota, 1 grudnia 2012

Uwolnić poród

Obejrzałam dzisiaj-o ile zerkanie można nazwać oglądaniem;)- film dokumentalny "Uwolnić poród".
Rozpowszechniany przez Fundacje Rodzić Po Ludzku .
Film poruszający, kto ma możliwość obejrzenia go to serdecznie polecam.
Ja zapewne bez pilnowania Nataszy też bym mogła się nim bardziej emocjonować, niestety dziecko też ważne;)
Film wyświetlany za darmo, poszukajcie informacji na fanpagu  na facebooku Fundacji, może i Wasze miasto będzie go wyświetlać w jakiejś przyjemnej kawiarni.
Obowiązują zapisy, bo miejsc mało a chętnych dużo.

Film opowiada o losach położnej, którą skazali na karę więzienia za to, że odebrała czy odbierała poród w domu.
Cały film wypowiadają się kobiety na temat swoich porodów, swoich marzeń o porodzie w domu i dążeń do tego.
Droga jest długa i ciężka i w innych krajach jest z tym na prawdę wielki problem.
Ja czasami robiłam wielkie oczy i kręciłam głową, że w niektórych krajach może mi podczas porodu wjechać policja i powiedzieć, że ja robię krzywdę dziecku, bo nie dbam o jego bezpieczeństwo.
Ja nie jestem jakąś zwolenniczką porodu domowego, ale to co przeczytałam na ekranie.. napawało mnie niemałym szokiem, jak wielka nietolerancja panuje.
Film nie jest nudny! Pomimo, że to dokument, jest przedstawiony tak, że chce się go oglądać, fakty są bardzo pochłaniające uwagę.
Cieszmy się, że w Polsce poród w domu nie jest tak straszną zbrodnią, żeby matki zamykać, albo odbierać im dzieci.

Po filmie 2 położne odpowiadały na pytania, ja porozmawiałam z właścicielką Szkoły Rodzenia Gaja w Poznaniu, dzięki którym mogliśmy zobaczyć ten film.
Uczestnicy spotkania zadawali nurtujące ich pytania.
Można było zaspokoić głód wiedzy:)

Jutro o dzisiejszej Nataszy.
Padam na twarz.

czwartek, 29 listopada 2012

MAM i ja

Przyjechało dziś do mnie pudełeczko od firmy MAM.
Mogłam sama wybrać zawartość, co dla tak dużej mającej już wszystko Nataszy było nie lada wyzwaniem.
Zdecydowałam się oczywiście na Smoka, którego Natka już zassała do snu.
Na ocieplacz do butelek, będzie jak znalazł na idący właśnie od przyszłego tygodnia mróz.
Wybrałam też szczotkę :) już ją dziś sprawdzałam, ale jeszcze nie zdradzę nic, chociaż mogłabym już o niej wystawić recenzję.

Testowanie uważam za rozpoczęte:)


środa, 28 listopada 2012

Nasze typy mikołajowo choinkowe

Wymyślenie prezentu dla dziecka trochę ponad 1,5 rocznego to nie lada wyzwanie znaleźć prezent, który zaspokoi potrzeby dziecka to nie lada wyzwanie.
Co taki maluch lubi robić, żeby prezent nie został użyty dwa razy?
Co zrobić, żeby każdy w rodzinie mógł coś nabyć, a żeby nie zrujnowałoby to rodzin finansowo:D?

Siedziałam i szukałam tydzień.
Życzliwe koleżanki podpowiadały mi jak mogły, a ja tylko wybrzydzałam:)
Udało się jednak skorzystać z kilku rad i prezenty podzieliłam na większość bliskich, którzy zaoferowali się o podpowiedź w sprawie praktycznych prezentów.

Propozycje musiłay być zbilansowane odpowiednio.

Coś do czytania:
1.  Zima na ulicy Czereśniowej, o której pisała Zezuzula, można znaleźć ją trochę taniej na allegro.
     To przez jej recenzje skusiłam się na książkę:)

2. Rymobranie, zabawne wierszyki i śmieszne ilustracje opis TU , a zakupić można też na allegro.
    Polecone przez Agnieszkę.

Coś do kreatywnej zabawy:
3. Duże puzzle dla małych dzieci. 2,3 i 4 elementowe. Nasz typ to oczywiście Pojazdy:) przecież Natasza     
    zwariuje jak zobaczy samolot i traktor iii:) Polecone przez Agnieszkę.

