środa, 20 czerwca 2012

Relacja dnia od storny matki.

Otwieram oko.
8;11 (pierwsza myśl) "O Boże! tyle nam pozwoliła spać?!"
Wstaje półprzytomna, bo po napojeniu kasłającego dziecka o 1 i wyprzytulaniu do 2 (odniesiona do łóżeczka wreszcie spokojne zasnęła, leżąc z nami walała się godzinę nie mogąc się ułożyć) mogłam dopiero zasnąć.
Podaje kawę K.
Idę po Nataszę.
Cycusiujemy.
Wstajemy, robimy śniadanie i kawę!! ( o zbawienie, może doda mi energii)
Przypominam sobie w tej chwili, że całą kawę zużyłam dla K. i teraz muszę sobie zmielić.
K. dla ułatwienia i uszybcenia mielenia wkręcił młynek we wkrętarkę.
Patrze-rozładowana.. pcham na ładowarkę.
Śniadanie ciąg dalszy.
Najpierw K. do pracy kanapki, potem dopiero nam.
Jemy z Nataszą.
Zalewam jej herbatę.
Sprawdzam ładowarkę.
Nie naładowała się ani grama.
Dupa.
Miele ręcznie kręcąc głowicą wkrętarki.
Ufff. zmachana wsypuje ociupinki kawy. Wystarczy. Zalewam.
Ręka zdrętwiała, ledwo trzyma kubek.
K. po wygramoleniu się wychodzi do pracy.
Natasza macha mu już jak tylko zacznie się ubierać w bluzę jeszcze w pokoju.
Wyszedł.
Pytam N. czy idziemy spać.
Kiwa głową i idzie po smoka.
Ze smokiem w buzi wchodzi na łóżko i czeka.
Wyciągamy smoka, wkładamy cycka.
!5 min. zasypia.
Podkładamy smoka za cycka.
Odnoszę ją do łóżeczka.
Kawa nie działa.
Kładę się nie przytomna do łóżka.
Nastawiam budzik na na pół godziny.
"Muszę umyć głowę przed jazdami" (4 dzień nie myta?! poważnie! w kucyku z opaską nie widać, tłuszcz nie ścieka;))
Leżę.
Przykrywam łeb poduszką.
Nic.
Nie mogę zasnąć.
Kawa jednak działa.
Leże odpoczywając z zamkniętymi oczami.
Zbieram siły.
odkładam wstanie o 20 min bo Natasza się nie budzi.
Wstaje.
Szykuje się.
Oczywiście nie zdążyłam już umyć głowy.
Musimy wyjść przed 12.
Mała śpi do 11;50
2 h.
Budzę ją. Wstaje chętnie.
Ubieram, wsadzam do wózka i heja. 12;01 już nas nie ma.
 Lecimy na autobus. Czekamy. Wsiadamy.
Wysiadamy na 4 przystanku.
Idziemy.
Właściwie to bardzo szybko idziemy bo mam tylko 10 min żeby ją zostawić.
Wchodzimy do babci.
Dziecko chce cycka, bo czuje zagrożenie przez  "pozostawienie".
Doi.
Ja wysłuchuje pierdół o niedożywionym dziecku (wczoraj bylam z nią i nowej pediatry która powiedziała ,że Natasza waży conajmniej kilo za mało)
Babcia w lament.
Mnie szlag trafia.
Na szczęście szybko wychodzę, bo się spieszę.
Lece na autobus.5 min. Cała spocona.
Przebiegam na czerwonym. Dobiegłam.
Jadę. 8 przystanków.
Cały puder mi spłynął.Wycieram. Cieszę się, ze nie nałożyłam podkładu.
Wysiadam.
Dochodzę (pierwszy raz spokojnie dzisiaj gdzieś idę).
Czekam na instruktora.
O 13 wyjeżdzamy.
Relaksuje się.
Pan L jest neutralny. Cały czas gadamy.
Opieprza mnie za każdo najmniejsze wykroczenie. Zwraca uwagę na miejsca ważne na egzaminie.
Chyba z 10 razy obłałabym dziś egzamin.
