sobota, 30 czerwca 2012

Tak wyściskałyście Nataszę, że w dwa dni wyzdrowiała!:D
Śpieszę donieść, że Natasza zdrowa jak ryba od 2 dni uskutecznia czynne się napowietrzanie:)
Wczoraj z Ciocią Jess poszłyśmy na podbój placu zabaw!
Upał.
Dzieci kilkoro.
Natasza.
Zobaczyła plac zabaw z odleglosci 300 metrów.
"TA! Taaaaaaaa!!! "
Paluszek pokazuje kurs:)
Jedziemyyy w te pędy, pozwoliłyśmy jeszcze przejść ludziom przez ścieżkę, którą przeciął czarny kot, co by nie isc w koło bloku bo dziecko piszczące to już mało fajny widok i słychot.
Docieramy.
Wyciągamy.
Raj!
Dziecko nie wie gdzie patrzeć:D
Gdzie iść!
Piaskownica!! Jak by umiałą to by pobiegła a tak tylko w podskokwych krokach leciii :D
Piasek!
Plaża.
Tylko morza brakowalo;)
Wchodzenie i wychodzenie przez ogrozdzenie piaskownicy.
Tu konik na sprężynie.
3 bujnięcia.
Tu inne coś na sprężynie-zostało tylko obdarowane spojrzeniem.
Huśtawka!
Może 5 min?
Piasek.
Piasek.
Piasek.
Dziecko całe w piasku:D
Pozwoliłam jej pierwszy raz tak sie wytarzać, że aż piasek był w pieluszcze.
Bawiła się pięknie.
Oglądała zabawki z innymi dziećmi.
Rozwalała babki.
Budowaliśmy z 20 miesięcznym chłopcem babki a on pokazywał, że Natasza je rozwaliła:D
Ubawiłam się po pachy.
Dziecko nawet sprzedało się samo za babki i dołki wykopane innym rodzicom i bardzo grzecznie oglądała co inne mamy i tatuś robią z piasku koło swoich dzieci.
Była cudowna.
Ale!
Została też przez panią babcie (bardzo mlodą babcie;))
nazwana akrobatka i "niemożliwą"
Zabrałą wnukowi babci samochodzik:D
Za pozwoleniem oczywiście.
Biegała w tą i w tamtą.
IIIIIIII
zobaczyła zjeżdżalnie!
O losie!
a zjeżdzalnia miała mostek i schodki, żeby do niej dojść!
Więc jak się ciotki domyślacie, dziecko było zainteresowane kombinowaniem jak wejść po pochyłym do góry mostku, a zjeżdżanie nie było już tak atrakcyjne ;)
Dobrze, że byłyśmy we dwie:D bo było jak ostatnio przy rurze tylko bardziej komfortowo:)

Zasnęła jak tylko wyszłyśmy z tesco któro jest obok placu zabaw.
Nawet pierwszy raz nie płakała jak wyjeżdzałyśmy.

Dziś mam po zdanym na piątkę egzaminie(jeszcze tylko dwa!)
Poszła z tata i na 2 h prawie na laki.
Opalonam:)
Wystawiłam swoje sadło na jednego na pół h ludzia i miałam wszystko w staniku:D

Poszła! do innej mamy:D bo miała dołek:)
I można było w tym dołku siedzieć:D
Więc na koniec i my dołek wykolałyśmy foremkami:)
I w końcu na nas zwróciła uwagę:D


AAAAAAAAAAA!
Chciałam powiedzieć, że tatusie w piaskownicy są bardzo HOT!:D
bynajmniej nie o przystojność mi chodzi;)

-----------------------------------------------------------------------------------------------


A teraz coś mniej przyjemnego..

Ja wszystko rozumiem.
Staram się jak mogę zrozumieć.
Ale nie mogę u siebie nie zabrać głosu w tyj dudnej wymianie przekonań jaka dzieje się na blogu.
Już sama rywalizacja o to co jest lepsze, spanie, nie spanie, sranie.. niedlugo będzie się mówiło, że jak się nocnikuje dziecko od 7 miesiąca życia to jest się gorszym rodzicem, bo sie oszczędza na pieluchach, a przecież nie można oszczędzać na dziecku!

Ja idę z Nataszą przez życie intuicyjnie.
I czasem na nią wrzasnę!
i czasem nie mam ochoty jej przytulić jak robi mi na złość.
i wstyd mi jak na placu zabaw muszę się na oczach ludzi uporać z walającym się dzieckiem, bo czegoś jej nie pozwoliłam.
Ale dziecko kocha mnie nad życie.
Widzę to i czuję.
Idzie zawsze tylko do mnie.
Przytula się sama.
Słucha mnie, jak mówię na nieobramowanym niczym balkonie chodzi po płytkach, jak mówię "Stop" to staje i mówi "bam" pokazując paluszkiem. 
Bo wie, że tam można bam zrobić i będzie źle.
Nawet jak na nią krzyknę to od razu idzie do mnie z płaczem i trzyma kurczowo, przepraszając na swój sposób.
Uwielbiam.
Z wzajemnością.
Ale ja nie czytam poradników.
Nie ryją mi bani.
Nie potrzebuje porad.
Dostłam książkę psychologiczną od wykładowczyni na temat problemów z dziećmi, np. jak walą głową w szafki i co zrobić żeby nie waliły;)
ale nie mam czasu ani chęci przeczytać.

Nie wierzę w idee żadną.
szczerze mówiąc.
Wierzę w matczyną intuicje.
W mój zmysł.
W naukę na błędach moich znajomych, siostry, mamy.
Nie jestem nadopiekuńcza(bo to większa krzywda nić klaps jak dla mnie(byłam tak wychowywana))
Nie jestem sterylna.
Nie jestem bojaźliwa.
A moje dziecko jest szczęśliwe.
Raz było chore.
Raz miało guza na środku czoła(powstałęgo z tatą w niewiadomych okolicznościach bo nawet nie płakało:|)
Raz miało siniaka.
Ma 14 miesięcy.
Samo zasypia.
Bo lubi.
BO jej nie gorąco.
Bo się rozwala.
Bo ma dużo miejsca.
Bo chce!

