Śpieszę donieść, że Natasza zdrowa jak ryba od 2 dni uskutecznia czynne się napowietrzanie:)
Wczoraj z Ciocią Jess poszłyśmy na podbój placu zabaw!
Upał.
Dzieci kilkoro.
Natasza.
Zobaczyła plac zabaw z odleglosci 300 metrów.
"TA! Taaaaaaaa!!! "
Paluszek pokazuje kurs:)
Jedziemyyy w te pędy, pozwoliłyśmy jeszcze przejść ludziom przez ścieżkę, którą przeciął czarny kot, co by nie isc w koło bloku bo dziecko piszczące to już mało fajny widok i słychot.
Docieramy.
Wyciągamy.
Raj!
Dziecko nie wie gdzie patrzeć:D
Gdzie iść!
Piaskownica!! Jak by umiałą to by pobiegła a tak tylko w podskokwych krokach leciii :D
Piasek!
Plaża.
Tylko morza brakowalo;)
Wchodzenie i wychodzenie przez ogrozdzenie piaskownicy.
Tu konik na sprężynie.
3 bujnięcia.
Tu inne coś na sprężynie-zostało tylko obdarowane spojrzeniem.
Huśtawka!
Może 5 min?
Piasek.
Piasek.
Piasek.
Dziecko całe w piasku:D
Pozwoliłam jej pierwszy raz tak sie wytarzać, że aż piasek był w pieluszcze.
Bawiła się pięknie.
Oglądała zabawki z innymi dziećmi.
Rozwalała babki.
Budowaliśmy z 20 miesięcznym chłopcem babki a on pokazywał, że Natasza je rozwaliła:D
Ubawiłam się po pachy.
Dziecko nawet sprzedało się samo za babki i dołki wykopane innym rodzicom i bardzo grzecznie oglądała co inne mamy i tatuś robią z piasku koło swoich dzieci.
Była cudowna.
Ale!
Została też przez panią babcie (bardzo mlodą babcie;))
nazwana akrobatka i "niemożliwą"
Zabrałą wnukowi babci samochodzik:D
Za pozwoleniem oczywiście.
Biegała w tą i w tamtą.
IIIIIIII
zobaczyła zjeżdżalnie!
O losie!
a zjeżdzalnia miała mostek i schodki, żeby do niej dojść!
Więc jak się ciotki domyślacie, dziecko było zainteresowane kombinowaniem jak wejść po pochyłym do góry mostku, a zjeżdżanie nie było już tak atrakcyjne ;)
Dobrze, że byłyśmy we dwie:D bo było jak ostatnio przy rurze tylko bardziej komfortowo:)
Zasnęła jak tylko wyszłyśmy z tesco któro jest obok placu zabaw.
Nawet pierwszy raz nie płakała jak wyjeżdzałyśmy.
Dziś mam po zdanym na piątkę egzaminie(jeszcze tylko dwa!)
Poszła z tata i na 2 h prawie na laki.
Opalonam:)
Wystawiłam swoje sadło na jednego na pół h ludzia i miałam wszystko w staniku:D
Poszła! do innej mamy:D bo miała dołek:)
I można było w tym dołku siedzieć:D
Więc na koniec i my dołek wykolałyśmy foremkami:)
I w końcu na nas zwróciła uwagę:D
AAAAAAAAAAA!
Chciałam powiedzieć, że tatusie w piaskownicy są bardzo HOT!:D
bynajmniej nie o przystojność mi chodzi;)
-----------------------------------------------------------------------------------------------
A teraz coś mniej przyjemnego..
Ja wszystko rozumiem.
Staram się jak mogę zrozumieć.
Ale nie mogę u siebie nie zabrać głosu w tyj dudnej wymianie przekonań jaka dzieje się na blogu.
Już sama rywalizacja o to co jest lepsze, spanie, nie spanie, sranie.. niedlugo będzie się mówiło, że jak się nocnikuje dziecko od 7 miesiąca życia to jest się gorszym rodzicem, bo sie oszczędza na pieluchach, a przecież nie można oszczędzać na dziecku!
Ja idę z Nataszą przez życie intuicyjnie.
I czasem na nią wrzasnę!
i czasem nie mam ochoty jej przytulić jak robi mi na złość.
i wstyd mi jak na placu zabaw muszę się na oczach ludzi uporać z walającym się dzieckiem, bo czegoś jej nie pozwoliłam.
