Przeczytałam większość Waszych poprzednich postów.
Niestety komentować już nie mam siły.
Bardzo się cieszę z osiągnąć dzieci, głowie się nad problemami innych dzieci, ale nie bardzo wiem jak je rozwiązać, bo nie byłam w takiej sytuacji. Cieszę się z Waszych pozytywnych wydarzeń.
A co u nas.
Wróciłyśmy .
Próbuję w myślach ogarnąć ten wyjazd, ubrać go w jakieś sensowne zdania.
Dał mi mimo wielu ciężkich fizycznie i psychicznie dni dużo spokoju.
Moje miasto wieje spokojem.
Jeden samochód na 5 min.
Nikt się nie spieszy. Nawet wiatr tam jakoś wolniej wieje.
Powietrzem wolniej się oddycha.
Nie ma parcia.
Ale jest za dużo wspomnień.
Za dużo biłam się z myślami.
Mój pokój odradzał wspomnienia, często było mi przykro, czułam się niezręcznie przez swoje myśli.
Wcale nie chciałam wspominać.
Ale po kilku dniach wspomnienia dały na luz i mogłam zająć się normalnym funkcjonowaniem psychicznym.
Dziecko nowe miejsce przyjęło fatalnie przez duże F.
FATALNIE.
3 dni tylko mama, na ręce, każdy jest zły, obcy i niedobry, cycek miał non stop odkręcany kurek,
piła po 6 razy dziennie, W OGÓLE nie chciała jeść, płacz, wycie, piski.
Jedna wielka masakra piłą mechaniczną.
Nie dawałam rady.
Na szczęście jakoś się powoli oswoiła.
Babcia została najgorzej odebrana, zero współpracy z babcią, nie mogłam zostawić jej nawet na minutę żeby znieść wózek(tzn zostawiałam, bo czasem nie dało się inaczej-płacz słyszałam z 3 piętra jeszcze na parterze).
Chrzestna i moja siostra zostały zaakceptowane, dzidzia bardzo je polubiła.
Mama moja była ok, dopóki ja nie znikałam z pola widzenia.
Natasza przez cały pobyt jadła jak jakiś koszmarny niejadek, ja nie byłam przyzwyczajona do nie jedzenia więc moja frustracja rosła z jej reakcją odmowną.
Umęczyłyśmy się.
Mimo tych wszyskich przeciwności jednak, spędziłyśmy miło chwile, i śmieszne, dużo spacerowałyśmy, spotykałyśmy się z kim się dało.
Nawet udało się mamie wyrwać na imprezę na dwie godziny i pogadać nie o dzieciach;)
Wyjazd oceniam na 4. Każdy starał się nas ugościć jak panie, nie musiałam za wiele robić, ale wyjścia z psem na spacer łącznie z wózkiem i wnoszenie dziecka na 3 i 4 piętro były wykańczające. codziennie po 4,5 razy.. nie do zniesienia.
Szczerze to ja nie mam pojęcia jak WY, które mieszkacie na wyższych piętrach bez windy sobie radzicie i jeszcze nie zdechłyście.
Ja zdechłam, ostatnie dni to już ze łzami w oczach wnosiłam dziecko czując jak wyślizguje mi się z ramion na coraz wyższym stopniu. Ale Wy pewnie nie kursujecie tyle razy dziennie z 11 kilowym obciążeniem. a czasem z 15 kilowym, bo jak się wkurzałam to wnosiłam dziecko w wózku i zakupy.
Żal było wyjeżdżać, ale i zostawać też nie bardzo się chciało.
A w domu, po pięknie przejechanych przez Natasza 6h w pociągu(super przygoda dla niej "ciuchciuchciuch" powtarzane prawie cały czas) cisza, przestrzeń spokój. Nawet pogłos własnego głosu słyszałam.