Pozwalam jej na bardzo wiele.
Sama decyduje czy chce jeść czy nie.
Sama wie, że idziemy na cycusia do łózka naszego, ale spać idziemy do łóżeczka i sama maszeruje i się układa.
Sama decyduje ile cycka wypije.
Sama decyduje ile chce sie tulić, bawić czytać oglądać(skupia się na bajce 10 min max)
Sama wie, że jak jest pałna pieluszka to trzeba zmienić w łazience, idzie i zmieniamy.
Że musimy smoka znaleźć przed spaniem.
Ufa mi.
Czuje się bezpieczna.
Uważam, że jest szczęśliwa.
I uważam, że moje wychowanie jest jak najbardziej dobre.
Nie czuję się winna.
Nie jestem egoistką, bo nie męczę się śpiąc z dzieckiem.
Nie jestem męczennicą, bo katuję się poradami i zabawianiem dziecka, które przecież też potrzebuje swojej  przestrzeni a nie ciągłych bodzców.

Np.
Natasza rano siedzi do tej pory z nami na łóżku, złazi, włazi, przynosi wiaderko, książeczki, aż ja nie wstanę.
Jak wstanę, to ona idzie bawić się sama.
I ja robię śniadanie, a ona sobie łazi.
Bierze jedną zabawkę, zaraz drugą, popatrzy przez okno, pójdzie do pokoiku, łazienki. 
Jak się znudzi to przychodzi.
I ciągnie za nogi;)

Proponuję, aby każdy zajął się swoim dzieckiem i swoim jego wychowaniem, a nie tylko oceniał jak kto i jak żle i jak jej ciężko to baba co sobie poradzić nie umie.

Każda sobie radzi.
W ten czy inny sposób.
Każda się zdecydowała, zaakceptowała zmiane w życiu i walczy o cudowny dzień co dzień.
Ale słuchajcie siebie.
Przecież ktoś, kto wymyślił rodzicielstwo bliskości na pewno prowadził obserwacje na matkach czule opiekującymi się dziećmi i stąd wyciągnął wniosek.
Ja noszę swoją córkę czasami na ręku, ale to wyjątkowo, bo wychowałam ją do nie wiszenia na mnie bo mam chory kręgosłup i nie wyobrażam sobie 10 kilo dźwigania przez 5 h dziennie.

Kończę wywód.
Mam nadzieję, że skończy się to cięgłe naskakiwanie na to kto ma racje.
Hexe pięknie napisała, że wychowujemy swoje dzieci tak jak potrafimy, nie ważne jak, ważne, że są szczęśliwe.

wtorek, 26 czerwca 2012

Chory bobas

Że złego licho nie bierze?
No my nie takie złe, więc może w końcu i nas złapało.
Angina ropna po raz pierwszy!
Pierwsza poważana choroba!
Goraczka od wczoraj od 20stej- w okolicy 39 (2-4+- 2-)
Ledwo żyje moje ciało.
Od noszenia.
Od tulenia.
Od głaskania,
całowania.
Biedne dziecię:(
Nie ma co pisać.
Antybiotyk.
Probiotyk.
Wapno.
Zyrtec na alergie.
Ibum.
Czopki.
Dziecko ma dość leków podawania.
Dziecko dziś cały dzień o cycach, makaronie, kilku łyżeczkach płatków i kaszki.
W taki dzień mogę powiedzieć:
NIECH CYC BĘDZIE BŁOGOSŁAWIONY!
Podaje.
Wyjmuje.
Podchodzi.
Bierze.
Ciągnie ile chce.
Leci!
(nie wiem skąd, bo ja dziś o kanapkach 2 i obiedzie i o 2 szkl wody)
Ale leci!
tzn pije.
to chyba leci.
caly boży dzień.
Mam nadzieję jak się wychoruje już to ja nie dostane nawału:D
Ogólnie humor jej dopisuje.
tylko jest spokojniejsza w swych czynnościach.
I chodzi za mna jak cień.
Ja krok.
Ona krok.
Ja w lewo,
ona w lewo.
I wisi na mnie.
Kręgosłup woło o pomste do nieba.
Aż się boję kłaść.
W badaniach wyszło za niskie żelazo i za mało białych krwinek.
Pielęgniarka to co dziś zrobiła doprowadziło mnie do szybszego wylewu krwi do policzków, ale byłam tak zmęczona, że nie dałam rady nawet zwrócić uwagi.
Wkłuła się.
W żyłkę na zgieciu łokciowym.
W moją maleńką żyłkę!
Serce stanęło mi w gardłe.
Dziecko w pisk.
Wierzgać zaczęło jak źrebak.
Trochę krwi zdążyło wlecieć do probówki.
Mówi, że żyłka jaj uciekła.
Ja wizja śmierci przed oczami-że drugie wkłucie.
A ta majstruje przy tej żyle igłą w środku i "BACH"!
Druga dziurę podskórnie w żyle zrobiła.
Pot mnie oblał.
Odwóciłam głowę.
Zrobiła jeszcze raz to samo później.
3 fiolki krwi mojego dziecka!
Pęknięta żyłka.
Jutro będzie pewnie wielki siniak.
Żałoba prawie:(
Jak usłyszałam, że jak zabraknie krwi na jeszcze jakieś dodatkowe badanie i jeszcze raz trzeba będzie iść!
K.! Ty idziesz!
Ja tego nie zniese!(chamstwa nie zniese)




niedziela, 24 czerwca 2012

Tyle do opisania...


W dzień tatowy był też dzień Nataszkowy.
Tata świętował swój 2 dzień ojca.
Natasza 14 miesiąc życia.
Nie spodziewałam się po K., że uda mu się z nami przeżyć taki fajny dzień.
Dzień ojca odkąd świętuję go z K jest dla mnie wyjątkowy.
Taki ważny.
Nareszcie.
Do mojego ojca nie dzwonie.
Nie mam z nim nadal kontaktu.
Widział Nataszę raz, przez mój gest (jak zwykle).
Nie dzwoni.
W dupie mam. Całe życie się płaszczyć?
To nie dla mnie.

