Siedzi na balkonie.
Po dniu pełnym tych samych monotonnych czynności.
Siedzi i pali.
Dym uciekający z jej ust spuszcza z niej
troski,
niepokoje,
ciężar dnia.
Czuje jak ciało robi się lekkie.
Wiotkie.
Głowa przestaje boleć.
Owiewa ją jesienny wiatr.
Czuje w powietrzu zimę.
"Niedługo nas odwiedzisz, zostaniesz na kilka miesięcy"
Myśli o ulotnych chwilach.
O lekkich marzeniach.
Słucha ciszy.
Warczących przejeżdżających samochodów.
Powiewu wiatru.
Kropel deszczu.
Ta jedna. jedyna chwila w ciągu doby kiedy jest sama.
Może pomyśleć o czym chce.
Nie trapi jej nic co za drzwiami.
A dym leci.
Tworzy kreatywne wzory.
Spala się jej napięcie.
Jej stres.
Jej żal.
Jej radość.
Zachwyt.
Wszystko wydycha.
Zeby zrobić miejsce na kojelny dzień.
Żeby móc wstać rano i żyć pełnią dnia.
Żeby nic co dnia poprzedniego nie zaprzątało jej myśłi.
Żeby mogła w spokoju oddać się temu nowemu.
I tańczyć z nim, tango następnej doby.
By znów usiąść.
I wydychać
I robić miejsce
I w kółko...
http://everial.blogspot.com/2009/11/z-dymkiem-czyli-moje-spojrzenie-na.html?zx=a6a0f1b6eddeff8c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz