niedziela, 1 lipca 2012

o jedzeniu i o książce-moja recenzja

Ależ mi się omlet udał!:D
Jak biszkopt!
K. powiedział, że minęłam się z powołaniem :)
Jedliśmy dziś niedzielne śniadanie na słodko.
Omlet z dżemem wiśniowym i bitą śmietaną.
Natasza zajadała najwięcej to śmietany i dżemu:D
ale omleta tez zjadła kawałek.
Popiła mlekiem krowim.
Jak zobaczyła co jej daje!
Ludzie!
Jak wygłodniały wilk.
Oczy jak 5 zł.
I jeden wypisany na twarzy, krzyczący wręcz wyraz: MLEKOOOOOO!
hahah
Podałam do wyciągniętych łapek.
Piła, piła, oddychała, piła i piła aż wypiła połowę niekapka! :D
Ależ była szczęsliwa.

A potem dossała dwa łyki mleka z cycka i odpłynęła w 3,5 h drzemkę!
Ani pralka, ani mop, ani zgrzytanie walizką z narzędziami po podłodze, ani kawa z ekspresu, ani wyjące przez godzinę dziecko przez otawarty balkon ani Nasze gadanie... NIC jej nie zbudziło!
Chodziłam po 2 h spania i zaglądałam co 15 min czy aby żyje.
 ;)

 Nie wiem co w tym jest, ale w ciąży jadłam tony mandarynek, bananów, pomarańczy.
Wypijałam hektolitry wody, coli, mleka.
Pochłaniałam wszystko co słodkie.
Tuńczyka jadam przez 3 miesiące na śniadanie i na kolacje.

Nie wiem co w tym jest, ale dziecko moje uwielbia te wszystkie rzeczy podwójnie.
Oprócz tuńczyka ;)
Jedyne co to truskawki ktore też uwielbia i arbuza które to jadam w mniejszych ilościach bo w zimie ich nie było.
Nie zapomnę jak w styczniu czy grudniu błagałam K. żeby gdzieś znalazła arbuza!!
Żeby zamówił w piotrze i pawle chociaż plasterek za 10zl za kilogram.
hahahah
zachcianki ciążowe były wybitnie śmieszne:D
Ach! nie wiem jeszcze czy Natasza lubi pączki!:D
Pączki pochłaniałam w ilościach conajmniej kartonowych:)

i cola..
prawie codziennie chociaż jedną puszeczkę..:)

Natasza jak poczuje smak coli na języczku to mało nie zabije za nią:D
Uwielbia to co ja pochłaniałam w ciąży..
Ciekawe. nie czytałam o tym, że to przechodzi do życia pozapłodowego:)

Chciałam też napisać dziś, że doczytałam ostatnie 4 kartki "Macierzyństwa  non-fiction".
Obale teraz wizję książki, że niby jest zaprzeczeniem piękna macierzyństwa, że pokazuje jakie jest straszne, i zniechęca do niego, albo innych niewłaściwych obelg na książkę.

Dla mnie autorka znalazła sposób na wyrwanie innych matek z niedoli potępienia.
Dla mnie autorka wylała swój żal, zmęczenie, przemyślenia na papier pod postacią żartu.
Och! ileż razy ja się śmiałam w autobusie i na przystanku- bo tylko tam ja miałam szanse przeczytać.
Ile razy ludzie patrzyli na mnie jak na zwariowana, kiedy ocierałam łzy wzruszenia i myślała :" no przecież pisze o mnie!"

Według mnie pisze o wypaleniu zawodowym- matkowieniu.
Pisze o rozdarciu i nie mocy odnalezienia się w nowej nieznanej sytuacji.
O wystawieniu swojej siły, emocji, cierpliwości na próbę.
O tym ciężkich chwilach kiedy to trzeba się komuś wygadać, bo inaczej się pęknie z nadmiaru wydarzeń.
O tym ile pracy wymaga macierzyństwo.
Z ilu rzeczy trzbea zrezygnować, przeorganizować życie.
O tym jak ciężko się do tej sytuacji przyzwyczaić i wżyć w nią.
O tym jak zmienia się patrzenie kobiety z pryzmatu kobiety na pryzmat matki.
O tym jak "tracimy dziewictwo" samotności kobiecej i zostajemy na długi okres czasu zjednoczone z dzieckiem.
O podejściu osób nie mających dzieci.
Pisze o tym tak lekko, tak śmiesznie, że w sumie człowiek się śmieje, że to było dla niego problemem.
Książka napisana żartem o prawdzie.
O ciężkości wyzwania jakiego podejmuje się kobieta.
Bo przecież dziecko to wielkie wyzwanie!
Nie każdy jest w stanie je podjąć.
Widać to po domach dziecka(nie przytaczajcie tu, ze domy dziecka mają pod swoją opieką też dzieci rodziców ginących w wypadkach, ja piszę tu tylko o porzuconych).