Mówi, że jest dobrze, czepiać się musi, ale jak będę myśleć to będzie dobrze.
Pocieszona. Moje przedostatnie jazdy jutro.
2 godziny błogiego gadulstwa na temat: KAŻDY
Zrelaksowana na chwilę. Na chwilę w innym świecie.
Moim świecie. Ważnym dla mojej osoby.
Wysiadam przy aptece. I wracam do rzeczywistości. Szybko kupuje syrop. 38.02zl
Czekam na autobus.
3 przystanki.
Ide pół kilometra.
Jestem.
Dziecko na żarte, zadowolone, lata w te i we wte.
Siedzimy. Przy ubieraniu zaczyman znów słuchać rycia bani od babci.
Oddycham, żeby nie wybuchnąć.
Temat inny.
Wkurwienie narasta proporcjonalnie do wypowiadanych przez nią lamentów.
Płacz dobija. Wychodze obojętna.
Myślę tylko o tym żeby zapalić.
Nie mam co.
Idę na przystanek.
Znów biegnę przez podwójną jezdnie bo autobus depcze mi po pietach.
Z wózkiem.
Znów mokra.
Udało się.
Znów na czerwonym.
4 przystanki. Jest 16;30
Dziecko zasypia po drodze.
Wchodzę do domu. Rozpinam jej kurtkę i zdejmuję czapkę i buty.
Śpi w wózku.
A ja..
Padam na twarz.
Płakać mi się chce.
Ledwo stoję na nogach.
Nic nie zrobione. Nic nie posprzątane.
Rozpierdol w domu.
Obiadu nie ma.
A ja z sił opadam.
Stopy od pedałów odpadają.
Kładę się.
Nie pomaga.
Biorę awaryjnego papierosa domowego.
Odpalam na balkonie.
Zaciągam się.
I czuję jak nikotyna rozchodzi się po moim ciele dając ukojenie wrzeszczącej komórce całego ciała.
ŁAduję akumulatory.
10 minut.
Wstaje.
Spinam się. Oberam ziemniaki, myje, stawiam na kuchenkę.
Ogarniam zmywarkę.
Na paluszkach.
Po cichuteńku.
Co by zyskać cenny czas tylko samej.
Oby N, nie wlazła jeszcze na tą głowę ledwo trzymającą się na szyi.
Wchodzi K. 17;30
Gadamy.
N.Budzi się o 18:00
O 19 obiad.
Myję podłogi. Sprzątam blaty.
Czyszczę wózek z gówna, które spada z drzew i przykleja mi sie do kół. Nie wiem co to za drzewo, ale szczerze nienawidzę.
Ogarniam pokoik dzidzi z porozrzucanych ubranek.
Myje za łóżeczkiem kłęby kurzu.
Szukam plecaka. ryję cały dom.
Nie ma.
Chciałam dać K, bo jego sie popsuł.
Nie ma.
N. wykąpana.
21;00
Cycuś.
21;21
N. zasypia sama w łóżeczku. Nawet już nie stoję nad nią.
 Pierwszy raz od 11 rano kiedy siadlam na 10 min siadam do kompa.
I piszę mój wyrzut dnia codziennego.
Padam na twarz.
Niby nic.
Ale czasu tez za mało. Sił za mało.
Coraz więcej się ode mnie oczekuje.
Coraz trudniej mi wszystko ogarniać.
Coraz bardziej czuję wypalenie zawodowe w zawodzie"matka".
Coraz mniej jem.
Coraz bardziej staje się obojętna.
Jestem przytłoczona.
Tak wygląda moje myślenie na temat dnia.
Nie ma w nim entuzjazmu.
Jest tylko czekanie na jakakolwiek chwile oddechu dla siebie.
Jakiekolwiek 5 min w kiblu.
A prania caly kosz na 3 prania conajmniej czeka.
Łazienka obrasta, Nie ma jej kiedy wymyć całej.
Pranie na suszarce stoi już 4 dzień.
Głowa nie umyta od 4 dni.
Zmyłam podłogę pierwszy raz od 3 dni.

