piątek, 26 lipca 2013

Nowiny

Codziennie myślę o blogu.
O was.
O tym co się dzieje.
Ale doba jest za krótka.
Moje pokłady sił są zbyt małe.
Dni lipca minęły tak szybko, że nawet nie wiem, jak się nazywam.
Praca, dom, dziecko, magisterka, sen.
Albo
Dziecko, dom, praca, sen.
Żyje jak w jakim nakręconym bączku, który pędzi i nie może się zatrzymać.
Miałam pracować na pół etatu..
Uhum... jasne.. wszyscy na urlopach wiec wyrabiamy cały etat i jeszcze kilka dodatkowych dni.
Była szefowa zaproponowała mi, że mogę sobie dorobić w wolnym czasie(którego nie mam), ale kazdy pieniądz jest dla nas ważny więc latam w tym miesiącu kilka dni po 15 h w pracy łącznie. To tu to tam.
Od 6 do 21. Człowiek pada na pysk. Dwa dni pod rząd to max jaki można na takim trybie przerobić.
Magisterki 8 stron. Od 22 do północy mój mózg nie chce już produkować nic mądrego i musi się mocno wysilać żeby napisać cokolwiek.
Ogólnie wiem wiem jak to się stało, że jest sierpień.
Na Poczcie jest super. Wdrożyłam się, jest bardzo miło. Babki zajefajnie, już prawie wszystko wiem i szybkość obsługi wzrosła o 50procent.
Nawet Pani Naczelnik nas pochwaliła, że jej się bardzo dobre pracownice trafiły.
Może już w sierpniu się dowiem, czy uda mi się zostać na cały etat czy jednak zostanie ta druga dziewczyna.
Zaaklimatyzowałam się i to bardzo, więc przykrość będzie wielka. Na razie jednak, żyje tym co jest i czerpie ile mogę.

Natasza bardzo, ale to bardzo tęskni za mną. Były takie dni, że nie widziałam jej przez 2,5 dnia.
Ciężko znosi to, że mama nie ma dla niej czasu.
Nie oszukujmy się, czasu dla niej nie mam kompletnie.
Jutro jedziemy nad jezioro, więc całą swoją uwagę poświęcę jej, ale uwierzcie mi, mimo wspaniałej ekipy i pracy chętni wróciłabym do domu. Do niej.
Zrobiła się bardzo nieznośna. K. ciężko czasem sobie z nią radzi.
Widzę, że pokłady spokoju i cierpliwości powoli się kończą.
Oboje potrzebowalibyśmy wakacji.
Ja na 300 obrotach.
On nie radzący sobie w domu.
Nie wiem kiedy uda mi się nadrobić, te porządki, które powinny być zrobione na bierząco.
Ubrania z podłogi, które wywaliłam z szafy jak szukałam bluzki, składałam 3 tygodnie.
3 tygodnie pokój dziecka był w połowie zawalony ubraniami, bo nie miałam albo siły albo czasu ich poskładać.
Tęsknie za gotowaniem obiadów. Za niespieszeniem się, za leniuchowaniem podczas drzemki Nataszy. Za codziennymi spacerami po obiedzie.
Za tym, że miałam kiedy malować z nią farbami, a teraz stoją już 3 tydzień zamknięte, nawet nie rozpoczęte.
I czekają.
Na wolniejszy czas.
Ciężko mi się trochę przestawić na pracę od 6 rano kiedy o 5;15 dzwoni budzik, a spać kładłam się 5 h wcześniej. O 15 po powrocie z pracy mam ochote walnąć się spać, bo nogi się uginają i organizm nie kontaktuje.

Schudłam.
Przez pracę na takich obrotach jak teraz schudłam od niejedzenia normalnego juz 3 kg w ciągu miesiąca.
Jeszcze tylko 4,5 kg do wagi wyjściowej z przed ciąży.

Natasza mówi.
To w innym poście, bo chciałąm Wam pokazać filmik, ale mów.
Wreszcie.
2 lata i 2 miesiące.
Przełom.
Codziennie po kilka nowych wyrazów.
Już przełamuje wstyd i powtarza. Nie wszystko.
Ale jest cudownie.

Ta radość kiedy otwieram drzwi do domu po pracy.
Ten uśmiech, który budzi mnie rano, całuje i mówi: "Mama, cieść, mamusia, cieść"

Natasza, to przecież dla Ciebie to wszystko. :)