Do kogo skierowana jest książka?
Do kobiet-matek, które sobie nie radzą, myślą, że tylko one tak mają.
Do kobiet-matek, które chcą sobie poprawić humor.
Do kobiet, które chcą poznać inną stronę macierzyństwa, a nie słuchać kolejnych bezproblemowych opowieści od koleżanek.

Do kobiet, które nie boją się przyznać do prawdy, że macierzyństwo to nie tylko dziecko zdrowe, śpiące, patrzące.


I jeszcze jedno.
Czy to nie prawda, że z pojawieniem się dziecka człowiek traci wolność?
Jeżeli nie, to dlaczego z babki na matki przechodzi stare powiedzenie, które nawet moja mama mi mówiła:
"dziecko zawiąże ci świat"
Bo to prawda.
Dziecko już w brzuchu ogranicza naszą wolność, bo coś boli, bo nie dobrze, bo senność, bo sikać trzeba co pięć minut, bo skurcze, bo ciężko itd.
A po urodzeniu?
Absorbuje cały nasz czas.
I co najważniejsze: już zawsze będzie. Nawet jak sie je odda na tydzień do babci jak będzie miało 3 lata.
To ono i tak będzie siedzieć w naszej głowie.

A autorka, pisze o właśnie utraconej wolności.
Prawdę pisze.
Pisze o czasie, o laktacji, o śnie, o płaczu, o partnerstwie, o libido...
o wszystkim, bez ogródek.
Uważam, że książka zrobi furorę i była bardzo potrzebna.

Polecam gorąco!

Książka Tu



16 komentarzy:

  1. Przeczytałam jakiś czas temu. Moim zdaniem, ta część krytykujących recenzentów demonizuje autorkę ponieważ nie wypada źle pisać o macierzyństwie. Jak tak można napisać szczerze o ciąży, porodzie, życiu z dzieckiem? Mi sie podoba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi taz i to baaardzo, a na koncu sie poplakalam tak pieknie napisala o malych rzeczach.

      Usuń
  2. nie znam książki, chętnie przeczytałabym (może zakupię), ja z zachcianek ciążowych miałam tylko pomarańcze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. :) hehe to Nataszka zaszalała z tym spaniem :) ja tez chodze do Antka co 15 min jak spi dłużej niz 1,5 h :)
    ogolnie nie czytam ksiązek zwiazanych z macierzyństwem :) po prostu nie chce tego czytać bo robie to co robie instynktownie i nie chce sie wkurzać sama na siebie ze jakies jedzenie podałam zle, ze jestem zla mama bo dziecko chodzi w chodziku itp :) po prostu nie czytam ;p wole przygodowe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja w ciazy wcianałam tylko to co ostre i kwaśne :) cipsy ostre chili i na zagryzke do tego ogórek kiszony lub ogórek konserwowy z chili ( w biedronce sa ) i to tyle z zachcianek chyba :)

      Usuń
    2. ale ta ksiazka to wlasnie przeciwienstwo wszystkich innych:D
      o jaaa to ja tez jadlam chipsy ostre ale ogorkow z chili bym nie zjadla:D
      ale zwykle ogorki jadlam przez pierwsze dwa miesiace.

      Usuń
  4. Czy mogę do Ciebie zaglądać?
    Przeczytałam Twój komentarz u Wiewióry na wyżej wymieniony temat i stwierdziłam, że Cię kocham.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahahah:D Jasne, co za pytanie:D zagladaj, ja widze ze mamy bardzo podobne zdania zawsze jak komentujemy u Hafiji:)) wiec zapraszam serdecznie:)

      Usuń
    2. A ja uwielbiam Nessie i jej komentarze u Hafiji. Jesteś taka rzeczowa i konkretna.