Nie wyrabiam.
Nie wiem, czy za mało jestem aktywna.
Czy nie potrafię się zorganizować?
Dla mnie po prostu nie ma jak już wsadzić czegokolwiek.
O książkach?
O magisterce?
O materiałąch na zaliczenia?
O Serialach(nie ogladałam od 3 tyg)?
O paznokciach, które czekają do zrobienia?
O wpisach na blogu(ktore chociaz jakiekolwiek staram się ogarniać)?
Mogę zapomnieć.

Nie ma jak.
Muszę jeszcze naukę testów teraz wkręcić do wtorku. Bo chcę wewnętrzną teorię zdawać we wtorek, z prawa jazdy.

Jeszcze K. chce zeby wystawiała na allegro rzeczy, z domu.
A mi się płakać chce.
Stopy odpadają,
Plecy odpadają.
Pomasować nie ma komu.
Może powinnam pić więcej kawy? może tigery? żeby mieć więcej energii?
To by Natasza nie spała w nocy a na to nie mogę sobie pozwolić.
Już od soboty żadnego meczu nie widziałam.

Nie wiem, może macie dużo więcej pomysłów jak ogarnąć swoje życia tak żeby wszystko zrobić.
Podziwiam.
Bo ja nie wyrabiam.
Po prostu nie wyrabiam.
Zebym chociaż miała tu kogoś z mojej rodziny.
Żebym mogła odać komuś małą nie po to żeby gdzieś lecieć, ale po to żeby odpocząć w ciągu dnia.
Ale nie mam.
Może na wakacje będzie łatwiej jak uczelnia się skończy i nie będzie jazd. Zostanie tylko dom.
Moze uda się wtedy jakiś czas wygospodarować na prace.
Ale teraz jestem przemeczona wszystkim i mam ochotę spierdolić na koniec świata.

Dziękuję.
Już mi lepiej jak się wypisałam.
 Już słyszę te straszne komentarze o tym jak beznadziejna jestem.
Śmiało, nie krępujcie się.


28 komentarzy:

  1. super jesteś:*
    ja gdyby nie pomoc osob na stałe mieszkających w tym samym domu co ja (moja mama, tata, mąż i BB) to pewnie nawet sikałabym z Witem u cycka przez pierwsze pół roku

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty zła???? No dobrze, może brakuje ciut organizacji... ALE trzeba od czegoś zacząć. A początkiem jest Twój odpoczynek i reset myśli. Ciężko bo musisz walczyć o współpracę z K. Na walkę też nie masz sił...

    Rozumiem Cię jak tylko można na świecie! Przytuliłabym i dała wolne! Tak Ci się należy wolna chwila, byś mogła z luźnym sumieniem bez napięcia rozpocząć kolejny nowy dzień.

    Wspaniała jesteś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cos za bardzo sie sotatnio przytulamy:D myslisz ze cos moze bedzie miedzy nami?:D hahahah dobrze ze my obie hetero bo jeszcze sobie by cos pomysleli inni:D dziekuje:*

      Usuń
  3. jesteś NORMALNA! Niech się ktoś zgłosi kto nie szuka tych 5 minut dla siebie, choćby w wc. Ja też tak robię, czasem udaję że idę na długo żeby sobie odpocząć chwilę. A pranie na suszarce też 3 dni wisi i co... i nic. To nie jest koniec świata.
    Czas dla siebie trzeba znaleźć kosztem czegoś innego - nie umyć podłogi, zostawić zmywarkę, niech K. ją opróżni i niech ci ON kawę robi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tam olewam to z czym nie mogę wygrać - pranie cały dzień w pralce do powieszenia? I co z tego? Nieuprasowana koszula męża - trudno! Na obiad zapiekanki z pieczarkami - i dobrze! Mama MUSI się wykąpać - to albo oddaję komuś Młodego (ostatnio nie ma komu) albo zamykam się z nim w łazience i on na podłodze autka puszcza a ja się myję. Ach, każda ma takie dni czasami!
    Buziole!