Ale dziecko kocha mnie nad życie.
Widzę to i czuję.
Idzie zawsze tylko do mnie.
Przytula się sama.
Słucha mnie, jak mówię na nieobramowanym niczym balkonie chodzi po płytkach, jak mówię "Stop" to staje i mówi "bam" pokazując paluszkiem.
Bo wie, że tam można bam zrobić i będzie źle.
Nawet jak na nią krzyknę to od razu idzie do mnie z płaczem i trzyma kurczowo, przepraszając na swój sposób.
Uwielbiam.
Z wzajemnością.
Ale ja nie czytam poradników.
Nie ryją mi bani.
Nie potrzebuje porad.
Dostłam książkę psychologiczną od wykładowczyni na temat problemów z dziećmi, np. jak walą głową w szafki i co zrobić żeby nie waliły;)
ale nie mam czasu ani chęci przeczytać.
Nie wierzę w idee żadną.
szczerze mówiąc.
Wierzę w matczyną intuicje.
W mój zmysł.
W naukę na błędach moich znajomych, siostry, mamy.
Nie jestem nadopiekuńcza(bo to większa krzywda nić klaps jak dla mnie(byłam tak wychowywana))
Nie jestem sterylna.
Nie jestem bojaźliwa.
A moje dziecko jest szczęśliwe.
Raz było chore.
Raz miało guza na środku czoła(powstałęgo z tatą w niewiadomych okolicznościach bo nawet nie płakało:|)
Raz miało siniaka.
Ma 14 miesięcy.
Samo zasypia.
Bo lubi.
BO jej nie gorąco.
Bo się rozwala.
Bo ma dużo miejsca.
Bo chce!
Pozwalam jej na bardzo wiele.
Sama decyduje czy chce jeść czy nie.
Sama wie, że idziemy na cycusia do łózka naszego, ale spać idziemy do łóżeczka i sama maszeruje i się układa.
Sama decyduje ile cycka wypije.
Sama decyduje ile chce sie tulić, bawić czytać oglądać(skupia się na bajce 10 min max)
Sama wie, że jak jest pałna pieluszka to trzeba zmienić w łazience, idzie i zmieniamy.
Że musimy smoka znaleźć przed spaniem.
Ufa mi.
Czuje się bezpieczna.
Uważam, że jest szczęśliwa.
I uważam, że moje wychowanie jest jak najbardziej dobre.
Nie czuję się winna.
Nie jestem egoistką, bo nie męczę się śpiąc z dzieckiem.
Nie jestem męczennicą, bo katuję się poradami i zabawianiem dziecka, które przecież też potrzebuje swojej przestrzeni a nie ciągłych bodzców.
Np.
Natasza rano siedzi do tej pory z nami na łóżku, złazi, włazi, przynosi wiaderko, książeczki, aż ja nie wstanę.
Jak wstanę, to ona idzie bawić się sama.
I ja robię śniadanie, a ona sobie łazi.
Bierze jedną zabawkę, zaraz drugą, popatrzy przez okno, pójdzie do pokoiku, łazienki.
Jak się znudzi to przychodzi.
I ciągnie za nogi;)
Proponuję, aby każdy zajął się swoim dzieckiem i swoim jego wychowaniem, a nie tylko oceniał jak kto i jak żle i jak jej ciężko to baba co sobie poradzić nie umie.
Każda sobie radzi.
W ten czy inny sposób.
Każda się zdecydowała, zaakceptowała zmiane w życiu i walczy o cudowny dzień co dzień.
Ale słuchajcie siebie.
Przecież ktoś, kto wymyślił rodzicielstwo bliskości na pewno prowadził obserwacje na matkach czule opiekującymi się dziećmi i stąd wyciągnął wniosek.
Ja noszę swoją córkę czasami na ręku, ale to wyjątkowo, bo wychowałam ją do nie wiszenia na mnie bo mam chory kręgosłup i nie wyobrażam sobie 10 kilo dźwigania przez 5 h dziennie.
Kończę wywód.
Mam nadzieję, że skończy się to cięgłe naskakiwanie na to kto ma racje.
Hexe pięknie napisała, że wychowujemy swoje dzieci tak jak potrafimy, nie ważne jak, ważne, że są szczęśliwe.