      Usuń
  5. chetnie przeczytam, bo dopiero bedac matka, czuje jak wielka jest spoleczna presja, by ZAWSZE byc w siodmym niebie, a tak naprawde rzeczywistosc wyglada zupelnie inaczej- siodme niebo zdarza sie raz na jakis czas, a dni wypelnia powtarzalna monotonia i opieka nad Dzidziusiem. Nie mam zamiaru oklamywac siebie ani innych, ze jest super, bo przeciez czesto NIE JEST. Niestety prawda jest taka, ze o tym sie nie mowi i to jeden wielki temat tabu. Nie rozumiem tylko dlaczego? Macierzynstwo jest instynktowne, porod jest naturalny, ale to, co przychodzi pozniej jest nieraz ogromnie stresujace, trudne, wykanaczajace.. Nie znaczy to, ze Dziecko nie daje szczescia, ale faktem jest, ze totalnie zmienia nasze zycie, przyzwyczajenia, WSZYSTKO. Ja prawie codziennie od dwoch miesiecy obwiniam siebie, ze cos robie nie tak, a dlaczego nie kocham mocniej, nie jestem bardziej czula, dlaczego to i tamto.. itp. Na jednej z angielskich stron przeczytalam, ze na zewnatrz wszyscy zakladaja maske z usmiechem na twarzy, dlatego cala reszta mysli, ze jest super, podczas gdy w domu wszyscy mamy to samo szambo haha:) Dlatego uwazam, ze bardziej uczciwym byloby stawianie pewnych spraw jasno - MACIERZYNSTWO jest ogromnie trudne, a mogloby byc latwiejsze, gdyby nie stawiano matkom kosmicznych wymagan- mniej byloby wtedy obwniania siebie, depresji poporodowych i jeszcze innych tego typu cudow:) Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. otoz to!! piekne slowa koncowe! :)
      zgadzam sie z Toba:)
      niestety wlasnie tak jest. mam nadzieje ze po tej ksiazce cos sie troche jednak pozmienia.
      bo szkoda matek.
      po prostu szkoda tych od dzieci mniej idealnie grzecznych.

      Usuń
  6. Zachęciłaś mnie do przeczytania tej książki :-D

    Mnie się wydaje, że odnośnie macierzyństwa panuje specyficzna zmowa milczenia. Wiadomo, że dziecko ogranicza, że zapomina się znaczenie słowa beztroska, że żaden urlop z dzieckiem już nigdy nie będzie taki jak urlop we dwoje ;-), wiadomo że macierzyństwo to harówa bez prawa do urlopu na żądanie... wiadomo że kobiety po urodzeniu dziecka chlipią po kątach i tęsknią za dawnym życiem. Tylko... nikt nie mówi tego głośno - bo nie wypada, bo się wyjdzie na matkę wyrodną albo nieudolną, bo przecież dziecko to "największy skarb"... A jednak każda matka się cieszy jak "największy skarb" pójdzie spać i jest chwila spokoju :-D

    Ja się nie wstydzę powiedzieć że lubię wychodzić z mężem bez dziecka, że lubię zagłębić się w pracę kiedy małym zajmuje się niania, że lubię jak mały śpi a my pijemy na spokojnie kawę. I nie wstydzę się powiedzieć, że drugiego dziecka nie będę miała bo nie chcę.
    Pozdrawiam!
    http://zyciejakwmadrycie.pinger.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubie to samo! wypic kawke na balkonie, ze spokojem sie polaptowac wieczorem i odetchnac ze do rana jest czas wolny.. ale jak za dlugo spi to chodze i mysle.. "kurde, jednak jej brakuje":)
      i to jest wazne, ze nie zapominamy o dziecku, tylko korzystamy z chwili dla sebie pelna para!

      Usuń
  7. Książki nie czytałam ae to, co piszesz mnie zachęciło. I tak przy okazji zapraszam na swój blog. Może spodoba Ci się u mnie tak, jak mi spoodbało się u ciebie :)

    OdpowiedzUsuń