    OdpowiedzUsuń
  5. Szalony dzień miałaś ale jutro będzie lepiej:) Buziaki i trzymaj się!! Chyba żadna mama nie ma idealnie w domu odkąd jest dziecko, a jak ma to... ja też szczerze podziwiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. po pierwszy wygadaj sie mezowi, ze jest ci ciezko. powiedz co czujesz i czego potrzebujesz - gdy nazwiesz te rzeczy i bedziesz wiedziala ze zostalas zrozumiana bez oceniania i doradzania a)zrobi ci sie lzej b) sama znajdziesz sposob.

    ja tez jestem sama.
    bardziej sama niz Ty.
    tez mam dola, co najmniej raz w miesiacu. trwa dwa dni. Po wybuchu uwspokajam sie i wszystko wraca na swoje tory.
    ale ja prasuje ciuchy od swieta.
    myje naczynia rano
    robie obiad wieczorem
    olewam lazienke - myje tylko raz w tygodniu
    maz odkurza - raz w tygodniu. czasem ja sie zlituje i 'przejade' salon

    nie spinaj sie Olu, bo twierdzenie ze ktokolwiek OCZEKUJE od Ciebie jest w Twojej glowie (matce powiedz zeby sie odwalila/tudziez zastosuj te sama metode co wobec meza; to sie nazywa porzumienie bez przemocy wiec sila rzeczy musisz unikac zrzedzenia i krytyki, mowic tylko o swoich potrzebach; mozesz to rowniez zastosowac wobec swojej matki: wysluchac jej gadania nie biorac pod uwage jej slow! ale potrzeby - gada ze Natasza chuda? no wiec prawdopodbnie martwi sie o jej zdrowie etc. w rozmowie z nia nazywaj to co slyszysz, ona Ci powie czy masz racje i ostatecznie da Ci spokoj :-D
    tak jak mowilam twierdzenie ze ktos od Ciebie czego oczekuje jest w Twojej glowie - SAMA od siebie wymagasz za duzo. okresl prorytety. reszte rob jesli masz na to ochote,

    aha i jeszcze jedno. zastap slowo MUSZE slowem WYBIERAM:

    ja WYBIERAM gotowanie obiadu, bo domowy obiad jest zdrowszy niz pizzza z supermarketu..

    pozdr x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie czytasz zbyt często bloga skoro nie wiesz, jaką ma sytuację rodzinną, co? Czasem MUSI zacisnąć zęby. Ola, zapal nawet dwa fajki, daj Natce coś super zajmującego i chwilę pooddychaj. Też gonię w piętkę już i mam ochotę zamknąć dzieci w piwnicy ale ratuje mnie TV :) jestem złą matką i pozwalam im oglądać jak mam ich dość. Jak już zdasz egzamin, będzie luźniej. Buziak w nosek.

      Usuń
    2. A co zrobić z ciśnieniem i frustracją? Permanentnym zmęczeniem i wyczerpaniem? Najpierw trzeba dać ujście negatywnym emocjom i zacząć układać wszystko po kolei...

      Usuń
    3. agnieszko. jad jest zbedny. blog czytam. chce pomoc, bo lubie blogerke, przeciez tylko o to tu chodzi.

      Usuń
    4. nie zaprzeczam przeciez ze odpoczynek/rozladowanie energii etc jest potrzebne twierdze ze SA inne metody.

      Usuń
    5. BiG m- wygaduje się. rozmawiamy w nocy caly czas. Nie zawsze skutkuje. Nie zawsze on potwierdza moje przekonania. twierdzi ze wcale tak nie jest. czasami sie zgadza. roznie bywa. oboje mamy cisnienie takie ze ciezko jest tak jak mowisz rozmawiac bez zlosci czy dusisc w sobie. Dla mnie to bezsensowne, bo po co mam dusic w sobie cos i dokladac i tlamsic i udawac ze nic i walczyc sama ze soba? wole sie jakos "wyzyć" worka treningowego nie mam, reki na sicane mi szkoda, nie mam gdzie isc sie wydrzec do lasu, nie mam maszyny do cwiczen. Musze odreagowac jak moge.

      Z babcia nie da sie niegocjowac tak samo jak z tesciowa. one nigdy nie sluchaja twojej racji tylko najmojsza jest ich;) ciezko sie porozumiec pod wieloma wzgledami, dlatego wybieram najbezpieczniejsza droge :"nie rozmaiwac albo ucinac krotko i nie wdawac sie w dyskusje" ja staram sie miec dobry kontakt, zaciskam czasem zeby inaczej sie nie da zeby sie nie poklocic a po co mam sie klocic z kims kto jest tu namiejscu i do kogo zawsze moge sie zwrocic. nie lubie przepraszac to tez nie lubie sie klocic co by nie musiec przepraszac.
      Ja nie wymagam od siebie niemozliwosci. po prostu jak mala byla mniejsza i ja mialam tylko uczelnie (rzadziej niz teraz i nie trzeba bylo sie tyle uczyc) to ze wszystkim sie wyrabialam, a teraz jest gorzej bo wiecej rzeczy a czasu tyle samo. Uwierz mi znam sie troche na psychologii i wiem jak wazna jest rozmowa i cale zycie zyje na rozmowach. :)
      ale dziekuej za rady mam nadzieje rozwialam Twoje watpliwosci co do tekstu.

      Usuń
    6. wcale nie watpie. jak pisalam nie trzeba dusic niczego. trzeba wiedziec jak powiedziec to co boli. i trzeba umiec zrozumiec/uslyszec czyjas bolaczke. na tym polega PBP. sciskam serdecznie. ps watpliwosci nie mam zadnych :-D

      Usuń
  7. ps da Ci spokoj bo zrozumie ze USLYSZALAS jej potzrebe.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochana bywają dni, kiedy nie wiem w co ręce włożyć, wydawać by się mogło co tam posprzątać mieszkanie niecałe 50 m, ugotować obiad, nastawić pralkę, wyprasować, zrobić córce obiad, kaszkę, pobawić się, wyjść na spacer, bo pogoda taka ładna, pouczyć czegoś dziecka, cały czas mieć na nią oko, żeby nie spad spadła, żeby się nie uderzyła, żeby pies nie polizał, żeby i żeby, z psem wyjść, zapłacić rachunki i jeszcze być piękną, uśmiechniętą wyfiłkowaną, gdy mąż wraca z pracy.
    no jak to zrobić? a społeczeństwo i tak uważa Cię za gorszą, bo przecież nie pracujesz.
    zajebiste mi nie pracowanie.
    rzadko, ale mam takie dni. generalnie udaje mi się wszystko zawsze zrobić, nie lubię bałaganu i chaosu w domu. dlatego znajduję w sobie siłę i energię by mieć porządek, zapłacone, posegregowane itd.

    OdpowiedzUsuń
  9. Myślę, że jak już zdasz egzamin to wszystko się inaczej poukłada, bo nie będziesz musiała latac na jazdy i przede wszystkim wszędzie będziesz mogła dojechać autem.
    Wiem, że Ci ciężko i przytulam.
    Musisz przetrwać najgorsze chwilę, by móc bardziej cieszyć się z lepszych, które będą za chwilę.
    Jesteś dzielna !!!