Tak więc dzień Był bardzo ciepły, udany.
Strasznie cieszę się, że to była sobota, w tygodniu nei byłoby takiego uroku.
Tata nie dostał nic drogiego ani specjalnego.
Dostał laurkę do kolekcji(postanowiłam, że co roku dostanie laurkę- dwa pierwsze lata to moja laurka bardziej niż Nataszy no ale;) za rok już będzie jej własnoręczna)
Kosztowała mnie ona 2,5 h czasu, wiec to niewiele;)







(Natasza przestraszyła się na początku zwiniętego rulonu, ale później jak widać jej przeszło:))

-------------------------------------------------------------------------------------------------

Muszę teraz napisać o Natce, bo głowę mi rozsadzi i wszystko zapomnę!

Szczerze?
Nie ogarniam potencjału i chłonności dziecięcego mózgu.
Natasza przyswaja wszystko w takim tempie, że raz zasłyszane, zobaczone jest wykonywane za chwilę tylko przez nią.

Ten miesiąc była przełomowy pod względem rozwoju.
Zna większość zwierząt z książeczek.
Przychodzi, przynosi i każe mi obracać kartki, a ona mówi:
"boooooo"-krowa
"klok, klok" konik robiony językiem-konik
"aaaaa"(w stylu miał piskliwym głosem)-kotek
"aaaarr"-tygrys
Żaby nie umie:D (ja nie bardzo wiem jak mam na żabę mówić to tez cały czas mówię inaczej:D)
Owieczka nowe, tez jeszcze nie umie. ale wie gdzie owieczka ma dzwoneczek:D
"siekanie ząbkami"-królik! jest HITEM wśród zwierząt:D bo mama tak fajnie pokazywała go marszcząc nos;)
Słoń też nowy no i "turuu" zrobić nie umie bo za trudne, ale ćwiczymy nad tym;)
"hau hau" nadal bezdźwięcznie- piesek
najlepszy jest mić panda:D bo dzidzia na haslo :"miś panda" robi Facepalm:D

Inne zwierzątka umie tylko pokazać na obrazku, ale co jej powiem to pokazuje.
W ogóle rozumie wszystko:|!
Nie wiem jak to możliwe, mówię do niej :"Zjedz ziemniaczka"
A ona bierze z talerzyka ziemniaka i je:|
Tak samo z jajkiem, pomidorem(pomidor ostatnio to nawet jest zachęta do jedzenia rzeczy niechcianej np obiadku ze słoika a na śniadanie wchodzi tylko pomidor co mnie niezmiernie wkurza;/ bo nic innego nie je),
wędliną, mięskiem, truskawką, pomarańczą itd, te jedzenia, które przy niej jemy, czy mówimy jak sie nazywają są w lot zapamiętana.
Rozumie też wszystkie polecenia.
Dzisiaj rano:"Natasza, to jest do wyrzucenia do kosza"
To ona bierze to coś, idzie do kosza, popiskuje zeby ktoś jej otworzył, wyrzuca, bije brawo i zamyka drzwi.
Coś dla mnie niepojętego:| codziennie chodzę i się dziwię jak moje maleńkie niedawno pełzające maleństwo potrafi robić dorosłe rzeczy!
To co gorące pokazujemy, że gorące- ona wie i pokazuje tak samo,do piekarnikan ie podchodzi jak mówię ,ze gorące.
Zimne to samo.
Ręce! polubiła mycie rąk, jak tylko zobaczy, że ja myję albo w umywalce leci woda! Ona wali w umywalkę albo pokazuje jak to dziś K powiedzial:"Ola ona chce pić." 
Ja:"a co robi?"
K.:"pokazuje na kran"
O:"chce umyć ręce a nie pić"

Dostała magnes na lodówkę do ręki ze stołu(magnes ma otwerać i se dnia poprzedniego otwierałam piwo i ja nie dobra nie odłożyłam na lodówkę;)) ANI słowa jej nie powiedziałam tylko dałam jej go do zabawy.
Ta wzięła go, podeszła do lodówki i go przyczepiła. (aaaa! ;O ?!)

Codziennie rano daje buziaki K. jak tylko się obudzi. Cudowny widok.

Jak udaje, że coś mnie boli(dzisiaj nie udawałam jak mi zawaliła z grzechotki w zęba;/) to siedzi jak na ścięciu, jest przerażona i przytula mniej ka powiem "przytul mamę" rzuca mi rączki na szyję i się kładzie.(warto wycierpieć dla takiej chwili:D) i bez proszenia daje całusa.

Jak tylko któreś słapie spodnie/bluzę/idzie w stronę drzwi- Natasza robi "papa" 

Mówi niestety nadal po swojemu, ani mama, ani tata, nic z tych rzeczy. Wszystko komunikuje "swoimi" słowami, ale co najśmieszniejsze, wszystko jest zrozumiałe. Wiemy dokładnie o co jej chodzi.
Nie wiem, czy już ja na tyle poznaliśmy, że rozumiemy się bez słów, 
czy przekazuje to w zrozumiały sposób.
Nie robimy też nic za nią, wszystko co może robi sama, wszystko mówimy do niej zdaniami, pytamy 10 razy powtarzając jedno zdanie, aż zaczai o co chodzi. Nie pokazujemy palcem, mówiąć "chcesz pomarańczę?" nie pokazujemy pomerańczy, poszliśmy trudniejszym tokiem i zawsze pytamy o coś czego nie widać.
Ona doskonale wie co to jest, bo jak coś trzyma to jej o tym opowiadam i doskonale kojarzy fakty.
Ogląda książeczkę z owocami i pokazując cytrynę, krzywi się obrazując, że jest kwaśna.


No i hitem oczywiście jest samodzielne usypianie, któremu nadal nie mogę dać wiary.

Ten miesiąc spowodował, że patrzymy na Nataszę jak na starszą dzidzię. 
Wyrosła z 80, ubieramy juz 86 ubranka.
Ma dużo mądrzejszy wyraz twarzy niż w poprzednim czasie.
Jestem zszokowana jej łapaniem nowych umiejętności.
Jestem zszokowana, że JUŻ znów jest miesiąc starsza.
I ciszę się, że mamy zaszczyt być jej rodzicami.
To będzie wyjątkowa dziewczyna.

Ja wiem, że Wasze dzieci, robią może coś więcej, coś mniej, ale dla mnie to jest tak niebywałe, że tak mały człowiek potrafi tyle rzeczy.
Właściwie to zachowuje się jak dorosły w ciele dziecka.
I to napawa mnie ogromną dumą.
Nie znam innych dzieci pod tym katem, nie widzę się z takimi na co dzień może dlatego też tak dokładnie to przeżywam i analizuję, ale ten miesiąc jest dla mnie wyjątkowy.
Opanowała w nim tyle rzeczy.. że matka za głowę się łapie:)

 Śpiochy dwa. Przyszła do mnie, położyła się i zasnęła widząc, że śpię:)
Tata tu ma pępek.

przesadzamy pomidorki
Dzisiaj na 3 h wyprawie na ląki:)
Odpoczynek na trawie.
Jemy pomarańcze, ciasto i pijemy herbatę (w butelce to nie energetyk tylko herbata;))


czwartek, 21 czerwca 2012

Blogowi ludzie

Wiecie co jest zajebistego w blogowaniu??
ha!
To, że wszyscy jesteśmy równi.
Znika jakakolwiek bariera.
Wieku.
Przekonań.
Wiary.
Płci.
Wszystko jest dla każdego.
Każdy może powiedzieć co chce.
Każdy jest odpowiedzialny sa siebie.
Każdy ma szanse na uznanie, na nowe znajomości.
Może być beznadziejną postacią w życiu.
Może nie potrafić wielu rzeczy.
A na blogu może pokazać swoje prawdziwe ja.
I zawsze znajdzie słuchaczy.
Znajdzie kogoś podobnego do siebie.
Zawsze kogoś obchodzi ktoś.

Tak się cieszę, że weszłam w to życie blogowe.
Że mogę cieszyć się ludźmi przez internet.
Że mogę czytać, nie pytając, co u Was.

To jest wspaniały wymysł techniki dla ludzi nie mających znajomych na żywo.
Wspaniałe miejsce spotkań wyjątkowych osób.

Myślałam sobie ostatnio, jak wiele dają mi znajomości blogowe.
Jak wiele serca każda z nas wkłada w rady dla drugiej osoby potrzebującej pomocy.
Jak kilka razy widziałam pomoc materialną koleżance, sama raz pomoglam.
Jak cudownie rano wstawać i móc przeczytać coś ciekawego, nowego, szokującego, zupełnie sprzecznego z naszym zdaniem.
Coś co nadaje barwę dnia.
Coś z czym się głowisz.
Albo myślisz o tym, czym Ty będziesz dziś katować czytelników Twojego bloga.:)

Blogosfera, w której się obracamy to nasz taki drugi świat.
Dziś K. powiedziała mi zły na wczorajszy post :"wywlekasz sprawy domowe pod opinie obcych ludzi"
 Kiedy Wy jesteście mi bliższe niż wszyscy ludzie których widzę na żywo.
 Komu mam się żalić, z kim radować jak nie z Wami!!
:)

Cieszę się, że należę do tej wspólnoty Blogerek.

Cieszę się, że Was poznałam.
:*

środa, 20 czerwca 2012

Relacja dnia od storny matki.