4. Farbki do malowania paluchami:) mam Nadzieje, że Natasza już do nich dorosła i nie będzie płakać.

Coś co na pewno ją zachwyci:
5. Dwustronna tablica do malowania kredą i mazakami. Szukałam takiej, żeby była dość wysoka i dość   
    duża, patrzcie na rozmiary, bo na zdjęciu wyglądają fajnie, co z tego jak są wielkości ciut większej od
     kartki papieru.

Bardzo chcieliśmy jeszcze:
6. Gra Memo z Tchibo i mam nadzieje, że nam finanse pozwolą przed końcem promocji.
7. Polecane przez kilka blogerek zestaw z CzuCzu

Tyle typów obstawionych.
Nie chciałam, żeby Natka dostała kasę, bo to żadna magia świąt i mikołaja.
Ona jest już tak mądra i duża, chciałam żeby miała radochę z rozpakowywania prezentów i tej pięknej dziecięcej wariacji z zachwytu:)

Mama ze skromna kieszenią z tych propozycji na pewno coś wybierze.
Wszystko jest w okolicach 30zl (oprócz tablicy).

:)
   

poniedziałek, 26 listopada 2012

Tata gotuje, YO! i wchodzenia na meble część 2.

Posłodzę trochę Panu Tacie:D
a co!:D


Zawsze marzyłam o facecie co potrafi gotować.
I to tak na serio, gotującym świetnie a nie świetnie robiącym herbatę;)
No i trafił mi się taki super hiper kucharz na sam koniec:D
Nie uwłaczam innym oczywiście też potrafili zrobić coś dobrego, ale K...
:)

Uwielbiam jak gotuje.
Precyzja w kuchni rękami informatyka:D
Krojenie cebuli mu mogę wybaczyć;) ja pokroje.
Ale jego dania.
Sama Geslerowa by się mogła u nas stołować:D
Pełne smaku i aromatu, mieszanki nie znanych przypraw, połączenie różnych smaków.
Jeszcze nic co zrobił mi nie nie smakowało.
Idealne dania.
Powiedzmy sobie szczerze, K. zdecydowanie lepiej gotuje ode mnie:D
aleeee!
Gotuje też zupełnie co innego niż ja.
Także w naszej kuchni nigdy nam się nie nudzi i zawsze jest coś innego.
K. nie gotuje tez często.
Ale jak już coś upichci...
(co trwa to co prawda tyyyyyyleee czasu:D)
to jest to niepowtarzalnie smaczno-palace w gardlo danie:D
Ostreeee! aleeee pyszne!:D
Dzięki Nataszy gotuje mniej ostro:D przez co jeszcze nie zbankrutowaliśmy na wodzie jaką wypijałam
po jego obiedzie:D

Uwielbiamy  Jak gotujesz:):**


Przyjechała dzisiaj do nas paczka z firmy http://www.yoclub.pl/
Będziemy dzielić się z Wami naszymi opiniami:)
uwielbiamy rajstopki i cieple skarpetki!






A Natasza...Jak juz wlazła na krzesło...
to dlaczego by nie wejść na ..
:)

sobota, 24 listopada 2012

No i patrzcie co Ta Natasza wyprawia?!
;)

piątek, 23 listopada 2012

"Recenzja" mleka:D i 19 miesiąc

Nie dałam rady wczoraj napisać posta.
Nie ogarniam znowu niczego.

Pojechałyśmy po mleko...z wiaderkiem.
Natasza musi!! musi cos zabrać z domu jak idziemy na spacer. Nie odda tego za Chiny ludowe!
Więc pół drogi trzymała wiaderko:)

Zakupiłyśmy litr.
Wyczaiłam jak się leje, mlekomat sprzedaje tez butelki z złotówkę lub droższe(szklane).

Wypytałam ludzi kupujących o ich zdanie.
Pan polecił, żeby kupić sok w szklanej butelce i wyparzać ja i z nią chodzić po mleczko, bo te plastikowe ponoć przechodzą mlekiem, no i nie da się ich wyparzyć.
Panowie ogólnie zadowoleni z mleka, chodzą i kupują codziennie.
Przytachałyśmy do domu.
Powąchałam mleko o zapachu mleka. Nic więcej.
Wstawiłam do lodówki i czekałam na znawce.:)
K. skosztował.
Powiedział, że dobre, tłuste, ale "dupy nie urywa";]
i że niestety to nie jest jeszcze "to" mleko.
Ja też odważyłam się spróbować.
Smak mleka ze sklepu.
Zdecydowanie bardziej tłuste, w ustach pozostawiało "smugę tłuszczu", jak bym zjadła kawałeczek masełka.
Dobre. Mi smakowało. K. też.
Natasza też wypiła cały kubek.
Cały rytuał bardzo mi się podobał:)
Mleko polecam.
Żeby je kupić mam kawał drogi do przejścia, ale raz w tygodniu na pewno będziemy ja mieć w lodówce.