Dziecko nawet nie rozebrano, poczęło witać się z każdą zabawką:) 40 min nie było Nataszy:)
Co z moich obserwacji?
szlag mnie już trafiał po pytaniu :" to Ty JESZCZE?! karmisz??"
Powinnam napisać sobie na koszulce, albo nadać do wydrukowania i rozpinać suwak w odpowiedzi na pytanie.
Po przeczytaniu waszych postów, zaczynam się zastanawiać jak bardzo różnymi ludzmi jesteśmy, przeczytałam kilka postów o podwumowaniu miesięcy i widzę, jak innych rzeczy uczy każdy z nas, albo jakie rzeczy są dla nas istotne, jedna mówi o sprzątaniu przez jej dziecko, a mi by nawet do głowy nie przyszło czy Natasza to w ogóle wie co to sprzątanie (nie klocków;))
albo chodzenie do tyłu, że to umiejętność (tutaj zainspirował mnie post Happy Power Mama) , bo Natasza też chodzi do tyłu ale nie pomyślałabym, że to jakaś umiejętność, to to, że chodzi na palcach to też umiejętność?
Patrzcie na jakie sprawy każdy z nas uważa za istotne.
Co czytam post o nowościach dzieci, to porównuje do swojej córki i zastanawiam się, dlaczego ja np tego nie zauważyłam, czy nie uznałam za istotne.
Taki banał, a tak mi dał do myślenia.
Widzę też jak każdy w innym etapie życia dziecka, uczy rzeczy, które ja uczyłam już dawno, albo będę dopiero uczyć bo wydawało mi się, że jeszcze za wcześnie.
Tutaj nasz mały sukcec w mówieniu:D
Strasznie zazdrościłam Agnieszce z bloga Adaś i nas dwoje, że Adam mówi już od dawna słowo "kółko".
Właśnie tak jak w moich przemyśleniach, w życiu nie wpadłam, na to żeby uczyć dziecka takiego wyrazu:D tak samo jak nie mówimy auto, bo nie przyszło nam to do głowy, u nas cały czas jest samochód:)
Więc zaczęłam Natce pokazywać kółka w samochodzie, jako, że dziecko moje jest mocno zmotoryzowane.
a później zapomniałam o tym.
Dzisiaj idziemy do domu i nagle patrze na samochód i pytam Nataszy :"powiesz kółko?"
a ona "kółko" to "ł" to taki brawie bezgłośne:) ale byliśmy zachwyceni z K.:D no cieszyliśmy się jak głupki!
I jeszcze jedno.
Dziecko w wieku 16 miesięcy ma już super hiper pamięć.
Nie było nas 10 dni.
Po powrocie wchodzimy do windy a Natasza już! Dotyka te guziki, które doskonale zna, wychodzimy z windy i pamięta, że zawsze machamy "papa" panom na budowie (których już od 2 miesięcy nie ma, bo blok już wybudowany;)), idziemy na dwór, idziemy miedzy blokami i słyszę cały czas od dziecka :" nie ma" i rozkłada rączki, pytam, czego nie ma? w odpowiedzi dostaje :"tam" aha.. no nie wiele mi to daje.
Dochodzimy na koniec bloków, Natasza staje przed placem budowy (tak kolejnej) i mówi :"nie ma, tam!"
a mnie w tym momencie oświeca!
Oczywiście!
Nie ma traktoro-koparki !!
Jakaż ta matka głupia i zapominalska!
Jestem pełna podziwu i przerażona, że dziecko już tyle pamięta, mimo tego, że długo tego nie robiło, albo nie widziało.
Nie zanudzam już.
zdjecia innym razem bo padam
Natasza miała przed snem 38 stopi temp. Mam nadzieje, że to nic takiego, dostała na wszelki wypadek ibum, co by o 1 w nocy nie wstała z większą gorączką.
Czyżby 5-tki sobie o nas przypomniały?