Otwieram oko.
8;11 (pierwsza myśl) "O Boże! tyle nam pozwoliła spać?!"
Wstaje półprzytomna, bo po napojeniu kasłającego dziecka o 1 i wyprzytulaniu do 2 (odniesiona do łóżeczka wreszcie spokojne zasnęła, leżąc z nami walała się godzinę nie mogąc się ułożyć) mogłam dopiero zasnąć.
Podaje kawę K.
Idę po Nataszę.
Cycusiujemy.
Wstajemy, robimy śniadanie i kawę!! ( o zbawienie, może doda mi energii)
Przypominam sobie w tej chwili, że całą kawę zużyłam dla K. i teraz muszę sobie zmielić.
K. dla ułatwienia i uszybcenia mielenia wkręcił młynek we wkrętarkę.
Patrze-rozładowana.. pcham na ładowarkę.
Śniadanie ciąg dalszy.
Najpierw K. do pracy kanapki, potem dopiero nam.
Jemy z Nataszą.
Zalewam jej herbatę.
Sprawdzam ładowarkę.
Nie naładowała się ani grama.
Dupa.
Miele ręcznie kręcąc głowicą wkrętarki.
Ufff. zmachana wsypuje ociupinki kawy. Wystarczy. Zalewam.
Ręka zdrętwiała, ledwo trzyma kubek.
K. po wygramoleniu się wychodzi do pracy.
Natasza macha mu już jak tylko zacznie się ubierać w bluzę jeszcze w pokoju.
Wyszedł.
Pytam N. czy idziemy spać.
Kiwa głową i idzie po smoka.
Ze smokiem w buzi wchodzi na łóżko i czeka.
Wyciągamy smoka, wkładamy cycka.
!5 min. zasypia.
Podkładamy smoka za cycka.
Odnoszę ją do łóżeczka.
Kawa nie działa.
Kładę się nie przytomna do łóżka.
Nastawiam budzik na na pół godziny.
"Muszę umyć głowę przed jazdami" (4 dzień nie myta?! poważnie! w kucyku z opaską nie widać, tłuszcz nie ścieka;))
Leżę.
Przykrywam łeb poduszką.
Nic.
Nie mogę zasnąć.
Kawa jednak działa.
Leże odpoczywając z zamkniętymi oczami.
Zbieram siły.
odkładam wstanie o 20 min bo Natasza się nie budzi.
Wstaje.
Szykuje się.
Oczywiście nie zdążyłam już umyć głowy.
Musimy wyjść przed 12.
Mała śpi do 11;50
2 h.
Budzę ją. Wstaje chętnie.
Ubieram, wsadzam do wózka i heja. 12;01 już nas nie ma.
 Lecimy na autobus. Czekamy. Wsiadamy.
Wysiadamy na 4 przystanku.
Idziemy.
Właściwie to bardzo szybko idziemy bo mam tylko 10 min żeby ją zostawić.
Wchodzimy do babci.
Dziecko chce cycka, bo czuje zagrożenie przez  "pozostawienie".
Doi.
Ja wysłuchuje pierdół o niedożywionym dziecku (wczoraj bylam z nią i nowej pediatry która powiedziała ,że Natasza waży conajmniej kilo za mało)
Babcia w lament.
Mnie szlag trafia.
Na szczęście szybko wychodzę, bo się spieszę.
Lece na autobus.5 min. Cała spocona.
Przebiegam na czerwonym. Dobiegłam.
Jadę. 8 przystanków.
Cały puder mi spłynął.Wycieram. Cieszę się, ze nie nałożyłam podkładu.
Wysiadam.
Dochodzę (pierwszy raz spokojnie dzisiaj gdzieś idę).
Czekam na instruktora.
O 13 wyjeżdzamy.
Relaksuje się.
Pan L jest neutralny. Cały czas gadamy.
Opieprza mnie za każdo najmniejsze wykroczenie. Zwraca uwagę na miejsca ważne na egzaminie.
Chyba z 10 razy obłałabym dziś egzamin.
Mówi, że jest dobrze, czepiać się musi, ale jak będę myśleć to będzie dobrze.
Pocieszona. Moje przedostatnie jazdy jutro.
2 godziny błogiego gadulstwa na temat: KAŻDY
Zrelaksowana na chwilę. Na chwilę w innym świecie.
Moim świecie. Ważnym dla mojej osoby.
Wysiadam przy aptece. I wracam do rzeczywistości. Szybko kupuje syrop. 38.02zl
Czekam na autobus.
3 przystanki.
Ide pół kilometra.
Jestem.
Dziecko na żarte, zadowolone, lata w te i we wte.
Siedzimy. Przy ubieraniu zaczyman znów słuchać rycia bani od babci.
Oddycham, żeby nie wybuchnąć.
Temat inny.
Wkurwienie narasta proporcjonalnie do wypowiadanych przez nią lamentów.
Płacz dobija. Wychodze obojętna.
Myślę tylko o tym żeby zapalić.
Nie mam co.
Idę na przystanek.
Znów biegnę przez podwójną jezdnie bo autobus depcze mi po pietach.
Z wózkiem.
Znów mokra.
Udało się.
Znów na czerwonym.
4 przystanki. Jest 16;30
Dziecko zasypia po drodze.
Wchodzę do domu. Rozpinam jej kurtkę i zdejmuję czapkę i buty.
Śpi w wózku.
A ja..
Padam na twarz.
Płakać mi się chce.
Ledwo stoję na nogach.
Nic nie zrobione. Nic nie posprzątane.
Rozpierdol w domu.
Obiadu nie ma.
A ja z sił opadam.
Stopy od pedałów odpadają.
Kładę się.
Nie pomaga.
Biorę awaryjnego papierosa domowego.
Odpalam na balkonie.
Zaciągam się.
I czuję jak nikotyna rozchodzi się po moim ciele dając ukojenie wrzeszczącej komórce całego ciała.
ŁAduję akumulatory.
10 minut.
Wstaje.
Spinam się. Oberam ziemniaki, myje, stawiam na kuchenkę.
Ogarniam zmywarkę.
Na paluszkach.
Po cichuteńku.
Co by zyskać cenny czas tylko samej.
Oby N, nie wlazła jeszcze na tą głowę ledwo trzymającą się na szyi.
Wchodzi K. 17;30
Gadamy.
N.Budzi się o 18:00
O 19 obiad.
Myję podłogi. Sprzątam blaty.
Czyszczę wózek z gówna, które spada z drzew i przykleja mi sie do kół. Nie wiem co to za drzewo, ale szczerze nienawidzę.
Ogarniam pokoik dzidzi z porozrzucanych ubranek.
Myje za łóżeczkiem kłęby kurzu.
Szukam plecaka. ryję cały dom.
Nie ma.
Chciałam dać K, bo jego sie popsuł.
Nie ma.
N. wykąpana.
21;00
Cycuś.
21;21
N. zasypia sama w łóżeczku. Nawet już nie stoję nad nią.
 Pierwszy raz od 11 rano kiedy siadlam na 10 min siadam do kompa.
I piszę mój wyrzut dnia codziennego.
Padam na twarz.
Niby nic.
Ale czasu tez za mało. Sił za mało.
Coraz więcej się ode mnie oczekuje.
Coraz trudniej mi wszystko ogarniać.
Coraz bardziej czuję wypalenie zawodowe w zawodzie"matka".
Coraz mniej jem.
Coraz bardziej staje się obojętna.
Jestem przytłoczona.
Tak wygląda moje myślenie na temat dnia.
Nie ma w nim entuzjazmu.
Jest tylko czekanie na jakakolwiek chwile oddechu dla siebie.
Jakiekolwiek 5 min w kiblu.
A prania caly kosz na 3 prania conajmniej czeka.
Łazienka obrasta, Nie ma jej kiedy wymyć całej.
Pranie na suszarce stoi już 4 dzień.
Głowa nie umyta od 4 dni.
Zmyłam podłogę pierwszy raz od 3 dni.