Dziś 19 miesiąc wybija Nataszy o 21:55
Musiała uwiecznić to nowym wyczynem:)
Wspaniałych dokonań w tym miesiącu życzą Ci rodzice:*

środa, 21 listopada 2012

Mlekomaty

Nieeee, nie chodzi mi o mlekomaty kobiet karmiacych piersią:D
Nie dajmy się zwariować;) w blogosferze;)


Odwiedziła nas dzisiaj Ciocia Kasia z Wujkiem Johnem
(musiałam napisać sprostowanie, ponieważ uraziłam dumę pomysłodawcy mojego posta:D)
 i tak gadu gadu, zeszło na mleko(?).
John pyta jakie mleko daje Natce.
Mówię ze zwykłe z butelki.
A on mnie pyta czy nie słyszałam o Mlekomatach, że można kupić mleko od krowy w cenie podobnej jak za mleko w sklepie.
To ja hop do kompa przy gościach, odpalam prof. Google i sprawdzam w przeglądarce "mlekomaty poznań".

Wyszukało.
Mlekomat jest na osiedlu obok.


Zagłębiłam się w artykułu i okazuje się, że Poznań musiał długo czekać na mlekomaty, ale w końcu Pan Łukasz Jurga podjął wyzwanie i postawił w Poznaniu już dwa mlekomaty.
Ma własne gospodarstwo z rodzicami i od ich żywych krówek dostarcza codziennie 200l mleka do mlekomatu.
Jak tylko mleko jest na poziomie 30l dostaje smsa z mlekomatu(ha! to jest technologia!) i dowożą świerzą porcję.
Mleko ma ok 4% i jest cytuję ze strony Mlekomatów: " nie poddane żadnej obróbce cieplnej czy homogenizacji, jednak starannie przefiltrowane i szybko schłodzone. Dzięki brakowi obróbki cieplnej, jak pasteryzacja i sterylizacja, możliwe jest zachowanie w pełni elementów naturalnych, jakimi są na przykład kosztowne bakterie kwasu mlekowego, wzmacniające zdolności obronne układu odpornościowego i ożywiające florę bakteryjną jelit. Odgrywają one ważną rolę w deaktywacji substancji rakotwórczych, jak również w profilaktyce przeciwalergicznej."

Jak dla mnie jest to coś niesamowitego, bo cena mleka za 0,5 l to 2 zl, a za 1 litr 3,20zl.
Z mleka tego mozna robić własne twarogi i jogurty.
Przeczytałam opinie w internecie i ludzie bardzo chwalą sobie świeże mleczko i po zapoznaniu się z nim i zaprzyjaźnieniu kupują tylko to. Marketowego nie.
Myślę, że ludzie tęsknią za tym co zdrowe i dobre.
Ja osobiście zawsze brzydziłam się pić mleko od krowy i będąc na wsi u ojca nigdy go nie tknęłam. Kiedyś jednak trzeba spróbować, bo jeżeli nam zapasuje to będę też stałym bywalcem Mlekomatu:)
K. jest znawcą mleka, uwielbia takie, więc jutro napiszę jak go ocenił.
No i jak bym mogła dawać dzidzi jeszcze bardziej procentowo pełniejsze mleko to byłoby super!

Mlekomaty są m.in w Bydgoszczy, Elblągu, Katowicach, Krakowie, Łodzi, Poznaniu, Rybniku, Sosnowcu,  Warszawie, Wrocławiu- tu jest najwięcej, bo tu powstały pierwsze "Szuczne Udojnie Krów":D  (aż 12!)

Jeżeli ktoś potrzebuje więcej informacji to odsyłąm na stronę:
http://www.mlekomaty.org/ 

 Jutro zdam relacje z zakupów.

A może już skorzystałiście z takiego mlekomatu?
Jak wrażenia?
Korzystacie, czy raczej nie podoba Wam się takie rozwiązanie? Może się boicie?
Chętnie poznam Wasze opinie:)