Adasia "kółko" to też jest raczej "kóko" bez ł :D
OdpowiedzUsuńJa Wam zazdroszczę, że Natka tak ładnie sama je i zasypia i śpi i wychodzi z łóżeczka i idzie do Was. My ciągle męczymy się z usypianiem...
A co do wnoszenia po schodach - Pan Adam miesiąc temu ważył 13,5 kg (więc teraz raczej dobił do 14) i ja robię tak: torba dzieciowa, znaczy z jego rzeczami na jedno ramię, torba z zakupami (mam taką specjalną co ma długie uszy) na drugie ramię, a Adaś na barana. Inaczej go nie wniosę bo by mi ręce odpadły na 1 piętrze a wdrapujemy się na wysokie 3, dwa razy dziennie.
Tak więc w razie czego polecam ramiona :)
Natasza nie przytrzyma sie mnie jak bedzie na barana, balabym sie ze by spadla.
Usuńja Adaśka chwytam za ręce, sam się też nie chce trzymać.
Usuńo fajny post i choc taki troszke ze zmeczenia zrodzony, to z tymi fajnymi obserwacjami postepów na tle innych... ja też mam taka refleksje, że sama już nie wiem, jaka umiejętnośc u mojej klaudii jest jakimś osiagnieciem na tle innych, cieszę się więc jak my wszystkie po swojemu :) własnie też zauwazyłam, ze Klaudia ostatnio chodzi na palcach, smiesznie to wygląda :))) i cudownie pokazuje, dzie jest tata, gdzie jest mama i gdzie... Klaudia :) ale z mówieniem normalnych wyrazów gorzej, ciagle nawija w swoim dzieciecym języku...
OdpowiedzUsuńU nas tez jak siedzi Natka sama to cos tam gledzi "kotiko..bugajee" :D i inne takie sliterowe skladnie:D
UsuńStaram sie zeby powtarzala po mnie ale widze, ze nie umie, chcialaby ale nie wie jak powtorzyc oko o mowi koko, bo to juz zna. A jak kazalam powiedziec "nos" to patrzyla na mnie jak na niedorozwoj z politowaniem:D
fajnie ze wyjazd sie udał, mimo takich przeciwności :) a 6 godzin w pociagu - podziwiam. Ja sama bym nie usiedziała a co dopiero dzidzia :)
OdpowiedzUsuńmi tez juz sie te dwie ostatnie odziny dluzyly, ale to byla najszybsza podroz odkad jezdze pociagiem, mialas do nas przyjechac dzisiaj pipko jedna:P
UsuńDobrze, że jesteście ! Świetny post. Nataszka jest strasznie mądrą dziewczynką. Jak się za chwilę rozgada to nie będziesz wiedziała kiedy nawet :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wyjazd udany, Natasza już coraz więcej umie i rozumie ;)
OdpowiedzUsuńfajnie, że wróciliście :)
OdpowiedzUsuńoj, z reguły dzieci nie lubią nowego otoczenia...
Dobrze, że już jesteś :-)
OdpowiedzUsuńDzieci często tak reagują na zmiany.
Co do wnoszenia to ja wprawdzie nie mieszkam na piętrze, ale za to na górce. Piotrek zwykle idzie sam, ale bywa, że jest zmęczony, albo jest ślisko, i wtedy po prostu pakuję zakupy do wielkiego plecaka, a dziecko na ręce.
Pozdrawiam
Nessie
www.potworispolka.blogspot.com
dzisiaj nioslam Natasze na prostej drodze.. ;/ nic przyjemnego. i to kawal drogi wiec wspolczuje noszenia pod gore;/ ja chyba w gory nigdy nie pojade:D nie nadaje sie do noszenia:D
UsuńKwestia przyzwyczajenia, ja kiedys wciągałam wózek z zakupai ałego mialam "pod pachą" i w ręce jeszcze zakupy. co dziennie po kilka razy na 3 pietro. Cóż po jakims czasie doskwierała mi juz tylko waga syna bo była coraz wieksza:)
OdpowiedzUsuń