Nie wyrabiam.
Nie wiem, czy za mało jestem aktywna.
Czy nie potrafię się zorganizować?
Dla mnie po prostu nie ma jak już wsadzić czegokolwiek.
O książkach?
O magisterce?
O materiałąch na zaliczenia?
O Serialach(nie ogladałam od 3 tyg)?
O paznokciach, które czekają do zrobienia?
O wpisach na blogu(ktore chociaz jakiekolwiek staram się ogarniać)?
Mogę zapomnieć.

Nie ma jak.
Muszę jeszcze naukę testów teraz wkręcić do wtorku. Bo chcę wewnętrzną teorię zdawać we wtorek, z prawa jazdy.

Jeszcze K. chce zeby wystawiała na allegro rzeczy, z domu.
A mi się płakać chce.
Stopy odpadają,
Plecy odpadają.
Pomasować nie ma komu.
Może powinnam pić więcej kawy? może tigery? żeby mieć więcej energii?
To by Natasza nie spała w nocy a na to nie mogę sobie pozwolić.
Już od soboty żadnego meczu nie widziałam.

Nie wiem, może macie dużo więcej pomysłów jak ogarnąć swoje życia tak żeby wszystko zrobić.
Podziwiam.
Bo ja nie wyrabiam.
Po prostu nie wyrabiam.
Zebym chociaż miała tu kogoś z mojej rodziny.
Żebym mogła odać komuś małą nie po to żeby gdzieś lecieć, ale po to żeby odpocząć w ciągu dnia.
Ale nie mam.
Może na wakacje będzie łatwiej jak uczelnia się skończy i nie będzie jazd. Zostanie tylko dom.
Moze uda się wtedy jakiś czas wygospodarować na prace.
Ale teraz jestem przemeczona wszystkim i mam ochotę spierdolić na koniec świata.

Dziękuję.
Już mi lepiej jak się wypisałam.
 Już słyszę te straszne komentarze o tym jak beznadziejna jestem.
Śmiało, nie krępujcie się.


poniedziałek, 18 czerwca 2012

Ogródek domowy

Dziś dla odmiany pokażę Wam nasz parapetowy ogródek.
Bo K. robi też w domu na etacie ogrodnika z zamiłowania:D
Bardzo chciałam mieć domowe pomidorki. Niestety w maju nie mogliśmy już nawet nasion znaleźć w castoramie - jakichkolwiek pomidorków.
K. znalazł jednak nasionka w tesco. Mimo ze są to maluteńkie pomidorki porzeczkowe czy jakieś tam, ale zawsze swoje:)
dziś będziemy je przesadzać już do dużej prostokątnej doniczki.
Pomidorki
Cząber
Papryczka chili
papryczka chili we wczesnym stadium

A na koniec bukiet kwiatów polnych, które dostałam na urodziny. trzyma się już ponad 2 tyg:)

piątek, 15 czerwca 2012

Mówiłam kiedyś, że uwielbiam Jessi???:D
Jedyna przyjaciółkę jaka mnie nie zostawiła??
:)
Uwielbiam.
Ona zawsze w porę przyjeżdża naładować moje akumulatory.
Może rzadko.
Ale jedne cały dzień razem ładuje mnie na kolejne dwa miesiące czy miesiąc.
Dzisiejszego dnia nie da się ominąć.
Zabrałyśmy najłodszą siostrę K. i Nataszę i pojechałyśmy na plac zabaw na Cytadeli.
Natasza oszalała.
Bitą godzinę biegałyśmy z jednego końca "domku z różnymi przeszkodami i spadami" na drugi. Jedno dziecko-2 baby i 5latka do pomocy!
hahahah umeczona jestem, z bolącym kręgosłupem, który wysiadł od poddźwiggiwania 5latki i od latania w te i na zad za maluszką.

aleśmy wszystkie szczęśliwie wymęczone:)

Chciałam się też pochwalić czymś o Nataszy, bo każda czymś się chwali czasem, to i ja muszę.

Dziecko tak szybko czai i jest tak mądre..
Mówię do Jessiki:"zbieramy się i idziemy, bo późno"
Natasza usłyszała i poszła do przedpokoju.
Podchodzi do mnie za chwile i daje mi coś.
Patrze, a ona przyniosła mi mój but-balerinkę.
My wielkie oczy i krzyczymy brawo!
Ta zabiła sobie brawo, odwróciła się i przyniosła mi drugiego buta:D

Nie mogłam się nadziwić:)

a druga pochwała to (chyba już mogę, bo tydzień na to czekałam):
Od tygodnia pijemy cycki, odnoszę ją do łóżeczka i chwilę stoję w ciszy, a ta układa się, wala, wierci, szuka pozycji, ja się po cichutku wycofuje po 5 min max, a ona sama walając się jeszcze może max 10 min(zależnie od dnia)  zasypia!!
nie mogłam w to uwierzyć, myślałam, że to tak jeden dzień.
Nie.
Źle jej spać ze mną obok. Wypija mleko z cycków i z otwartymi oczami leży, przytula się i czeka aż ją odniosę do łóżeczka.
Wnioskuję, że przez to, że jej gorąco albo po prostu wie, że śpi się u siebie.

Jeszcze jedna sprawa mnie zastanawia.
Wyjęliśmy jej ten szczebelek i w dzień sobie wchodzi i wychodzi sama jak i kiedy chce, ale rano jak wstanie to wyrzuca wszystkie misie z łóżeczka, ale nie przyjdzie do nas ani nie wyjdzie z łóżeczka dopóki nie przyjdę po nią. Jak wchodzę, od razu wychodzi sama i idzie ze mną na piechotę do naszego łóżka:D
a ja się łudziłam, że sama przyjdzie na cyca rano:D

Mam pytanie, czy któraś się orientuje czy test na IGE jest refundowany czy trzeba go robić prywatnie??
bo moja pediatra oczywiście sie wywinęła mi mówiąc, że to nie jest ich działka i jak chce to moge na własny rachunek zrobić, ale po co wiedzieć, czy ma czy nie skoro i tak nie będzie wiadomo na co..
ta pani.. mnie dobija czasami.. chociażby po to, że będę wiedzieć czy to alergiczny kaszel czy trzeba sie szykować na chorobę.
3 dzień mamy mokry kaszel. Dostałyśmy jedynie syrop wykrztuśny i mam obserwować..
ech..

zawijam do systematyki

Ciocia J. sprawdziła się dziś 100% na poziomie zajebistym:)



Rura do przechodzenia zrobiła największą furorę!

