sobota, 29 grudnia 2012

Garść informacji.

Z domowym chlebkiem w łapie śpieszę wam donieść,
że święta rodzinne(teściowskie;)) i bardzo udane.
Najedzeni, wysmakowani.
Trochę połamana moja osoba, bo zapalenie korzonków mi się na święta przytrafiło to tez 2 dzień Świąt leżałam w łóżku sama w domu (mimo wszystko przyjemnie w tej samotności było poleżeć;) choćby z bólem)
i wygrzewałam co by wrócić do żyjących bez bólu.

Przepraszam za brak życzeń.
I ślę spóźnione, jakoby spłynęła na Was lawina złota, miłości i spokoju ducha:*

Nie mogłam znaleźć zdjęcia w necie, byłam bez aparatu na święta, to też nic nie pofociłam.


Dostałam od wydawnictwa MiND książkę.
Trafili jak nie wiem co.
Mamy ostatnio jakiś ciężki czas.
Ja ze swoimi nerwami.
Natasza ze swoimi.
Jestem na początku, bo czasu na czytanie niewiele,
ale szczerze?
Juz po kilku stronach uratowała mi głowe od szaleństwa.
I ja to mówię!
Nie-wyznawczynie rodzicielstwa bliskości- dosłownego!










Oznajmiłam też K., że za mało czasu sędzamy z Nataszą bawiąc się z nią fizycznie.
Oznajmia to w bardzo wyraźny sposób- swoją agresją i autoagresją kiedy nie zwrócimy nan ią uwagi w TYM! momencie.
Dzisiaj było o 80% pisków mniej.
Mimo roztrojenia się, żeby wszystko pogodzić podzieliliśmy się w działaniu i ogarneliśmy sytuacje tak, żeby wszyscy byli zadowoleni.

A co robiliśmy?
Wyciągnęliśmy tor wygrany jakieś pół roku temu.
Natasza teraz dopiero do niego dorosła i po 3 h zabawy dopiero odpusciła;)
A jaki był krzyk jak tata zaczął składać tor!
W każdym razie:
mama- zachrypła i rozbolało ją gardło od mówienia i komentowania sytuacji na torze, wykrzykiwania kolejnych kwestii za kolejne samochody;)
tacie- wysiały kolana od klęczenia i budowania, co chwile to nowych konstrukcji!(ależ ten nasz tata ma wyobraźnie! niestety tylko pierwsza uwieczniona jest na zdjęciach)
dziecko- wymęczone, zadowolone i uśmiechnięte, pokrzykujące na nas co byśmy się nie opierdzielali tylko alej bawili;)

Mama ukrywa się pod kapturem, bo anie make-upisty ani fryzjera dziś nie odwiedziła;)













Całujemy gorąco i pozdrawiamy Danusie:*** (ciocio-chrzestną mamę!)
I wszystkie inne blogowe Ciocie:*

8 komentarzy:

  1. Chyba i ja muszę po tą książkę sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chętnie sięgnę po te pozycję. Wprawdzie bunt dwulatka już za nami, ale zdaję sobie sprawę, że to tylko cisza przed kolejną burzą. Oj coś wiem na temat wymuszania uwagi teraz zaraz. dasz radę ;-P

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka wygląda na ciekawą. Jestem ciekawa Twojej opinii po przeczytaniu całej.
    Oj, wymuszanie uwagi to się dopiero zacznie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie takim pomocnikiem jest Luby:)on zawsze ogarnie Mikiego jak trzeba

    OdpowiedzUsuń
  5. jak przeczytasz to przyślij mi proszę razem z macierzyństwem non-fiction, bo nie dostałam:D poczytam chętnie w miarę szybko:)
    u nas też chyba za mało czasu poświęcanego na faktyczną zabawę z małym, widzę to w jego zachowaniu:/

    OdpowiedzUsuń
  6. Naska śliczna i to prawda, że uwaga poswięcona maluchom owocuje :D

    OdpowiedzUsuń