    Kurde - nie pal :(

    OdpowiedzUsuń
  10. wypalenie zawodowe u mnie też się pojawia. Może i trwa na razie bardzo krótko ,ale jest coraz bardziej emocjonalne. Przeładowanie. Wlasnie mie najbardziej doluje fakt, ze wlosy nie umyte, że nieporządek w domu. Kiedys ogarnialam praca dom, a teraz dziecko dom nie ogarniam...
    Całusy dla Natki :0 Zakochałam się w tym zdrobnieniu:)))

    OdpowiedzUsuń
  11. rozumiem Cię, nie oceniam, rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny blog i wpis:) Tyle powiem, a Ciebie podziwiam - szczerze. Jesteś nie tylko świetna mamą, ale też wyjątkową dojrzałą i odpowiedzialną dziewczyną. Wiem, co mówię bo gdy byłam w Twoim wieku (już trzydziecha na karku:), to pamiętam jakie miała fiu bździu w głowie;) A ty studia, dom, dziecko i jeszcze prawko! Trzymam kciuki, na pocieszenie - u mnie naczynia z wczoraj, obiadu nie będzie, a ja jeszcze siedzę w piżamie (a prawie południe), bo synek dziś wyjątkowo krótką smycz mi dał;) Pozdrawiam gorąco:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam! :) i dziekuje za slowa, no widzisz musialam dorosnac duzo szybciej! :D
      Ja od zawsze jestem taka "dorosla" i dorosle mysle:D im starsza tym mozna powiedziec mniej dorosla:D

      Usuń
  13. Ola jak bym chwilami czytała o sobie :/

    OdpowiedzUsuń
  14. Ty i beznadziejna? To dwa przeciwieństwa! Jutro będzie lepiej!

    OdpowiedzUsuń
  15. ja dziś tez mam kryzys, i jeszcze cisnienie mnie dobija do podłogi... życze duuzooo energii :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Dziekuje Wam kochane za slowa pocieszenia i otuchy i wsparcia!! :):**** I pocieszam sie mysla ze nie tylko ja cierpie na wypalenie matkowania czasmi:)
    Dzisiaj juz bylo duuuuzo lepiej.:) dzieki!!!

    OdpowiedzUsuń
  17. Rashly - ja nie umiem w takich sytuacjach dawać dobrych rad... Mogę tylko napisać, że dla mnie jesteś supermanką! ;) wiesz, że ja mam za dobrze z mężem, więc jak czytam że absolutnie wszystko na twojej głowie, to tym bardziej jesteś dla mnie wzorem do naśladowania!! Ja ogarniam dziecko, raz na jakiś czas obiad i skromne sprzątania, a już mam wrażenie, że to za dużo, więc PODZIWIAM!!! :*

    OdpowiedzUsuń
  18. Myślę, ze rozumiem, jak się czujesz, każda z nas miewa takie dni. To po prostu cięzka robota, szczególnie, gdy dodatkowe obowiązki dochodzą. I też już czasem mnie głowa swędzi od niemycia, uwierz... Nie myśl o sobie źle bo nie ma powodu. U mnie pewne rzeczy pomagają, chociaż też mam poczucie, ze tego całego kramu nie ogarniam:

    - gotuję zwykle wieczorem - w dzień nie jestem zwykle w stanie bo mały za nogę mnie trzyma; albo gotowe jedzenie kupuję (pierogi itd)
    - dla małego mam mrożonki z małych porcjach (hurtem robię) lub słoiki
    - jak jest bardzo źle a muszę coś zrobić (np włosy) puszczam małemu piosenki animowane, wsadzam w fotelik do karmienia i przez te 15 min ogarniam najpilniejsze sprawy
    - nie prasuję (mój facet prasuje sobie koszule sam i czasem cos mu podrzucę swojego)
    - łazienka tylko w weekend i to zwykle facet sprząta
    - jedynie odkurzam codziennie rano bo mój mały raczkuje i zgarnia syf brzuchem
    - a jak czuję, ze za chwilę syna uduszę, to na chwilę do pokoju obok wychodzę i sobie krzyknę - wtedy gul w gardle trochę znika
    - co najmniej raz na tydzień spotykam się z kolezanką i jej dzieckiem, gadamy, piknikujemy, jemy na mieście a domy i prace domowe mamy gdzieś - to bardzo pomaga

    Będzie lepiej, trzymaj się - nie każdy dzień będzie aż tak straszny, to pewne! :)

    OdpowiedzUsuń