Na stojąco-idąco też można:)
(nawet dostałyśmy  pochwałę od obywatelki rasy kobiecej 
mówiącej do swojego partnera "ale fajnieee" xD)

czwartek, 14 czerwca 2012

Za dużo do napisania.
Za mało czasu.
Za mało chęci.
Za dużo przytłoczenia niektorymi postami.
Nudy.
Ciągłe pieprzenie jakoś mnie odepchneło od bloga.
Mam wrażenie, że stoję w miejscu.
Czasu nagle z "mało" zrobiło się "jeszcze mniej".
W sumie nawet nie wiadomo dlaczego?!
Stoję.
Na prostej.
Po prostu stoję i ani myśl nie przychodzi, żeby ruszyć ciało.

W głowie tylko dziecko.
Jedna pieprzona monotonia.
Gdzie ludzie?
Gdzie jakiś ruch ze strony świata?
Zgubiłam się na tej śmiesznej prostej, która ma jeden kierunek.
Jak tak można?!
Nie wiem.


Brak znajomych zaczęłam rekompensować sobie pieczeniem, gotowaniem.
Codziennie coś innego. Nowego.
Żeby chociaż tyle było odmiany w moim życiu.
Stawiam poprzeczkę chociaż w kuchni.
Śmieszne.
Ale chociaż taki mały sukces cieszy. Przed samą sobą. Bo komu tu się chwalić.
Że ciasto i drugie. i pierogi..
Hahahahha <smieje się w głos>
Żałosne.
i smutne.
I stoję.
I jakoś nic mnie nie cieszy.

Irlandia została rozjebana.
Jak arbuzem o ścianę rozbryzgana.
Ale walczyli do końca.
Chyba poczułam się jak oni.
Widać powinnam walczyć.
Boże... znowu...

Ciasto z rabarbarem i kruszonką

Ciasto jogurtowe z brzoskwiniami i galaretką
50 pierogów

Zjadacz pierogów

Wózek odziedziczony po córce siostry ze stażem na jaki nie wygląda;) 
Jeszcze raz dzięki;*
Bardzo dobrze się spisuje, ale przez siedzenie przodem Natasza w ogóle nie może zasnąć, bo wszystko taki absorbujące.
A to dla Zezuzuli co by nie myślała, że u nas cały czas takie "czystojedzenie":)

środa, 6 czerwca 2012

:)

Śpieszę donieść, że tak jak zapewniałyście - dziś było bardzo intensywnym, udanym dniem:) co prawda nie pamiętam kiedy byłam tak obolała ale!!

Przebolałam nawet pobudkę o 5;30;)
Poszłam po chleb w trakcie drzemki o 9.
Podałam śniadanie dzidzi i zniknęłam na jazdy.
Przekroczyłam dziś 16 h jazd i powiem Wam, że wczoraj jeździłam najgorzej na świecie!
Ile to dobry dzień daje!
Dzisiaj szło mi bardzo dobrze! tylko 5 razy źle puściłam sprzęgło.
Za to idealnie robiłam wszystkie łuki i wszystkie parkowania(parkowania pierwszy raz dziś miałam-na placu oczywiście).
Jestem z siebie bardzo zadowolona za to jak dziś mi się udało wziąć w czyny wszystkie rady z dnia poprzedniego.
Wróciłam z jęzorem na brodzie lecąc na autobus - bo dziadek!- bo dziadek Nataszy mial przyjechać.
Wchodzę ledwo żywa do domu- słyszę- dziadka nie będzie.- ;/
szybka rozkminka- no to spacer.
O losie! przegonił mnie po łąkach jakieś 5km co najmniej!(nie znam się na odległościach, ale 2h chodziliśmy non stop).
Nogi już odpadają.. to jeszcze do tesco!
Potem obiad- CHwalę K. przez wielkie CH ;D
Najlepsze chili con carne na świecie!!
Udało mi się nawet upiec rogaliki z marmolada:)
No i dziecko padlo o 21;15
Ja mało co nie zasnęłam z nią.
Ale po dzisiejszym dniu wiem co napiszę w candy u Mandarynkowej Mamy:)

Dziękuję za słowa wsparcia wszystkich za wczoraj!:**


wtorek, 5 czerwca 2012

do dup

Taki dzień jak dziś musi kiedyś nadejść.
Pogoda do dupy(pada all day!)
Pobudka do dupy(6:00!!!)
Jazdy do dupy(14-16 h a ja jeździłam dziś jak bym pierwszy raz wsiadła do "elki")
Autobusy do dupy! (na jazdy spóźniona 25min! do domu spóźniona 20 min)
Siły do dupy(brak, wyczerpanie, wypalenie matczyne, obowiązkowe i jakiekolwiek jeszcze)
Obiad zepsuty trochę humorzaście(nie wiedziałam, że K. nie lubi makaronu z truskawkami i śmietaną- a myślałam, że chociaż nim poprawie sobie humor)
Nieudana próba przespania się(nawet w łóżeczku dziecka!)
Wyjące, zawodzące, nicniepodobającesię dziecko.(o losie!)
Marudzący K.
Brak sił na porządki w domu, które i tak należało poczynić.
Pierwszy raz od wielu, wielu dni jestem tak zmęczona fizycznie.(stopy odpadają, kręgosłup pęka)
Pierwszy prawdziwy raz jestem wypalona w zawodzie Matki.
Dziś myślałam tylko o tym, żeby dziecko dało nam już święty spokój.
Nie mam swojej przestrzeni.

Czytam "Macierzyństwo non-fiction" i totalnie zgadzam się z każdym słowem autorki.
Zastanawiam się dlaczego ja nie wydałam takiej książki- mam wrażenie, że czytam to co spisuje na blogu czy wcześniej wynarzekałam na flogu.
Polecam dla sfrustrowanych matek i matek które nie do końca odnalazły się w roli mamy albo takich, które chcą się dowartościować, że nie tylko one szaleją i nie ogarniają.
Książka rozbawiająca w w swojej prawdziwości.
Takie jest dla mnie macierzyństwo. Idealnie tak się czuje jak autorka.
Chyba nawet mamy dzieci w tym samym wieku:)


Wkurza mnie, że Natasza zaczyna wymuszać wszystko płaczem!
Wkurza mnie, że ciągle robi mi na złość- robi to co właśnie jej zabraniam i śmieje się perfidnie zalotnie.
Wkurza mnie, że muszę się na nią drzeć.
Wkurza mnie, że nie potrafie sobie poradzić z własnymi emocjami.
Wkurza mnie, że to JA! muszę wstawać o 6 rano codziennie od kilku dni, śpiąc po 5 h..(nie potrafie tak żyć i stąd też to moje wkurwienie)

Dzisiaj nie lubię Nataszy i mam nadzieję ,że jutro będzie spokojniejsza i pogoda będzie bardziej sprzyjająca dobrym humorom.

Zazdroszczę Wam tych wszystkich słów dziecięcych.
Prawdziwych słów.
U nas coś nie rusza się pod tym kątem.
Owszem, doszły jakieś nowe słowa w języku Nataszy, ale ani Mama, ani Tata nie jest spersonalizowane.
Doszło nam :
"dam"(że Natasza da mi coś)

Wszystko pokazuje, wszystko wie co się do niej mówi, idzie do TATY (do mamy gorzej)
Ale powiedzieć nie chce. Nie pokazuje na Tatę i nie mówi "tata" ani na mnie.
Pokazuje tylko
"tam"
"ta"
"dam"
"da"(to my mamy dać)
 Nie mówi "dzidzia" na dziecko, ani "au" na psa tylko popiskuję i pokazuje palcem jak idzie któreś z nich.
No i liście są bardzo interesujące.

Ale, żeby się nie smucić i nie jeździć po tym czego Naluś nie umie, powiem Wam, że przeszliśmy do kolejnego etapu łóżeczkowania:

K. wczoraj wyjął dwa szczebelki i nauczył Natkę wychodzić i wchodzić do łóżeczka.
Wczoraj się trochę buntowała stąd ta czerwona mina, ale dzisiaj już wchodzenie i wychodzenie jeszcze jak mama zmieniała pościel! ohohooo!! toż to szaleństwo.

I u nas zagościły truskawki.
Ten mały zbój jadł je pod dwiema postaciami:


idę się jakoś wyluzować, bo aż kipi ze mnie jeszcze chociaż z sił opadam.

Ps. Jutro postaram się nadrobić komentowanie, a post o relaktacji muszę przełożyć, bo nie mam siły napisać.

sobota, 2 czerwca 2012

Mój Dzień i Dzień Dziecka

Nigdy nie byłam poszkodowana z powodu dnia dziecka dzień przed moimi urodzinami:)
Zawsze dostawałam dwa prezenty;)
Na dzień dziecka taki symboliczny, nie wielki i na urodziny ten większy.
Pamiętam jak na urodziny w podstawówce zawsze zapraszałam braci, siostry i koleżanki.
Max 10 osób
BYły wtedy jakieś lepsze czasy chyba, bo pamiętam zawsze pełny zastawiony stół, pełni pysznego jedzenia,
połówki arbuza nadziewanej od skórki kolorowymi lizakami.
Pamiętam jak bym te 7 czy 8 urodziny miała wczoraj.
Jak moja mama wymyślała nam konkurencje konkursowe, jak wygrywał każdy po kolei jakąś słodką niespodziankę.
Jaką mieliśmy radość z tych lizaków.
Zwykłych lizaków za 20 gr...
czy chupa chupsów za 50 gr..
Wzruszyłam się.
Łzy mi napłyneły do oczu.
Pamiętam ten stres.
Czy każdemu się spodoba.
Czy nie będę miała  gorszego przyjęcia od innych koleżanek.
Mama pod tym względem była najlepsza.
Zawsze potrafiła wszystko tak zorganizować, żeby było wspaniale.
I czasami mi zazdrościli.:)
Wiecie, że tradycja przeszłą dalej?
Ja ją podałam córce mojej siostry kiedy pierwszy raz zaprosiła koleżanki na swoje 7 urodziny (chyba) i pierwszy raz JA wymyślałam konkurencje mając 17 lat.
Ciężko mi się było odnaleźć w tej roli, bo przecież to matka powinna;)
Siostra jednak poprosiła mnie.
Myślę, że wyszło całkiem fajnie.
Teraz czekam na pierwsze koleżeńskie urodziny mojej córki i pragnę poczuć się jak moja mama i czuć ten lekki stres kiedy będę wymyślać ciekawe dla dzieciaczków konkurencje.


Dziś jest inaczej.
To ja piekę tort.
To ja martwię się o wszystko, żeby wypadło jak bym chciała.


Mam na imię Ola i dziś skończyłam 23 lata.
Nie czułam tego dnia jakoby był jakiś wyjątkowy.
Ot taki dzień z tortem i wspólnym obiadem.
Z życzeniami.
Jednak jest to dzień, który otwiera przede mną mój prywatny kolejny rok.
Rok w którym mogę tylko sobie pokazać czy uda się, żeby był lepszy od poprzedniego 22letniego.
Niby nic.
Kolejne kartki w kalendarzu.
A jednak wiele.
Wiele nowych chwil do przeżycia.
Mam nadzieję, że poradzę sobie w tym roku chociaż w równym stopniu tak jak w poprzednim.
Mam nadzieję, że moje tak proste i logiczne marzenie pomyślane przy dmuchaniu świeczek się spełni.:)




-----------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień dziecka:

Urodziny:




Pisałam Ja :)